Sytuacja w Biebrzańskim Parku Narodowym jest dramatyczna. "Nigdy nie widziałem czegoś podobnego"
Płoną hektary bezcennych, chronionych bagien, łąk i lasów Biebrzańskiego Parku Narodowego. Ogień zbliża się do kolejnych wsi, walczą z nim dziesiątki strażaków. - To wygląda jak inna planeta. Wypalone kępy, wszędzie szaro, widać uciekające łosie, dziki i sarny - relacjonuje nam jeden ze strażaków, który bierze udział w akcji.
To największy pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym, jaki pamiętają strażacy i mieszkańcy. Wybuchł w poniedziałek rano, ale wciąż się rozprzestrzenia. Dotychczas spłonęły ponad 3 tysiące hektarów parku. Ogień zaczyna zagrażać okolicznym wsiom, w niektórych zatrzymał się kilkadziesiąt metrów przed zabudowaniami.
- Wczoraj o mało wieś się nie zajęła. Sytuacja wygląda tragicznie. Wszędzie jest czarno - opowiada Tomasz Jędrzejczak, sołtys wsi Dawidowizny. - Mam swoje dojście do rzeki, stanąłem na jednym brzegu, a drugi brzeg się palił. Trzeba było czuwać, bo po naszej stronie są trzciny. Strażacy robili kurtynę wodną. Dopiero koło trzeciej w nocy ogień odszedł.
Niewykluczone, że przyczyną pożaru było wypalanie traw, a strażacy mówią o nawet kilkunastu ogniskach pożaru. Poprzedni, mniejszy pożar wybuchł w parku tydzień temu. Teraz w akcji gaśniczej biorą udział samoloty, dym widać było nawet w Białymstoku.
- Susza, brak śniegu, brak wody, wszystko jak pieprz suche. Człowiek tylko czeka, kiedy to zacznie gasnąć - mówi dalej sołtys. - Kolega, który kiedyś był strażakiem mówił, że czegoś takiego w życiu nie widział.
Biebrzański Park Narodowy. Dziesiątki strażaków walczą z pożarem
Do akcji ruszyło kilkanaście zastępów straży pożarnej, z powietrza wspierane są przez samoloty Lasów Państwowych. - To wygląda jak nie ta planeta. Wypalone kępy, wszędzie szaro, widać biegnące, uciekające łosie, dziki, sarny. Cała zwierzyna ucieka, to jest przerażający widok - opowiada Marcin Grzenda, jeden ze strażaków z OSP w Sztabinie.
- Sytuacja jest dramatyczna - mówi krótko. - Po pierwsze jest sucho, po drugie to są tereny, które musimy pokonywać pieszo. Czasami trzeba dojść kilka kilometrów przez łąki, kępy i bagna. Możemy gasić tylko tłumicą, wodą nie ma szans - opowiada.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Strażacy toczą nierówną walkę z ogniem, który jest śmiertelnym zagrożeniem dla zwierząt, ale zaczyna też podchodzić coraz bliżej okolicznych wsi. W niektórych, jak w Kopytkowie, udało się go zatrzymać ledwie kilkadziesiąt metrów przed pierwszymi zabudowaniami.
- Używamy zwykłego opryskiwacza spalinowego, który sprawdza się w takich sytuacjach. Na plecy się zarzuca, ale to trzydzieści kilogramów, więc nie wszędzie damy radę z nim dojść - opowiada dalej Grzenda. - Wczoraj walczyliśmy we wsi Polkowo, potem cofnięto nas do jednostek. Zdążyłem wypić może pół kawy. Znowu zawyła syrena - relacjonuje.
Ostatnio podobny pożar wybuchł w 2002 roku, ale spłonęło wtedy 2 i pół tysiąca hektarów parku. Według najnowszych doniesień teraz spłonęły już ponad 3 tysiące hektarów. - Od dwudziestu lat jestem strażakiem i nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Żaden z naszych strażaków nie widział - mówi Grzenda.
- Dopóki nie popada dobry deszcz, nie opanujemy sytuacji. Ale jak palą się torfowiska, to nawet deszcz może nie pomóc. Starsi strażacy mówią, że jeżeli torfy się pala, to będą się palić dopóki śnieg ich nie przykryje - podsumowuje.
Dyrektor Biebrzańskiego Parku Narodowego prosi o wsparcie
Władze Biebrzańskiego Parku Narodowego informują, że pożar nadal rozprzestrzenia się w rożnych kierunkach. Akcja gaśnicza prowadzona była całą noc, trwa nieustannie do teraz. Dyrektor parku Andrzej Grygoruk apeluje o wsparcie dla ochotniczych strażaków, którzy walczą z ogniem razem z Państwową Strażą Pożarną.
"Ochotnicy dniem i nocą z narażeniem życia walczą z ogniem w dolinie Biebrzy. Ale rozmiar tragedii i ilość wyjazdów powoduje zużycie najpotrzebniejszych sprzętów do gaszenia" - napisał. Ochotnikom brakuje, między innymi, tłumic do ręcznego gaszenia, motopomp, a nawet paliwa na dojazdy do pożarów.
Wczoraj wieczorem władze parku przekazały, że pożar "błyskawicznie objął wysokie trzcinowiska" i "wydaje się nie do opanowania". Udawało się tylko "gaszenie na fragmentach łąk wykaszanych". Pierwsze zgłoszenie o pożarze strażacy dostali w poniedziałek rano.
Trwa ładowanie wpisu: facebook