Bogactwo wróg Polaków


Mądre narody - powiedział król amerykańskiego radia Rush Limbaugh - we własnym interesie roztaczają ochronę nad swoimi bogaczami, narody głupie ich niszczą". Polska należy do tej drugiej grupy. Żądanie w stylu Jakuba Szeli odebrania bogatym i rozdawania biednym staje się kiełbasą wyborczą nie tylko takich partii lewicowych, jak SLD, SDPL i Samoobrona, ale także LPR, PSL, a nawet PiS.

Partie te starają się, aby nikt bogaty w Polsce nie miał łatwego życia, a wręcz nie miał życia w ogóle. Co więcej, najchętniej jakiegoś bogacza (Jan Kulczyk nadaje się tu świetnie) ugotowaliby w kotle i zjedli. Bogactwo stało się w Polsce wrogiem, bieda - cnotą. Badania Pentora na zlecenie "Wprost" pokazują, że wprawdzie 47,9 proc. obywateli RP dobrze ocenia osoby bogate, ale całkiem sporo - 31,3 proc. - źle. Jest niepokojące, że aż 33,6 proc. z nas nie chce być bogatymi, a bardzo duży odsetek - 80 proc. - uważa, że bogactwo powstaje dzięki układom i łamaniu prawa. Większość badanych (41,2 proc.) twierdzi, że osoba biedna byłaby lepszym prezydentem bądź premierem niż ktoś bogaty (32,8 proc.). Czyli lepiej by było, gdyby rządził nami ktoś, kto nie potrafi się dorobić, więc nie ma kwalifikacji do rządzenia. Widać tu zresztą schizofrenię, bo większość zalicza obecnie rządzących prezydenta Kwaśniewskiego i premiera Belkę do ludzi bogatych (odpowiednio: 70,4 proc. i 59,6 proc.).

Kulczyk jak lalka wudu

Upokarzanie i niszczenie bogatych stało się wręcz narodowym sportem. Najpierw próbowano zniszczyć Romana Kluskę. Trafiono nie najlepiej, bo to bogacz cichy, bogobojny, z nikim nie skonfliktowany i wiele łożący na akcje charytatywne. Na szwarccharakter się nie nadawał. Padło na Jana Kulczyka: jest zły, bo ma pieniądze. Jest zły, bo za nie nabył akcje polskiej firmy. Jest bardzo zły, bo za te pieniądze chciałby mieć coś do powiedzenia w firmie Orlen, której spory kawałek kupił. Kulczyk okazał się kimś w rodzaju lalki używanej w praktykach wudu: rany zadane tej lalce powinni odczuć wszyscy bogaci. Jednego bogatego trzeba zabić, a wtedy tacy ludzie jak Izabela Jaruga-Nowacka będą mogli, w trosce o biednych, dalej jadać lancze w luksusowych restauracjach, a cały rząd jeździć nowymi BMW.

Próba zniszczenia Romana Kluski, pozbawienie Jana Kulczyka wpływu na przedsiębiorstwo, w którym ma istotny pakiet akcji, i uczynienie z niego wroga publicznego numer 1 oraz wiele innych przykładów świadomego lub bezmyślnego niszczenia polskich przedsiębiorców pokazuje, że nikomu w Polsce nie zależy na wykształceniu klasy biznesowej, czyli klasy średniej. A przecież już ponad 2300 lat temu Arystoteles zauważył: "Pośród przedstawicieli stanu średniego należy szukać wzoru obywatela. Obywatele z klasy średniej nie pragną cudzego mienia, jak to czynią ubodzy. Tam, gdzie przeważa stan średni, nie ma niepokojów i buntów".

Komu bogactwo utrudnia zbawienie?

W polskim Internecie, w części dostarczającej tzw. gotowce, czyli wzorowo napisane wypracowania, oferowany jest esej "Ludzkość jest niewolnikiem pieniędzy - bogaci rządzą światem". Tezą tego eseju jest stwierdzenie, że bogactwo to rzecz zła i niesprawiedliwa, a koronnymi dowodami na to są dzieła Ryszarda Kapuścińskiego "Kultura ubóstwa" ("świat robi się światem dla bogatych, bogaci chcą zawłaszczyć planetę wyłącznie dla siebie") i Marii Konopnickiej "Miłosierdzie gminy" (rzewna opowieść o Szwajcarii - kraju, w którym biednych ludzi, jako niewolników, sprzedaje się na licytacjach). Te przykłady najlepiej oddają obowiązującą polską moralność. Składają się na nią: stare komunistyczne - choć uwielbiane także przez bolszewików innych kolorów - hasło "bij burżuja" oraz pochwała drobnego złodziejstwa, małych oszustw i kłamania.

Swoje w antybogackiej propagandzie od lat dokłada Kościół katolicki. W osławionej definicji bogactwa w "Słowniku katolickiej nauki społecznej" zaleca się, by bogaci rozdawali swoje majątki. Do tej postawy przychyla się kardynał Józef Glemp, który podczas strajków organizowanych po ogłoszeniu upadłości Fabryki Kabli w Ożarowie wygłosił homilię napiętnującą ludzi biznesu za to, że zbyt wiele uwagi przykładają do pieniędzy i zysków. To smutne, że w naszym kraju tak popularna jest zasada: "Łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego". Ta zasada sugeruje, że bogactwo utrudnia zbawienie. Zupełnie inaczej jest w protestantyzmie, gdzie uczciwie zdobyte bogactwo jest nagrodą w doczesnym świecie.

Polityczna paranoja

To, czego o stosunku do bogatych można się nauczyć w szkole oraz usłyszeć w kościele, tworzy znakomite podglebie dla paranoicznego populizmu uprawianego przez lewicowych i prawicowych bolszewików. W książce "Rzeczpospolita dla moich wnuków" Jacek Kuroń podaje zakłamane dane, by udowodnić, że bogaci są źli i pazerni. Twierdzi, że 10 proc. mieszkańców Polski dysponuje ponad połową PKB, podczas gdy naprawdę dysponują oni 4,5 proc. PKB.
Samoobrona i część posłów SLD oraz Unii Pracy chcą 50-procentowej stawki podatkowej dla osób zarabiających powyżej 12 tys. zł. SLD chce cofnąć kwotę wolną od podatku w wysokości 530 zł rocznie podatnikom z trzeciej i drugiej grupy podatkowej. Uchodzący, nie wiedzieć czemu, za liberała Marek Belka chce podnieść podatek socjalny płacony przez przedsiębiorców, a Prawo i Sprawiedliwość swój program wyborczy zatytułowało "Polska - nie tylko dla bogatych".

Michał Zieliński

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)