HistoriaBjarni Herjolfsson i Leif Eriksson - Europejczycy, którzy odkryli Amerykę

Bjarni Herjolfsson i Leif Eriksson - Europejczycy, którzy odkryli Amerykę

Gdy w latach 60. XX wieku archeolodzy upublicznili wynik swoich badań w L'Anse aux Meadows świat naukowy oniemiał. Na Nowej Funlandii odkryto osadę i liczne przedmioty codziennego użytku o bez wątpienia skandynawskim pochodzeniu, co ostatecznie przekonało badaczy, że wikingowie nie tylko dotarli do Ameryki 500 lat przed Kolumbem, ale jeszcze tam pomieszkiwali! Okazało się, że islandzkie sagi, które szczegółowo opisywały wikińskie odkrycia geograficzne, to jednak nie są tylko bajki! Skandynawscy dziejopisarze zyskali na wiarygodności, a naukowcy z całego świata znów zaczęli pilnie studiować sagi, by poznać tożsamość nordyckich odkrywców Ameryki - pisze dr Łukasz Malinowski w artykule dla WP.

Bjarni Herjolfsson i Leif Eriksson - Europejczycy, którzy odkryli Amerykę
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons | Dylan Kereluk

02.03.2016 19:30

"Kto pierwszy, ten lepszy" - brzmi znane ludowe powiedzenie. Ludzie kochają wyścigi, jednak w zawodach o tytuł pierwszego wikińskiego odkrywcy trudno jednoznacznie wyłonić zwycięzcę. Całkiem możliwe, że należałoby go przyznać jakiemuś nieznanemu nam z imienia islandzkiemu wielorybnikowi, który wyprawił się na połów w okolicę Ziemi Baffina, lub pechowemu żeglarzowi, który zgubił się na morzu, a prądy zniosły go w kierunku półwyspu Labrador. Według skandynawskiej tradycji takim pechowcem był właśnie Bjarni syn Herjolfa (czyli Herjolfsson), pierwszy znany nam wiking, którego imię wymienia się w kontekście odkrycia Ameryki.

Nie wiemy o nim wiele. W Sadze o Grenlandczykach (będącą w rzeczywistości kompilacją różnych tekstów powstałych w XIII wieku) napisano o nim: "Od wczesnej młodości ciągnęły go podróże i szło mu dobrze, zarówno jeśli chodzi o objętość trzosa, jak i o poważanie wśród ludzi. Zimy spędzał na przemian - na wyprawach lub ze swoim ojcem, wkrótce stał się też posiadaczem własnego statku" (wszystkie cytaty za przekładem Anny Waśko). Bjarni był zatem kupcem, który regularnie kursował między Norwegią (gdzie prowadził interesy) a Islandią (gdzie posiadłość miał jego ojciec).

W lecie roku 985 (lub 986) Bjarni nie zastał jednak rodzica w domu, gdyż ten wyruszył z Erykiem Rudym kolonizować Grenlandię. Dowiedziawszy się o tym, młody handlarz postanowił dołączyć do Herjolfa, choć nikt nie był mu w stanie podać dokładnego kursu na Zieloną Ziemię. Wypłynął w morze i przez trzy dni żeglował zgodnie z planem, aż stracił z oczu ląd. "Lecz potem wiatr, z którym płynęli, ustał, ogarnęły ich północne wiatry i mgły, i nie wiedzieli, dokąd płyną, a trwało to wiele dni. Wreszcie zobaczyli słońce i mogli ustalić strony świata. Postawili teraz żagiel i płynęli, a gdy jeszcze tego samego dnia ujrzeli ląd, zaczęli się zastanawiać, co by to mógł być za kraj". W sadze nie opisano szczegółowo tego lądu - wspomniano tylko, że były tam wzgórza i lasy, a rekonstruując trasę jaką mógł przebyć Bjarni, naukowcy orzekli, iż zapewne ujrzał południowe wybrzeże Labradoru (albo Nową Funlandię). Wiking popłynął dalej i dwa dni później dostrzegł nizinną, lesistą krainę, którą współcześni badacze również
identyfikują z półwyspem Labrador. Z kolei trzy doby później kupiec podziwiał widok wyspy pełnej gór i lodowców, która musiała znajdować się w okolicach Ziemi Baffina. W końcu dopłynął i do czwartego lądu, który okazał się upragnioną Grenlandią.

Czy zatem Bjarniego można uznać za pierwszego odkrywcę Ameryki? Niekoniecznie. Otóż w sadze napisano, że kupiec nie zdecydował się przybić do nowo odkrytych ziem i tylko obejrzał je sobie z pokładu, mimo iż jego załoga domagała się zejścia na ląd. Był blisko mety w wyścigu o największego wikińskiego odkrywcę, ale jej nie przekroczył. Z tego powodu drwili sobie z niego nawet współcześni mu Skandynawowie, zarzucają mu przesadną ostrożność, żeby nie powiedzieć, tchórzostwo. Zachowanie Bjarniego rzeczywiście było co najmniej dziwne. Dlaczego po wielodniowej podróży nie zechciał przybić do lądu, by przynajmniej uzupełnić zapas wody pitnej? Nie znał swojego położenie, nie wiedział, gdzie dokładnie leży Grenlandia, a mimo to nie skorzystał z okazji, by rozejrzeć się po okolicy i zidentyfikować nieznany mu ląd? Tłumaczyć to zachowanie może jedynie domniemanie, iż kupiec miał statek przeładowany towarem, a mówiąc dokładniej, norweskim drewnem, które dla Islandczyków i Grenlandczyków było cenne niczym złoto. Nie
chciał więc narażać ładunku na nieznanych sobie wodach i wbrew sugestii załogi nie skusił się na wyrąb amerykańskich lasów, argumentując to słowami "niczego wam nie brakuje". Tajemniczości jego odkryciu dodaje jeszcze fakt, że w drugiej najważniejszej sadze traktującej o wikińskich wycieczkach do Ameryki (Saga o Eryku Rudym, XIII wiek) w ogóle o nim nie wspomniano, a całe zasługi na polu odkrywania Nowego Świata przypisano Leifowi Erikssonowi.

Szczęściarz w Ameryce

Przez kolejnych piętnaście lat od wyprawy Bjarniego wikingowie z Islandii i Grenlandii nie myśleli o zasiedlaniu nowych ziem. Zmieniło się to dopiero około roku tysięcznego, kiedy dalekie wyprawy zamarzyły się Leifowi Szczęściarzowi. Czytając sagi trudno nie odnieść wrażenia, że młody Grenlandczyk chciał w ten sposób wyjść z cienia ojca - słynnego Eryka Rudego, który zasiedlił Grenlandię i w zasadzie rządził niepodzielnie całym krajem.

Według Sagi o Grenlandczykach Leif udał się wpierw do Bjarniego Herjolfssona, kupił od niego statek i zapewne zaciągnął języka, jak dopłynąć do lądu, jaki Bjarni kilka lat temu odkrył. Niewykluczone, że wśród ludzi kupca Leif znalazł nawigatora, który wcześniej pływał z handlarzem i znał drogę do Nowego Świata. Uzbrojony w wiedzę i w towarzystwie trzydziestu pięciu ludzi wypłynął w morze odwrotną trasą, jaką niegdyś pokonał Bjarni. Pożeglował na Północ wzdłuż wybrzeża Grenlandii, a po pewnym czasie odbił na zachód i dotarł najprawdopodobniej do Ziemi Baffina.

"Najpierw odkryli ten ląd, który Bjarni znalazł jako ostatni. Popłynęli do lądu, rzucili kotwicę, zwodowali łódź i przybili do brzegu. Nie było tam w ogóle trawy. Wielkie lodowce widniały w głębi lądu, a od nich aż do morza rozciągała się jakby płaska skała" - czytamy w Sadze o Eryku Rudym. Leif nazwał tę krainę Hellulandią, czyli Ziemią Płaskich Kamieni, po czym popłynął dalej na południe.

Po jakimś czasie ich oczom ukazała się kolejna kraina, i ją też postanowili zbadać: "Ta ziemia była nizinna i porośnięta lasem, z rozległymi białymi piaskami, gdziekolwiek by nie szli, o łagodnie opadającym ku morzu wybrzeżu". Leif nazwał ją Marklandią, czyli Ziemią Lasów (półwysep Labrador). Pomimo oczywistych zalet tego miejsca, syn Eryka zdecydował się popłynąć dalej na południe. W końcu odkrywcy dotarli do niezwykle urodzajnej krainy, którą ich przywódca nazwał Winlandią (Ziemią Wina; próby wywodzenia tej nazwy nie od słowa vin - wino, ale od vín - łąka, nie wytrzymały próby czasu). Tym razem żeglarze postanowili dokładnie zapoznać się z okolicą i jej bogactwami. Wznieśli osadę nazwaną później Leifsbudir (część badaczy utrzymuje, że są to zabudowania znane z wykopalisk w L'Anse aux Meadows) i spędzili w niej zimę. Na wiosnę zaczęli gromadzić lokalne skarby, czyli przednie drzewo i winorośl, i jeszcze tego samego roku wrócili na Grenlandię w glorii sławy.

Saga o Eryku Rudym jest mniej treściwa w temacie wyprawy Szczęściarza. Jej autor pisze: "Leif wyszedł w morze, długo rzucały nim sztormy i odkrył ląd, którego wcześniej z pewnością nie spodziewał się znaleźć." Ta lakoniczna relacja dostarcza nam jednak jednej zdumiewającej informacji - syn Eryka odkrył Amerykę przypadkowo (tak jak Bjarni), nie mając wcześniej informacji o jej istnieniu.

Raj zwany Winlandią

Obecność wikingów w Ameryce około roku tysięcznego jest faktem. Mimo to opisana w sagach wikińska Winlandia wciąż budzi kontrowersje i nie możemy być w stu procentach pewni, że odpowiada jakiemuś konkretnemu amerykańskiemu regionowi. Czy zatem jest literacką fikcją? Prawdopodobnie nie. Mit o Winlandii powstał bowiem przez połączenie historycznych wypraw wikingów z opowieściami o podróżach w poszukiwaniu raju. Te były w średniowieczu bardzo popularne i wikingowie, a zwłaszcza autorzy sag, zapewne słyszeli i o wyprawach celtyckich bohaterów w poszukiwaniu zaświatowego Avalonu i o słynnej podróży św. Brendana do Ziemi Obiecanej dla Świętych (opisana w IX w.), którego śladem podążali iryjscy mnisi, a nawet o obfitujących w winorośl Wyspach Szczęśliwych (opisanych w VII wieku przez Izydora z Sewilli). Wszystko to mogło wpłynąć na stworzenie przez wikingów własnej wersji ziemskiego raju, do którego starali się dotrzeć.

Mimo swojej zachęcającej nazwy, Grenlandia nie była bowiem krainą w której łatwo się żyło. Zimy były mroźne i długie, łupić nie było kogo, a na dodatek brakowało drewna nadającego się do budowy domów czy statków (a bez nich ci kupcy i wielorybnicy skazani byli na wymarcie). Tamtejsza ludność łatwo dała się więc pochwycić opowieściami o rajskiej Winlandii, która obfitowała w winorośl, drewno i samosiewne zboże, w rzekach pływały olbrzymie łososie, łąki przez cały rok były zielone, a zimy bezmroźne. Nic tylko leżeć i się wczasować.

Ziemia Wina była też dla nich poniekąd rajem utraconym, gdyż poza wyprawą Leifa, wszystkie inne amerykańskie eskapady kończyły się fiaskiem. Wszystko dlatego, że w piśmiennictwie skandynawskim odkrycie Winlandii ma również kontekst religijny. Otóż zarówno w sagach o Olafie Tryggvasonie (w Heimskringla i w tzw. Sadze Większej o Olafie Tryggvasonie , XIII w.), jak i w Sadze o Eryku Rudym zasugerowano, że dopłynięcie do Winlandii nie było największym osiągnięciem życiowym Leifa, a raczej nagrodą za o wiele ważniejszy wyczyn. Za chrystianizację Grenlandii.

Leif przed swoją wyprawą ochrzcił się na dworze króla Olafa Tryggvasona (władca Norwegii w latach 995-1000) i przyjąć od niego misję nawrócenia Grenlandczyków. Pilnie się z niej wywiązał i po powrocie z Winlandii (Saga o Eryku Rudym) lub jeszcze przed jej odkryciem (Saga Większa o Olafie Tryggvasonie) schrystianizował swoją ojczyznę, mimo iż jego ojciec aż do swojej śmierci pozostał zatwardziałym poganinem.

Religijne konotacje ma również przydomek Leifa. Szczęśliwy (w oryg. inn heppni , co różni się od pogańskiego szczęścia - gæfa) odnosi się bowiem do "powodzenia" i "pomyślności" w rozumieniu chrześcijańskim i wiąże z ważnym epizodem w jego życiu. Podczas jednego z rejsów Leif uratował od pewnej śmierci rozbitków, okazując miłosierdzie niczym dobry Samarytanin, a przy tym nieźle się bogacąc (według panujących wówczas zasad, miał prawo do przewożonego na ich statku ładunku). Choć sagi łączą jego przydomek właśnie z tą przygodą, to trudno nie odnieść wrażenia, że fartem było naznaczone całe jego życie i być może to właśnie dzięki niemu został pierwszym (prawdopodobnie) wikingiem, który postawił stopę na amerykańskiej ziemi.

dr Łukasz Malinowski dla Wirtualnej Polski

Dr Łukasz Malinowski - historyk, pisarz i popularyzator nauki, urodzony w 1983 r. W 2010 roku obronił na Uniwersytecie Jagiellońskim doktorat z historii. Specjalizuje się w dziejach średniowiecznej Skandynawii. Autor książek: "Berserkir i ulfhednar w historii, mitach i legendach", "Heros i łotr. Pogański wojownik w średniowiecznej literaturze Islandii". Publikował w "Wiedzy i Życiu", "Focusie Historia", "Mówią Wieki" i "Nowej Fantastyce". Autor powieściowego cyklu "Skald" ("Karmiciel kruków", "Kowal słów tom 1-2"), którego akcja rozgrywa się w Europie z połowy X wieku. Prowadzi stronę internetową: ainarskald.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta
historiawikingowiegrenlandia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)