Biebrzański Park Narodowy. Pożar strawił tysiące hektarów łąk i lasów. Chęć pomocy jest silniejsza niż strach
Biebrzański Park Narodowy płonie. - Kiedy okazało się, że pożar bardzo szybko się rozprzestrzenia, martwiliśmy się o naszych przyjaciół i domy - mówi nam Natalia Olszyńska, harcerka i mieszkanka Goniądza. I dodaje: - Każdy chce pomóc w walce z żywiołem.
Biebrzański Park Narodowy płonie od niedzieli 19 kwietnia. "Płonie sanktuarium dzikiej przyrody Biebrzańskiego Parku Narodowego. Giną zwierzęta i lęgi ptaków" - czytamy na profilu Parku na Facebooku. Spłonęło już ponad sześć tysięcy hektarów parku. W najbliższych godzinach może się to jeszcze zmienić.
Pożar gaszą strażacy, Wojska Obrony Terytorialnej i inne służby. To setki osób walczących z żywiołem.
Każdy w okolicy chce im pomóc. Na tyle, na ile może. Wśród takich osób jest Natalia Olszyńska, Komendantka 7 Szczepu Drużyn Goniądzkich.
Biebrzański Park Narodowy płonie. Pomoc harcerzy
- Usłyszeliśmy w środę, że pilnie potrzebna jest woda i suchy prowiant dla strażaków walczących z ogniem. Gminny Ośrodek Kultury w Goniądzu udostępnił nam swoje pomieszczenia i sprzęt, a my, harcerze, zaczęliśmy organizować zbiórkę - mówi Wirtualnej Polsce phm. Natalia Olszyńska, komendantka 7 Szczepu Drużyn Goniądzkich.
Harcerze zostawili w sklepach spożywczych kartony z informacją, że można zostawiać tam prowiant dla strażaków. - Po 10 minutach musieliśmy odbierać kartony, bo były zapełnione. Ludzie cały czas donoszą ciasta, kanapki, robią kawę. Dzięki temu strażacy błyskawicznie otrzymali wodę i jedzenie, dostarczali ją nasi harcerze z Goniądza. Rozdajemy też maseczki ochronne - dodaje harcerka.
Strażacy bardzo się cieszą z takiej pomocy. - Są zmęczeni wielogodzinną walką, ale uśmiechają się na widok cieplej kawy. Chociaż tyle możemy dla nich zrobić - mówi harcerka.
- Widok pożaru z okna nie napawa optymizmem. Mieszkam w samym Goniądzu, co prawda trochę dalej od Biebrzy, ale z każdego balkonu w miejscowości widać, co się dzieje. W pierwszej kolejności martwiliśmy się o przyrodę. Dla nas łoś to normalny widok. Kiedy okazało się, że pożar bardzo szybko się rozprzestrzenia, zaczęliśmy martwić się o naszych przyjaciół i domy. Większa i silniejsza od strachu jest ta wspólna mobilizacja. Ludzie chcą coś robić, a nie tylko patrzeć na to, co się dzieje - podsumowuje.
Biebrzański Park Narodowy. Pożar, kłęby dymu i piaskowe burze
Na miejsce pojechał też Adam Bohdan, wiceprezes zarządu Fundacji Dzika Polska. Codziennie na Facebooku publikował relacje z Biebrzańskiego Parku Narodowego, z miejscowości Kopytkowo. Dojazd na miejsce opisuje tak: - Za oknem auta na polach piaskowe burze, przede mną kłęby dymu z ogromnego pożaru, w miejscowościach, przez które przejeżdżałem zamaskowani ludzie. Dym tak gęsty, że całkowicie ograniczył widoczność do kilku metrów.
- Pojechałem na miejsce z nadzieją, że będę mógł pomóc w gaszeniu pożaru - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską. - Pytałem strażaków i pracowników parku, czy mogę się zaangażować. Niestety, nie było na to zgody. To było okropne - obserwować ten żywioł wiedząc, że nie mogę w żaden sposób przyczynić się do jego powstrzymania. Byłem bardzo sfrustrowany. Tym bardziej, że kilka razy widziałem strażaków, którzy leżeli lub siedzieli, a obok nich płonął ogień. Najprawdopodobniej byli zmęczeni - dodaje Bohdan.
- Park płonął już drugi dzień, dlatego jakakolwiek pomoc wydawała się być potrzebna. Praca strażaków polegała w dużej mierze na dogaszaniu ognia tłumicami. Taka czynność wydawała się mało ryzykowna, ale chętnych nie dopuszczono - opowiada przyrodnik.
Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. Ogromne straty przyrodnicze
- Mieszkańcy bali się. Szczególnie tego, że ogień dojdzie do zabudowań - dodaje Adam Bohdan.
Podkreśla też ogromne straty przyrodnicze. - Obecnie mamy okres lęgowy ptaków. Do lęgów przystąpiły gatunki takie jak czajka, kulik, rycyk. Trudno powiedzieć czy spłonęły ptaki - ich lęgi z pewnością. Obszar, który spłonął, stanowił siedlisko bardzo rzadkiego dubelta oraz wymierającego dzikiego kuraka - cietrzewia. Z relacji strażaków wynika, że na gnieździe spłonął orzeł bielik - wyjaśnia przyrodnik.
I dodaje: - Ostatnio zajęliśmy się jako Fundacja problemem odwadniania mokradeł. Kilka tygodni temu znalazłem na ważnym obszarze ptasim - Bagnie Wizna w pobliżu Biebrzańskiego Parku Narodowego bardzo pogłębione rowy odwadniające . Osuszanie mokradeł jest sprzeczne z obowiązującymi tam przepisami o ochronie przyrody. Z pewnością jest to jeden z powodów tej dramatycznej sytuacji - resztki wody, które zostają po bezśnieżnej zimie spływają rowami do rzek. Oczywiście przesuszone siedliska, zwłaszcza łąki i torfowiska płoną szybciej, pożary rozprzestrzenia się na większym obszarze.
CZYTAJ TEŻ: Sytuacja w Biebrzańskim Parku Narodowym jest dramatyczna. "Nigdy nie widziałem czegoś podobnego"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl