BOR jednak czekało na prezydenta w Smoleńsku
Prokuratura po raz pierwszy przesłucha dwóch oficerów Biura Ochrony Rządu, którzy 10 kwietnia oczekiwali na lotnisku pod Smoleńskiem na przylot Tu-154M z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie - ustalił "Nasz Dziennik".
Doradca dyrektora rosyjskiej Federalnej Służby Ochrony Siergiej Diewiatow, w odpowiedzi na pytanie "Naszego Dziennika" napisał, że przedstawiciele BOR byli obecni 7 i 10 kwietnia 2010 r. na lotnisku w Smoleńsku w czasie zaplanowanych przylotów samolotów specjalnych z premierem i prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej.
W piśmie przesłanym gazecie Federalna Służba Ochrony, odpowiednik polskiego BOR, zapewnia, że polscy funkcjonariusze zostali dopuszczeni do uprzednio uzgodnionych miejsc przebywania wysokich polskich gości. Przeczy to wcześniejszym publicznym oświadczeniom śledczych z Wojskowej Prokuratury Okręgowej (m.in. płk. Ireneusza Szeląga), którzy twierdzili, że oficerów BOR na płycie lotniska nie było, bo takiej zgody nie wyraziły rosyjskie służby.
- Dwóch funkcjonariuszy BOR było wtedy na lotnisku Siewiernyj, mieli jasno i konkretnie wyznaczone zadania. BOR był obecny na lotnisku zarówno 7, jak i 10 kwietnia, zapewnił stanowczo mjr Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik Biura Ochrony Rządu. Dodał, że wiadomo mu, iż ci funkcjonariusze opowiedzą w prokuraturze o swoich zadaniach i o tym, co robili na lotnisku w Smoleńsku.