Znają narodowość sprawcy ataku w Monachium. Mówią o zamachu
Premier Bawarii Markus Soeder podejrzewa, że niebezpieczny incydent w Monachium to był zamach. Przed południem rozpędzone auto wjechało w tłum demonstrujących związkowców. Liczba rannych wzrosła do 28 osób, wśród poszkodowanych jest dziecko.
W Monachium, podczas demonstracji, samochód staranował grupę protestujących. Premier Bawarii Markus Soeder ocenił, że mogło to być celowe działanie.
Według informacji przekazanych przez policję, kierowcą był 24-letni Afgańczyk, który ubiegał się o azyl w Niemczech.
"BILD" podaje, że był on znany policji z przestępstw narkotykowych i kradzieży.
Do zdarzenia doszło, gdy pojazd, którym kierował mężczyzna, najpierw jechał za grupą demonstrantów oraz radiowozem, a następnie wyprzedził policyjny pojazd i przyspieszył, wjeżdżając w tył kolumny. Rzecznik policji, cytowany przez agencję dpa, potwierdził te informacje.
Policja oddała strzały w kierunku samochodu, aby zatrzymać kierowcę. Mężczyzna został później ujęty. Wcześniejsze doniesienia mówiły o co najmniej 20 rannych, jednak liczba ta wzrosła do 28, w tym kilka osób jest w stanie ciężkim.
- Atak pokazuje, że coś musi się zmienić w Niemczech i to szybko. Najpierw wydarzenie w Aschaffenburgu w styczniu, a teraz w Monachium. To po prostu wystarczy - mówił w rozmowie z mediami Markus Soeder.
W czwartek strajk, w piątek do miasta przyjadą światowi przywódcy
Dramat rozegrał się ok. godz. 10:30. Kierowca poruszał się autem Mini Cooper, tuż przed dramatycznym incydentem najprawdopodobniej przyspieszył.
Tego dnia związek zawodowy Verdi zorganizował w Monachium strajk. Uczestnicy zgromadzili się, aby domagać się ośmioprocentowej podwyżki płac, wyższych premii i trzech dodatkowych dni wolnych. To właśnie w tę grupę ludzi wjechało rozpędzone auto.
Z kolei jutro w stolicy Bawarii rozpocznie się Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa z udziałem czołowych polityków z wielu państw świata.
Źródło: PAP/Bild/BR24/Reuters/WP
