Władimir Putin obserwuje, co Belgia zrobi z pieniędzmi Kremla. Wołodymyr Zełenski może liczyć na uścisk dłoni belgijskiego premiera (z prawej), ale o konfiskacie Bart De Wever rozmawiać nie chce© East News | Nicolas Maeterlinck

Bitwa o "krwawe pieniądze". Belgia nie chce się rozstać z rosyjskimi miliardami

Tatiana Kolesnychenko

W Kijowie rośnie frustracja, że - nawet po gwałtownym zwrocie w amerykańskiej polityce - Unii Europejskiej brakuje woli politycznej, by skonfiskować zamrożone rosyjskie aktywa. - Czwarty rok pukamy do zamkniętych drzwi. Za oklepanymi frazesami o "komplikacjach prawnych" kryje się interes jednego państwa - mówi Wirtualnej Polsce osoba zaangażowana w negocjacje.

  • Uruchomienie środków mogłoby wzmocnić negocjacyjną pozycję Kijowa i zmniejszyć presję wywieraną przez USA i Rosję. Jednak w Unii Europejskiej wciąż brakuje konsensusu, co do przekazania aktywów.
  • Największym przeciwnikiem konfiskaty jest Belgia, w której jurysdykcji może znajdować się najwięcej rosyjskich aktywów. - Belgowie zarobili miliony na "krwawych miliardach" - mówi osoba zaangażowana w negocjacje.
  • Najlepszy moment na konfiskatę Europa przespała. Dojście do władzy Donalda Trumpa może istotnie utrudnić ten proces. - Jeśli Unia samodzielnie nie podejmie tego kroku, pieniądze mogą wrócić do Rosji. Dlatego należy to zrobić teraz. To jest ostatni gwizdek

AKT WOJNY

Na początku marca 2025 r. Kijów miał nadzieję, że trwająca od trzech lat batalia o zamrożone rosyjskie aktywa w końcu zostanie rozstrzygnięta.

Po inscenizowanej kłótni w Białym Domu i zawieszeniu pomocy wojskowej dla Ukrainy wydawało się, że przekazanie Kijowowi około 200 mld euro rosyjskich aktywów będzie krokiem nie tylko leżącym w bezpośrednim interesie UE, ale i - co w polityce nie jest pierwszoplanowe - zasadnym moralnie.

Środki te mogłyby zmniejszyć presję wywieraną przez Donalda Trumpa na Ukrainę i pomóc jej uniknąć upokarzającego pokoju na warunkach Rosji. Z kolei Unia Europejska zdjęłaby z siebie ciężar odpowiedzialność za dozbrajanie Kijowa w chwili, kiedy państwa członkowskie uzgodniły wydanie gigantycznej kwoty 800 mld euro na inwestycje we własną obronność.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

WIDEO

Trump nie dotrzyma słowa? "Ja bym był bardzo ostrożny"

- Na tle szalonego powrotu Trumpa do władzy nawet najwięksi przeciwnicy ruszenia aktywów zaczęli się zgadzać, że wojnę, którą rozpętała Rosja, należy dalej finansować z jej własnych pieniędzy - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską wysoko postawiony ukraiński urzędnik.

Według niego adwokatem Ukrainy w UE jest Polska, która obecnie sprawuje prezydencję w Radzie Unii Europejskiej, a transfer popierają kraje bałtyckie, skandynawskie i Hiszpania. Z kolei Francja i Niemcy, które wcześniej sprzeciwiały się tej decyzji, teraz zaczęły zajmować bardziej elastyczne stanowisko. Największy opór stawia jeden kraj - Belgia.

Jeszcze przed rozpoczęciem unijnego szczytu, który odbył się 20 marca, premier Belgii Bart De Wever domagał się, by temat zamrożonych rosyjskich aktywów w ogóle nie był poruszany, a w rozmowie z dziennikarzami stwierdził, że konfiskata byłaby "aktem wojny".

- To nie jest jakaś drobnostka. Nie żyjemy w świecie fantazji. To jest prawdziwy świat, w którym ruszenie 200 miliardów pociągnie za sobą konsekwencje. Rosjanie będą wściekli i mają środki, by odpowiedzieć - mówił De Wever.

Według ukraińskich urzędników, prawników specjalizujących się w prawie międzynarodowym i aktywistów zaangażowanych w negocjacje za fasadą tych oklepanych straszaków kryje się interes finansowy Belgii.

- To są Himalaje hipokryzji. Przez dwa lata belgijski rząd zarobił setki milionów na krwawych rosyjskich miliardach - mówi nam inna osoba zaangażowana w negocjacje.

Zamrożone rosyjskie aktywa
Zamrożone rosyjskie aktywa© WP | Wojciech Kozioł

BATALIA

Kilka dni po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę państwa G7 podjęły decyzję o nałożeniu na Kreml sankcji. Jedną z nich było zamrożenie rosyjskich rezerw ulokowanych na rachunkach w zachodnich bankach i w instytucjach finansowych. Od tego czasu w cieniu krwawych walk o ukraińskie miasta równolegle zaczęła toczyć się bitwa o gigantyczne pieniądze.

- Byliśmy wdzięczni za zamrożenie rosyjskich aktywów, inaczej Kreml wykorzystałby je do finansowania wojny. Ale szybko stało się jasne, że sytuacja jest patowa. Skala zniszczeń rosła, a broni ciągłe brakowało. Rozwiązanie było proste: jeśli sojusznicy nie są w stanie nam pomóc, mogą przekazać nam rosyjskie pieniądze, które według prawa międzynarodowego i tak należą się Ukrainie - mówi w rozmowie z WP ukraiński urzędnik pełniący wysokie stanowisko.

Według Kijowa w zachodnich instytucjach finansowych Rosja mogła zdeponować około 100 mld dolarów i 200 mld euro. Dokładne liczby do dziś nie są znane.

- Większość krajów nie chce upubliczniać informacji o rosyjskich aktywach. To świadoma taktyka, by uniknąć presji i odpowiedzialności za podejmowanie decyzji. Nie wiemy, ile dokładnie jest pieniędzy, kto i w jaki sposób nimi gospodaruje ani w czyjej jurysdykcji się znajdują. Wokół rosyjskich aktywów wytworzyła się atmosfera tajemnicy i niedopowiedzeń - ocenia nasz rozmówca.

Opierając się na informacjach z otwartych źródeł i sprawozdaniach z roku 2021, ukraińscy analitycy doszli do wniosku, że ok. 100 mld dol. jest ulokowanych w USA, Kanadzie, Japonii, Australii. Z kolei ok. 200 mld euro jest we: Francji, Szwajcarii, Luksemburgu, Wielkiej Brytanii oraz w Belgii, pod której jurysdykcją może znajdować się większość tej kwoty.

Już na samym początku dyskusji państwa G7 uznały, że przeprowadzenie konfiskaty powinno się odbyć wszędzie jednocześnie, by zminimalizować konsekwencje dla światowych rynków finansowych. Ale głosy w tej sprawie były podzielone.

- Ówczesny prezydent Joe Biden naciskał na przekazanie rosyjskich pieniędzy Ukrainie, pod jego rządami Kongres przyjął ustawę umożliwiającą ten krok. Podobne stanowisko zajmował Rishi Sunak, były premier Wielkiej Brytanii. Kanada, Japonia i Włochy zachowywały neutralność. Problem tkwił w Unii Europejskiej - mówi osoba zaangażowana w negocjacje.

Przeciwko konfiskacie rosyjskich pieniędzy występowały Francja, Niemcy i przede wszystkim Belgia, która blokowała każdą decyzję na poziomie UE.

Paryż twierdził, że obawia się potencjalnych konsekwencji dla stabilności euro, ponieważ Arabia Saudyjska i Chiny szantażowały Europę, że w razie naruszenia rosyjskich aktywów wycofają swoje, co mogłoby zachwiać rynkami finansowymi.

- Z kolei Berlin zasłaniał się słabymi argumentami prawnymi, ale ta pozycja była częścią miękkiej polityki wobec Rosji, którą uprawiał ówczesny kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Najbardziej perfidną grę prowadzili Belgowie. Pod wieloma względami byli gorsi niż Węgrzy - mówi jeden z rozmówców WP.

KURA ZNOSZĄCA ZŁOTE JAJA

"Opowiadam się za dużą ostrożnością, jeśli chodzi o zamrożone aktywa. W tej chwili to kura znosząca złote jaja. Również dla Ukrainy" - stwierdził na początku marca Bart De Wever.

W ustach premiera Belgii bynajmniej nie była to licentia poetica, a zanim "złote jaja" trafiły do Ukrainy, przez dwa lata wojny zbierał je belgijski rząd w Brukseli.

- W Europie są dwie izby rozliczeniowe, na których trzymają się lokalne giełdy papierów wartościowych: luksemburski Clearstream oraz największy w UE belgijski Euroclear. W odróżnieniu od Clearstream, który po 2014 roku zaczął ograniczać współpracę z rosyjskimi podmiotami, Euroclear nadal akceptował transakcje kremlowskich instytucji. W efekcie w lutym 2022 roku, po rozpoczęciu inwazji, został zmuszony zamrozić 191 miliardów euro, z których większość należała do Banku Centralnego Rosji - wyjaśnia Olena Haluszka, współzałożycielka projektu Międzynarodowe Centrum Zwycięstwa Ukrainy oraz dyrektorka ds. stosunków międzynarodowych w Kijowskim Centrum Działań Antykorupcyjnych.

- Dla Euroclear i Belgii było to jak wygrana na loterii. Kiedy rosyjskie obligacje dojrzały i zamieniły się w gotówkę, nagle zostali z niewyobrażalną górą pieniędzy. I choć Euroclear jako depozytariusz nie jest przystosowany do zarządzania tak olbrzymimi kwotami, zaczął inwestować te aktywa i otrzymywać superzyski w postaci odsetek. Z dnia na dzień wzrosły one prawie tysiąckrotnie - mówi jeden z naszych rozmówców.

Według niego już na samym początku inwazji Belgia uznała interesy Euroclear, który jest jednym z głównych płatników podatków w kraju, za tożsame z interesem narodowym.

- Innymi słowy: rząd belgijski postanowił chronić tę "wygraną na loterii". Kalkulacja jest prosta: belgijski fiskus nałożył 25 proc. podatku na zyski, które generowały rosyjskie aktywa. W roku 2022 i 2023 Euroclear zarobił odpowiednio 0,794 i 4,34 mld euro, więc do budżetu Belgii trafiło łącznie 1,282 mld euro. Dla porównania, w 2021 roku Euroclear zarobił 0,463 mld euro, czyli prawie 10 razy mniej niż zyskał na wojnie w Ukrainie i zamrożonych rosyjskich aktywach. Była to wystarczająca motywacja, by Belgowie zaczęli hamować wszystkie dyskusje na temat konfiskaty rosyjskich pieniędzy - dodaje.

- W 2023 roku uczestniczyłem w negocjacjach z przedstawicielami belgijskiego rządu. Panowie w drogich garniturach, z uśmiechem na twarzy tłumaczyli, że w zasadzie nie ma różnicy, czy opodatkowują sprzedawcę gofrów na ulicy, czy Euroclear, który zbija fortunę na krwawych pieniądzach. Usłyszałem: "Wiesz, to są normalne zyski". Była to obrzydliwa hipokryzja, bo w tym samym czasie Belgowie otaczali się aurą "prawdziwych Europejczyków", którzy wspierają Ukrainę walczącą o wspólne wartości. Pod tym względem nawet Węgrzy prowadzili o wiele bardziej uczciwą grę - opowiada jeden z naszych rozmówców.

POMOC

Podejście Belgii budziło coraz większą irytację w Unii Europejskiej.

- Polska, Czechy, kraje bałtyckie i skandynawskie wydawały miliardy z kieszeń własnych podatników, by dozbroić Ukrainę. Tymczasem Belgia otrzymywała miliony z podatków, które nigdy nie trafiłyby do jej budżetu, gdyby nie wojna, a przy tym oddawała minimum - mówi Olena Hałuszka.

W latach 2022-23 rząd w Brukseli przeznaczyła na wsparcie Ukrainy 500,4 mln euro, co oznacza, że Belgia nie tylko nie poniosła kosztów pomocy, ale - biorąc pod uwagę zyski z obrotu rosyjskimi aktywami - zarobiła ponad 780 milionów.

- Efektywność pomocy, na którą Belgia wydała pół miliarda, również wywołuje dużo wątpliwości - podkreśla Hałuszka.

351 mln zostało przeznaczonych na wsparcie wojskowe. Nie wiadomo, ile z tej kwoty poszło na zakup broni i amunicji oraz zasilenie Wszechstronnego Pakiet Wsparcia (NATO CAP) dla Ukrainy. Wiadomo jednak, że w ramach pomocy dla Ukrainy Belgia przekazywała pieniądze państwom sąsiadującym z nią. Na przykład w 2023 roku milion euro przekazano na wzmocnienie mołdawskich sił zbrojnych.

Pozostałe środki Belgia wydała na pomoc humanitarną, odbudowę oraz działania na rzecz praw człowieka. W praktyce miliony euro trafiły na konta dużych międzynarodowych organizacji: OBWE, Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża, Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji oraz Europejski Bank Inwestycyjne. Wsparcie finansowe dostała nawet Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej, która nadzoruje m.in. okupowaną Zaporoską Elektrownie Jądrowa i którą Ukraina wielokrotnie oskarżała o stronniczość.

ODSETKI

- Na początku 2024 roku zarówno unijne władze, jak i USA, zaczęły wywierać na Belgię presję, by w końcu skonfiskować rosyjskie aktywa - mówi Hałuszka.

W ten sposób administracja Joe Bidena chciała zabezpieczyć finansowanie dla Ukrainy na wypadek powrotu do władzy Donalda Trumpa. - Miało ono nas uratować, gdyby Trump z dnia na dzień postanowił zatrzymać pomoc wojskową - wyjaśnia Hałuszka.

Na pełną konfiskatę aktywów Belgia się nie zgodziła, ale znaleziono kompromisowe rozwiązanie. Państwa G7 uzgodniły, że przekażą Kijowowi pożyczkę w wysokości 50 mld dol., która będzie spłacana z zysków generowanych przez zamrożone rosyjskie aktywa.

- Belgia się zgodziła, ale pod warunkiem, że Euroclear zatrzyma zyski za 2022-23 rok, a Belgia uzyskane z nich podatki - mówi jeden z naszych rozmówców.

Zgodnie z oficjalnym stanowiskiem Unii Europejskiej Euroclear zatrzymał 3,851 mld euro zysków z pierwszych dwóch lat inwazji jako "bufor" na wypadek "cyberataków oraz na pokrycie kosztów związanych z obroną prawną". Oprócz tego Euroclear pozwolono zatrzymać 10 proc. nowych zysków "w celu zapewnienia efektywności jego pracy".

Według ekspertów, z którymi rozmawiała WP, pieniądze pozostawione Euroclear są niewspółmierne do "efektywności pracy". W ciągu dwóch lat inwazji straty izby rozliczeniowej z powodu sankcji nałożonych na Rosję wyniosły 113 mln euro.

- Nie jest jasne, jak tu liczono współczynnik ekonomiczny. Zwłaszcza, gdy stawką jest przetrwanie Ukrainy - mówi Olena Hałuszka. - Belgia i Euroclear wymusiły na UE stworzenie wielopoziomowego systemu, który ich chroni. Ale Belgom nawet tego za mało, ponieważ lobbują przeciwko jakimkolwiek dalszym krokom związanym z konfiskatą.

Według niej kwota, pozostawiona Euroclear jest równowartością dwóch systemów Patriot oraz 500 rakiet, które mogłyby chronić ukraińskie miasta przed rosyjskimi rakietami. Tymczasem część tych funduszy wraca do Rosji.

Władze Euroclear skarżą się na setki procesów sądowych w Rosji. W wypaczonej wizji rosyjskich władz zamrożenie aktywów było niezgodne z prawem, więc pozwala im podjąć lustrzane kroki: skonfiskować aktywa zachodnich firm w Rosji - co de facto i tak dzieje się od 2022 roku - albo domagać się od państw sojuszniczych Chin, Brazylii czy Arabii Saudyjskiej egzekwowania wyroków rosyjskich sadów co do Euroclear.

- Euroclear boi się, że Rosjanie mogą doprowadzić do zamrożenia ich własnych aktywów, więc opłacają usługi rosyjskich prawników. Tym samym legitymizują tę sądowniczą farsę - mówi Hałuszka.

- Jest to niepoważne. Te same rosyjskie sądy nałożyły na Google karę w wysokości 2,5 decyliona dolarów za odmowę przywrócenia kanałów propagandowych na YouTube'ie, czyli kwotę przewyższającą światowy PKB. Nie rozumiemy, dlaczego Euroclear uważa, że decyzje rosyjskich sądów są w ogóle warte uwagi - zastanawia się ukraiński urzędnik.

RYZYKO

Od lutego 2024 roku Euroclear został zobligowany do przekazania zysków z rosyjskich aktywów Ukrainie. Pierwsza płatność w wysokości ok. 1,55 mld euro została przekazana w lipcu 2024 roku. Druga - w wysokości ok. 2 mld euro - miała nastąpić w marcu 2025 r.

Belgia również wykazała się dobrym gestem i poinformowała, że podatek od rosyjskich aktywów też przekaże Ukrainie. Oczekiwaną kwotę - 1,76 mld euro - założono w budżecie jako pomoc dla Kijowa na lata 2024-2025, co oznacza, że Belgia prawdopodobnie znowu nie poniesie żadnych kosztów. Wszystko wskazuje, że z tych pieniędzy również zamierza pokryć wydatki związane z pomocą ukraińskim uchodźcom.

Według rozmówców WP najlepszy moment na transfer rosyjskich pieniędzy Europa przespała.

- Najłatwiej byłoby to zrobić, kiedy w G7 panowała zgoda. Teraz nie jest jasne, jaka będzie pozycja Trumpa, ale z dużą dozą pewności można założyć, że postanowi on cofnąć część sankcji, co pozwoli Moskwie odzyskać pieniądze - uważa Olena Hałuszka.

Ukraiński urzędnik, z którym rozmawiała WP, twierdzi, że Kijów wielokrotnie próbował kontaktować się z Białym Domem w sprawie zamrożonych aktywów. - Ale pomimo wykorzystania różnych kanałów nie otrzymaliśmy odpowiedzi - zauważa nasz rozmówca.

Według źródeł Agencji Reutera zamrożone aktywa będą jedną z głównych kart przetargowych podczas negocjacji pokojowych, a Moskwa nawet wstępnie miała się zgodzić, by zostały one przekazane na odbudowę terenów, przez które przetoczył się front. Ale pod warunkiem, że finansuje się nimi również odbudowę terenów okupowanych przez Rosję. - To de facto oznaczałoby powrót tych pieniędzy do Moskwy, co byłoby porażką Zachodu - podkreśla nasz rozmówca.

Europa mogłaby samodzielnie podjąć decyzję o konfiskacie, a obchodząc sprzeciw Węgier i Słowacji. - Ta dyskusja już dawno wyszła za ramki argumentów prawniczych. Z pomocą największych ekspertów od prawa międzynarodowego mamy opracowane solidne podstawy. Nie domagamy się konfiskaty, która obarczyłaby Belgię i inne kraje odpowiedzialnością oraz naraziła na konsekwencje prawne i ekonomiczne. Opracowaliśmy schemat przeniesienia aktywów i pasywów do specjalnego funduszu. W tym przypadku Rosjanie nie będą mieli możliwości odwetu - mówi ukraiński urzędnik.

Jednak nadal brakuje woli politycznej, a im dalej, tym trudniej będzie się rozstać z rosyjskimi miliardami.

W konkluzji szczytu UE z 20 marca 2025 r. można przeczytać, że Unia Europejska postanawia, że rosyjskie aktywa mają pozostać zamrożone, dopóki Rosja "nie zaprzestanie agresywnej wojny przeciwko Ukrainie i nie zrekompensuje wyrządzonych szkód". Jednak w lipcu tego roku Węgry i Słowacja mogą nie zagłosować za przedłużeniem sankcji, a wtedy Rosja uzyska dostęp do zamrożonych aktywów.

Według ostatnich szacunków Banku Światowego koszt odbudowy Ukrainy na koniec 2024 roku wynosił 524 mld dol., czyli prawie dwukrotnie więcej niż jest zamrożonych aktywów. - Jeśli liczyć nasze straty od 2014 roku, to kwota wynosi ponad bilion - podkreśla ukraiński urzędnik.

- Już teraz zaczęły się pojawić niebezpieczne pomysły, by zostawić te pieniądze jako gwarancję przestrzegania umowy pokojowej przez Rosję, co oznaczałoby znowu ich zamrożenie na nieokreślony czas - mówi osoba zaangażowana w negocjacje.

W unijnych kuluarach również zaczyna pobrzmiewać coraz bardziej protekcjonalny ton wobec Ukrainy. Bowiem pieniądze są duże, a w Kijowie korupcja. Ktoś będzie musiał zapłacić za odbudowę i wątpliwie, że będzie to Rosja. Lepiej więc przytrzymać pieniądze, bo nikt nie wie, jak zakończy się wojna. Co jeśli Trump przymusi Ukrainę do pokoju na warunkach Rosji i w ciągu roku to Moskwa będzie rządzić w Kijowie?

Tymczasem wiele wskazuje, że Kreml planuje ofensywę na całej linii frontu i jeśli Trump znowu zawiesi pomoc wojskową dla Ukrainy, najgorszy z tych scenariuszy może się ziścić.

- Czasem tok myślenia Europy jest podobny do antyszczepionkowców. Oni też myślą, że skoro istnieje ryzyko powikłań jeden na 100 000 przypadków, to lepiej się nie szczepić. Ale ignorują fakt, że ryzyko ciężkiego zachorowania bez zaszczepienia to jeden do dziesięciu. Nikt nie przeczy, że transfer rosyjskich aktywów nie wiąże się z ryzykiem, ale czy jest ono porównywalne do konsekwencji upadku Ukrainy, który pociągnie za sobą miliony uchodźców, a w przyszłości zagrożenie wybuchem wojny w Europie? - pyta retorycznie ukraiński urzędnik.

Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn

Wybrane dla Ciebie