Błędne koło taniego państwa. Brak lidera, który zaproponuje, jak z niego wyjść [OPINIA]
Populizm prawicowy został zastąpiony przez populizm neoliberalny. Jeśli nie poradzimy sobie z tą nową odmianą, w Polsce nigdy nie będzie ani przepięknie, ani normalnie.
30.11.2024 12:36
Ponad rok temu, 15 października, Polacy pokazali czerwoną kartkę prawicowemu populizmowi. Odsunęliśmy od władzy rząd, który zafundował nam permanentny kryzys polityczny, wywołał nieznany po 1989 roku kryzys praworządności, zinstrumentalizował państwo dla własnych, partyjnych celów, urządzał medialne nagonki na różne nielubiane przez siebie grupy, od społeczności LGBT+, po nauczycieli.
Głosując przeciw PiS wyborcy "koalicji 15 października" mieli nadzieję, że "jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie". Do tego, niestety, nie wystarczy samo odsunięcie prawicowych populistów od władzy. Niszczący państwo populizm niejedno ma imię.
Obok populizm prawicowego – atakującego wybrane grupy społeczne, niszczącego państwo prawa, budującego system instytucjonalnej korupcji – mamy też populizm neoliberalny. Demontujący państwo, a przynajmniej odcinający jego instytucje od koniecznego finansowania w imię dziecinnej iluzji, że można mieć państwo działające na europejskim poziomie, finansując je podatkami na poziomie Somalii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Błędne koło taniego państwa…
Siłę tego populizmu widzieliśmy ostatnio przy okazji dyskusji nad obniżeniem składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Nawet jeśli się zgodzimy, że przedsiębiorcy niekoniecznie powinni płacić składkę zdrowotną od sprzedaży środków trwałych, nawet jeśli uznamy, że warto ulżyć tym z nich, którzy osiągają najniższe dochody, to naprawdę składki dla przedsiębiorców nie powinny dziś być priorytetem, od którego zaczynamy naprawę finansowania systemu ochrony zdrowia.
Podstawowy problem polega dziś bowiem na czymś innym: na tym, że brakuje pieniędzy na to, by system funkcjonował nawet na obecnym poziomie, który i tak jest niższy od tego, jakiego Polacy mieliby prawo oczekiwać od swojego państwa, biorąc pod uwagę jego obecny poziom zamożności.
Dziś system opieki zdrowotnej (i w ogóle usługi publiczne) tkwią w czymś, co można by nazwać błędnym kołem taniego państwa. Usługi publiczne są niedofinansowane, więc działają źle. Obywatele sięgają w takiej sytuacji po usługi sektora prywatnego – zabierają dzieci do prywatnej szkoły albo zapisują na korepetycje, idą do lekarza prywatnie.
System prywatny dostarcza lepszej jakości usług, choć w przypadku ochrony zdrowia jest w stanie robić to tylko do czasu. W naprawdę poważnych przypadkach naprawdę mało kogo stać na to, by wypisać się z systemu państwowego.
Im więcej jednak ludzi ucieka od usług publicznych do sektora prywatnego, tym bardziej słabnie społeczna legitymacja dla poziomu opodatkowania i oskładkowania koniecznego dla dobrego funkcjonowania usług publicznych. Politycy zaczynają się licytować na to, kto urządzi państwo taniej. A im jest tańsze, tym gorzej działa, co wypycha kolejne osoby do sektora prywatnego etc. etc.
Pełzająca prywatyzacja usług publicznych połączona z zapaścią publicznej ochrony zdrowia czy szkolnictwa zwiększa długoterminowo społeczne nierówności. W takim systemie dobra edukacja czy opieka zdrowotna na przyzwoitym poziomie staję się drogą usługą dostępną tylko dla tych, których na to stać.
…wzmocnione przez PiS
To błędne koło taniego państwa zostało wzmocnione przez osiem lat rządów PiS. Jarosław Kaczyński postrzegający politykę głównie jako sztukę utrzymywania i utrwalania władzy uznał, że na temacie reformy usług publicznych nigdy nie zbuduje poparcia. Zamiast tego zaoferował Polakom 500 plus.
Program nie był sam w sobie źle pomyślany. Miał niewątpliwy efekt redystrybucyjny i popytowy, pomógł też znacząco ograniczyć ubóstwo dzieci – choć jego pozytywne efekty na tym polu pochłonęła wojenno-pandemiczna inflacja. Jednocześnie razem z 500 plus Kaczyński zaoferował Polakom głęboko destrukcyjną dla działania państwa - jako pewnego projektu solidarności społecznej - umowę: "usługi publiczne nie działają? No może i nie działają, ale macie tu pieniądze, żeby sobie w razie czego kupić je na wolnym rynku".
PiS sektor publiczny po prostu przy tym głodził. A gdy jego pracownicy upominali się o godne płace, to przekonywali się, jak niesympatyczna bywała władza PiS.
Bliskie jej media organizowały kampanie hejtu wobec strajkujących lekarzy-rezydentów. Z kolei ujawnione maile mające pochodzić ze skrzynki Dworczyka pokazywały, jak rząd radzi nad tym, by złamać strajk nauczycieli, podsycając wokół nich negatywne emocje.
Błędne koło taniego państwa wzmocnił też Polski Ład. Reformy systemu podatkowo-składkowego zostały wprowadzone w sposób tak chaotyczny, że na długi czas podważyło to legitymację dla jakichkolwiek prób otwarcia dyskusji nad tym, jak sensownie i sprawiedliwie sfinansować działanie państwa na odpowiednim poziomie.
Kto się odważy?
By przerwać błędne koło taniego państwa, konieczny byłby polityk zdolny nie tylko powiedzieć Polakom: "przepraszam, ale nie ma nic za darmo. Bądźmy dorośli, za elementarnie sprawny system opieki zdrowotnej czy edukacji trzeba zapłacić i musimy się na niego wszyscy złożyć", ale także przekonać ich do tego, że faktycznie warto to zrobić.
A w następnym kroku zaproponować postrzegany powszechnie jako społecznie sprawiedliwy rozkład obciążeń na ten cel. Nie ma bowiem oczywistej odpowiedzi, jak powinien on wyglądać. Bo można się np. poważnie zastanawiać czy pobieranie osobnej składki zdrowotnej ma w ogóle sens, czy ochrona zdrowia nie powinna być finansowana z odpowiednio wysokich podatków.
Nie ma też oczywistych odpowiedzi na temat tego, jak powinny się układać relacje między podatkami na prace i konsumpcje, jak system podatkowo-składkowy powinien uwzględniać specyfikę pracy przedsiębiorców czy wolnych zawodów, tak by z jednej strony nie tłumić przedsiębiorczość a z drugiej nie przerzucać kosztów utrzymania systemu na ludzi pracujących na umowie o pracę i nie zachęcać ich od przechodzenia na fikcyjną działalność.
Pytań i dylematów jest sporo, żadna odpowiedź nie jest oczywista, każde rozwiązanie wymaga negocjacji i kompromisów. Tym bardziej absurdalne jest zaczynanie rozmowy na ten temat od wysokości składki przedsiębiorców. To tak, jakby rodzina, której dom zniszczyła powódź, zaczynała dyskusję o remoncie od kłótni o wybór tapet.
Niestety, w Sejmie X kadencji nie widać lidera, zdolnego zaproponować poważną dyskusję na temat tego, jak wyjść z błędnego koła taniego państwa. Jeśli ktoś liczył, że stanie się nim Szymon Hołownia obiecujący projektowanie polityki "na pokolenia", a nie pod kątem najbliższych wyborów, to się przeliczył.
Podobnie jak ci, którzy nadzieje pokładali w Donaldzie Tusku, odmienionym przez europejskie doświadczenie. Lewica ma dobre pomysły, ale nie jest w stanie do nich przekonać swoich koalicyjnych partnerów, nie mówiąc o szerszej opinii publicznej.
Racjonalność wyborcza vs. racjonalność państwowa
Bo jak pokazał ostatni sondaż IBRiS, Polacy w przytłaczającej większości popierają obniżkę składki zdrowotnej dla przedsiębiorców na jednoosobowej działalności gospodarczej. Za opowiedziało się ponad 72 proc. badanych. Te wyniki nie zmieniają się w zasadzie w zależności od grupy dochodowej, obniżkę również niezamożni Polacy, którzy najbardziej odczuliby kolejny odpływ środków z publicznej służby zdrowia.
Lata propagandy neoliberalnego populizmu, ale też doświadczeń z fatalnie funkcjonującą publiczną służbą zdrowia wytworzyły najwyraźniej przekonanie, że publiczna ochrona zdrowia to worek bez dna, w którym giną zabrane pod państwowym przymusem pieniądze i każde rozwiązanie obniżające obciążenia zasługuje na poparcie.
Gdyby pytanie sformułować inaczej – np. czy przedsiębiorcy powinni płacić proporcjonalnie niższe składki niż pracownicy – odpowiedzi wyglądałyby inaczej, a na tak postawione pytanie są jednak, jakie są. Poza częścią "klas gadających" – ekspertów, liderów opinii, dziennikarzy – gotowych godzinami dyskutować na tematy polityczne w mediach społecznościowych pewien neoliberalny, a przynajmniej antyetatystyczny populizm jest bardzo silnie zakorzeniony w polskim społeczeństwie i realna polityka musi się liczyć z tą emocją.
Politycy w sprawie składki zdrowotnej zachowują się więc poniekąd racjonalnie. Tylko niestety racjonalność wyborcza nie do końca pokrywa się z tą państwową, a interes wyborczy polityków z interesem publicznym. Błędne koło taniego, źle działającego państwa, tworzącego społeczne przyzwolenie, by jeszcze bardziej ograniczać jego finansowanie, będzie się więc dalej kręcić. Ze szkodą dla przytłaczającej większości z nas.
Jakub Majmurek dla Wirtualnej Polski