Bolesny kontrast. Młodzi Ukraińcy mówią, że chcą bronić ojczyzny, ale ochotników nie przybywa
Ukraińska młodzież deklaruje gotowość bronienia państwa przed rosyjską agresją. Równocześnie nie przekłada się to na masowe zgłoszenia się do armii na ochotnika. Ta rozbieżność nie jest paradoksem emocjonalnym ani wyłącznie ukraińskim. Podobna sytuacja ma miejsce również w Polsce.
Na tle wojennej mobilizacji zdjęcia młodych Ukraińców bawiących się na koncertach w Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu budzą emocje w Polsce, ale jeszcze większe w samej Ukrainie. Nagrania z klubów i plenerowych imprez, na których widać tłumy dwudziestolatków bez śladu wojennego napięcia, stają się wiralami w serwisach społecznościowych, co skrzętnie wykorzystuje rosyjska propaganda. Dla niej to złoty strzał.
Dla części odbiorców na Ukrainie to bolesny kontrast. Podczas gdy rówieśnicy imprezowiczów stoją w okopach pod Pokrowskiem czy Czasiw Jarem, oni - chronieni przez status uchodźcy lub studenta - żyją daleko od wojny w niemal niezakłóconej codzienności. Równie mocno irytuje to zwykłych Polaków, którzy przez lata wojny pomagali Ukrainie, jak tylko mogli.
Kijów stara się to naprawić, ale działania są spóźnione i zbyt łagodne. W ciągu ostatniego roku ukraińskie władze podjęły kroki, by zmienić przepisy mobilizacyjne. Rok temu wprowadzono obowiązek rejestracji i posiadania dokumentu wojskowego oraz obniżono wiek mobilizacyjny. Z kolei w pierwszej połowie roku 2025 rząd uruchomił programy "specjalnych kontraktów" dla 18-24-latków z hojnymi zachętami finansowymi i socjalnymi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Spotkanie Putin-Trump. Gen. Polko o "najczarniejszym scenariuszu"
Równolegle latem 2025 r. przyjęto przepisy dopuszczające podpisanie kontraktu przez osoby powyżej 60. roku życia, jeśli przejdą komisję lekarską. Nowe regulacje i programy miały zachęcić młodych do zgłaszania się na ochotnika do służby.
Nie przyniosło to spodziewanych efektów. Reuters i "The Wall Street Journal" opisały, że po uruchomieniu akcji rekrutacyjnej liczba zapisów była mierzona jedynie w setkach, a nie - w dziesiątkach tysięcy, na co liczył rząd Ukrainy. To znamienne, bo dowodzi, że sam instrument finansowy i marketingowy nie działa na Ukraińców. Oni - w odróżnieniu od ubogich mieszkańców rosyjskiej prowincji - mają do wyboru więcej opcji zarabiania niż wstąpienie do armii.
Rozbieżność oczekiwań
Sondaże pokazują, że Ukraińcy, także młodzi, w większości deklarują gotowość, by "znosić wojnę tak długo, jak będzie trzeba" lub w określony sposób bronić ojczyzny. W badaniach Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii (KIIS) ok. 60 proc. respondentów deklaruje taką długoterminową wytrzymałość.
Równocześnie badania Ilko Kuczeriwa i Instytutu Demokratycznego pokazywały, że około połowy młodych w grupie 18-29 lat można określić jako deklaratywnie skłonnych do ryzykowania w imię wolności. Te deklaracje, jak zauważają badacze, są ważne, bo odzwierciedlają etyczne i tożsamościowe poparcie dla państwa. Tyle że deklaracje nie są równoznaczne z chęcią podpisania rocznego kontraktu, opuszczenia pracy, studiów i rodziny.
Dlaczego młodzi nie idą za deklaracjami? Po pierwsze dla nich istotny jest koszt decyzji. Dla 18-24-latka wstąpienie do armii to utracone możliwości edukacyjne i zawodowe, przerwana ścieżka życia, potencjalna utrata stałych dochodów dla rodziny oraz realne zagrożenie fizyczne. Żaden bonus finansowy, nawet wysoki, nie zawsze rekompensuje te długoterminowe straty. Zwłaszcza w pokoleniu, które widzi migrację i pracę za granicą jako realną alternatywę, z której mogą skorzystać.
Po drugie młodzi Ukraińcy często pytają: czy moja służba zasadniczo zmieni wynik wojny? Widzą straty, jakie armia ponosi na froncie i nagrania przypadków brutalnych przymusowych zatrzymań. Słyszą doniesienia o niejasnych procedurach czy złych warunkach służby. To osłabia w nich gotowość wstąpienia do armii, nawet jeśli w sferze deklaracji ich poparcie dla obrony kraju jest wysokie.
Do tego dochodzą mechanizmy zastępcze. Ukraińscy socjologowie zauważają, że młodzi wolą angażować się inaczej. Przede wszystkim w pomoc humanitarną, wolontariat, pracę przy logistyce czy technologii wojennej. Te formy dają poczucie sensu, które ma tę zaletę, że nie jest obarczone natychmiastowym ryzykiem. Emigracja i presja ekonomiczna wzmacniają ten wybór i nie jest to nie tyle "ucieczka", ile racjonalne zabezpieczenie przyszłych możliwości życiowych.
Podobnie wnioski płyną z badania przeprowadzone przez Program Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju. Raporty koncentrujące się na młodzieży, np. tegoroczny Impact of War on Youth, pokazują złożony obraz, w którym młodzi wykazują silne zainteresowanie sprawami obywatelskimi i wolnością, ale przy tym rośnie emigracja, pragmatyzm życiowy i ostrożność przed angażowaniem się w długotrwały konflikt z wysokim ryzykiem osobistym.
Nic nowego
Podobnie jak na Ukrainie, również w Polsce istnieje deklaratywna gotowość do obrony, ale praktyczne zobowiązania są mniejsze, szczególnie wśród młodzieży. W warunkach pokoju, braku obowiązkowego poboru i różnic pokoleniowych postawy obywatelskie łatwo zatrzymują się na poziomie symbolicznego poparcia, a nie - działania.
W badaniu dla Warsaw Enterprise Institute 66 proc. dorosłych Polaków deklaruje gotowość do obrony kraju, z czego 17 proc. jest gotowa walczyć aktywnie na froncie. Wśród młodych w wieku 18-24 ochotę podjęcia walki zgłosiło 24 proc. respondentów. Aż 84,1 proc. Polaków popiera obowiązkowe przeszkolenie wojskowe dla mężczyzn w wieku 18-60 lat.
Tak wysokie poparcie nie przekłada się na masowe zgłoszenia ani do dobrowolnego przeszkolenia wojskowego, ani do Dobrowolnej Zasadniczej Służby Wojskowej. Wyniki badań opinii publicznej pokazują, że deklaracje typu "jestem gotów bronić kraju" czy "popieram obowiązkowe szkolenia" funkcjonują raczej w sferze symbolicznej niż praktycznej.
Kiedy MON otworzył w ostatnich latach nabór do jednodniowych i kilkudniowych szkoleń "Trenuj z wojskiem", liczba uczestników oscylowała zwykle w przedziale od kilkuset do kilku tysięcy osób rocznie, co w skali kraju jest minimalne w porównaniu z deklarowaną gotowością kilkunastu milionów dorosłych obywateli. Przy społecznym poparciu dla obowiązkowego przeszkolenia na poziomie powyżej 80 proc. wynik ten pokazuje, że między deklaracjami a czynami istnieje przepaść.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski