"Błagaliśmy o rotację". Ukraiński żołnierz utonął. Chciał uciec z kraju
Ciała topielców coraz częściej odnajdywane są w rzece Cisa, która jest naturalną granicą między Ukrainą a Rumunią. Okazuje się, że w rzece giną nie tylko ci, którzy uciekają przed mobilizacją, ale także czynni żołnierze. "The Wall Street Journal" opowiedział historię żołnierza, który chciał uciec z Ukrainy "po dwóch latach wyczerpującej walki i bez perspektyw na demobilizację".
Minęło siedem tygodni od chwili, gdy Iwan Podmalewski miał wrócić na linię frontu, kiedy ratownicy wyciągnęli jego ciało z rzeki na granicy Ukrainy z Rumunią.
Podobnie jak kilkudziesięciu innych mężczyzn, którzy utonęli w Cisie, próbował wydostać się za granicę.
Jego rodzina stwierdziła, że widziała, jak wojna wyczerpała 32-latka, ale nigdy nie pokazał, jak dotkliwe było to wyczerpanie. - Nie wiem, co działo się w jego duszy -powiedziała Ljubow Pidmalowska, matka żołnierza.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Ciała w rzece są ponurym przejawem jednego z największych wyzwań stojących przed Ukrainą: wojna wkracza w trzecie lato i nie ma jasnej drogi do zwycięstwa" – pisze WSJ.
Wielu ludzi, którzy pierwotnie zostali zmobilizowani do odparcia rosyjskiej inwazji, nie żyje, zaginęło lub zostało rannych, a pozostali są wyczerpani ponad dwoma latami brutalnych walk.
- Musimy to zrobić, żeby chłopcy mieli normalną rotację. Wtedy morale wzrośnie - powiedział w maju prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w wywiadzie dla BBC, po obniżeniu wieku mobilizacji z 27 do 25 lat i podpisaniu niepopularnej w kraju ustawy o mobilizacji.
Według sondażu przeprowadzonego przez Carnegie Endowment for International Peace 58 proc. Ukraińców popiera dalszą mobilizację. 35 proc. jest przeciwna.
Jak jednak podaje WSJ, kampania poborowa wywołała także napięcie w społeczeństwie. "W całym kraju mężczyźni ukrywają się przed pracownikami TCK". (odpowiednik Wojskowej Komendy Uzupełnień).
Granice dla mężczyzn w wieku od 18 do 60 lat na Ukrainie są zamknięte. Korzystają na tym szmuglerzy, którzy za kwotę od 4 tys. do 15 tys. dolarów pomagają uciec z kraju.
Straż graniczna codziennie łapie kilkudziesięciu mężczyzn. "To dramatyczna zmiana w porównaniu z burzliwymi początkami wojny, kiedy tak wielu mężczyzn zgłosiło się do walki na ochotnika" - zauważa WSJ.
Matka nieżyjącego żołnierza wspomina, że pierwszy rok służby jej syna był pomyślny.
32-latek brał udział w kontrofensywie charkowskiej, a wiosną ubiegłego roku, gdy Ukraina przygotowywała się do nowej dużej ofensywy, został wysłany na szkolenie do Francji.
Jednak nadzieje na przełom szybko rozwiały się "w obliczu trudnych realiów rosyjskiej obronności. Amunicja zaczęła się wyczerpywać, ponieważ impas polityczny w USA opóźnił dostarczenie kluczowego pakietu pomocowego" - pisze gazeta.
Ukraiński żołnierz: błagaliśmy o rotację
Podmalewski powiedział matce, że wszystko jest w porządku. Ale towarzysz, który służył z nim w 148. brygadzie, przyznał, że on i reszta jednostki byli wyczerpani. - Błagaliśmy o rotację - powiedział żołnierz o znaku wywoławczym "Horets". Protokół zabrania mu podana imienia i nazwiska.
Według Horetsa Podmalewski skarżył się, że dowódca nie udzielił mu zgody na wyjazd za granicę na spotkanie z rodziną na Słowacji, a także zapłacił mu za mało pieniędzy. Od początku wojny dostał przepustkę zaledwie trzy razy.
Z pól bitewnych we wschodniej Ukrainie wrócił do swojej wioski na zachodzie. W związku z nasileniem się mobilizacji w Ukrainie do domu mógł wrócić także 25-letni Walery Minichinow.
Matka namówiła go, aby wrócił z Kijowa i ukrył się przed poborem. - Bałam się, że stracę syna - mówi Ninel Kopekova.
Matka nie wiedziała – jak pisze WSJ – że Walerij zdecydował się na ucieczkę przez Cisę z pomocą przemytnika, któremu zapłacił 4 tys. dolarów. Dzień po jego zniknięciu dziewczyna chłopaka powiedziała jego matce o planach wyjazdu do Szwecji, gdzie już znalazł pracę.
Podróż Walerego zakończyła się około 40 kilometrów w dół rzeki od Wielkiego Byczkowa - jego rodzinnej miejscowości. Ratownicy wyłowili jego ciało z rzeki.