"Skończyło się rumakowanie". Białorusini w Polsce przerażeni wizją zamkniętej granicy
12 tys. studiujących w Polsce Białorusinów kończy właśnie rok akademicki. Wielu z nich pojedzie do swoich domów rodzinnych, ale obawia się, że nie będzie mogło wrócić na studia w Polsce w kontekście zapowiedzi polskiego rządu o możliwym całkowitym zamknięciu granicy. - W ten sposób zrobimy drugą Koreę Północną - komentuje białoruski opozycjonista Aleś Zarembiuk.
06.07.2024 | aktual.: 06.07.2024 08:46
Sterowany rękami Alaksandra Łukaszenki kryzys migracyjny, więzienie dziennikarza Andrzeja Poczobuta, wreszcie niewydawanie mordercy polskiego żołnierza. W ramach nacisku na białoruskiego dyktatora przedstawiciele polskiego rządu coraz częściej wspominają o możliwym całkowitym zamknięciu polskiej granicy z Białorusią. Szef MSWiA Tomasz Siemoniak w środę w Polsat News przyznał, że "wszystko jest na stole". - Chcemy patrzeć na to, gdzie są interesy Polski, a gdzie można rzeczywiście uderzyć w interesy tych, którzy szkodzą Polsce. I każde rozwiązanie tutaj jest możliwe - zaznaczył.
Temat zapoczątkował dwa tygodnie temu szef MSZ Radosław Sikorski, który wskazał zamknięcie granicy z Białorusią jako sposób na wywarcie nacisku na stronę białoruską. - Finowie zamknęli przejścia graniczne z Rosją i skończyło się rumakowanie - mówił Sikorski, dodając, że trwają analizy w tej sprawie. - Tak, aby to Łukaszenka poczuł ich skutki, a nie my - dodał.
Ale osobami, które mogą odczuć taką decyzję jeszcze bardziej niż Łukaszenka, są młodzi Białorusini, którzy legalnie studiują w Polsce. Maria* skończyła właśnie semestr na swojej uczelni w Lublinie. Nie była w domu rodzinnym od kilku miesięcy i właśnie wybiera się w odwiedziny do bliskich.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Jadę, ale zastanawiam się, podobnie jak wielu innych Białorusinów, czy będę mogła wrócić do Polski na studia - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w zakończonym właśnie roku akademickim w Polsce studiowało 107 tys. obcokrajowców. Najwięcej z Ukrainy (46,2 tys. osób). Na drugim miejscu są młodzi Białorusini (12,7 tys. osób). Perspektywa całkowitego zamknięcia granicy polsko-białoruskiej jest dla nich przerażająca.
W tej chwili ruch osobowy na granicy z Białorusią odbywa się tylko przez przejście w Terespolu-Brześciu. Dla ciężarówek czynne jest ponadto przejście Kukuryki-Kozłowicze. Z powodu kryzysu migracyjnego Polska zamknęła wszystkie pozostałe przejścia osobowe. Już to powoduje ogromne kolejki.
- Na wjazd do Polski, czyli do Europy, niektórzy czekają nawet 35 godzin - mówi Wirtualnej Polsce Aleś Zarembiuk, prezes opozycyjnej wobec oficjalnych białoruskich władz Fundacji "Dom Białoruski" w Warszawie.
Jego zdaniem decyzja o całkowitym zamknięciu granicy z Białorusią byłaby "katastrofalna".
- Mamy taką pełzającą, ale szybką rusyfikację Białorusi, mimo sprzeciwu społeczeństwa, które po czterech latach od masowych protestów wciąż nie jest po stronie Łukaszenki. Również nie jest po stronie Rosji w wojnie z Ukrainą. Wspominam o tym, bo ostatnio coraz bardziej jesteśmy wrzucani do jednego worka z Rosjanami, a my jesteśmy odrębnym narodem. W Białorusi jest walka, ale jej nie widać, bo nie można jej zobaczyć. Każdy publiczny akt sprzeciwu równa się od razu więzieniu - mówi Zarembiuk, mieszkający w Polsce od 2010 roku, kiedy musiał uciekać z Białorusi przed reżimem Łukaszenki.
Lubelska studentka Maria mówi, że jeśli polski rząd zamknie granicę, to będzie musiała do Lublina jeździć przez Litwę. - Wtedy podróż będzie trwała nawet 2-3 dni, ale nie będzie wyjścia. A jeśli i Litwa by zamknęła granicę, to wtedy już w ogóle nie wiem, co zrobię - rozkłada ręce.
O swoich wizytach w Białorusi studentka mówi ze smutkiem. - Jak tam przyjeżdżam, to czuję, że to już nie jest mój kraj. Nie mogę spokojnie i swobodnie rozmawiać z ludźmi. Dla mnie to bardzo ciężka sprawa. Ludzie żyją w takim systemie i wydaje się, że nie widzą tych minusów. Jak jest, tak jest. Żyją dzień, drugi, trzeci i nie myślą, co trzeba zrobić, żeby życie stało się lepsze, a tylko o tym, co np. trzeba kupić swoim dzieciom. System zachęca, żeby kobiety rodziły dzieci, a później dostają mieszkanie i wszystko kręci się w kółko. Ludzie nie myślą, co zrobić, żeby żyć wreszcie w kraju demokratycznym - opowiada Maria.
Sama planuje po studiach zostać w Polsce i tutaj szukać pracy i przyszłości. - Do domu nie wrócę, dopóki się rząd nie zmieni - zapowiada.
Zarembiuk zwraca uwagę, że młodzi Białorusini, którzy mają możliwość zobaczenia, jak wygląda normalny, demokratyczny kraj, zmieniają swoje podejście do reżimu.
- Mieszkają w systemie demokratycznym, widzą, jakie tutaj są zasady, procedury. Rozumieją, że tak jest dzięki temu, że Polska jest krajem demokratycznym i dzięki temu, że jest w Unii Europejskiej - zwraca uwagę Zarembiuk.
- Jasne, że przyczyną wszystkich problemów Białorusi jest Łukaszenka. Jasne, że trzeba go obalić, ale jak można obalić gołymi rękami zbrodniarza, który idzie na nas z karabinem? - zastanawia się.
Jego zdaniem ewentualne zamknięcie granicy z Polską jeszcze bardziej odizolowałoby Białoruś od Europy i popchnęło w ręce Rosji.
- W ten sposób zrobimy drugą Koreę Północną. Tylko konsekwencją będzie za kilka lat absolutnie inna Białoruś. Nie nastawiona propolsko i proeuropejsko - zaznacza Zarembiuk.
Zwraca uwagę również na to, że obecność Białorusinów w Polsce wciąż ma pozytywny wpływ na relacje między narodami.
- 12 tys. studiujących studentów, 150 tys. Białorusinów płacących podatki. To wszystko bardzo dobrze wpływa na nasze relacje, a zamknięcie granicy wszystko zniszczy. Niech zostanie zamknięta granica towarowa, niech Łukaszenka wreszcie uwolni Andrzeja Poczobuta i spełni inne polskie warunki - wskazuje opozycjonista.
I Polska rzeczywiście zaczęła wysyłać sygnały do Łukaszenki właśnie w taki sposób. Zaczynając w tym tygodniu od 33-godzinnej blokady ruchu kolejowego w terminalu odpraw celnych w Małaszewiczach.
- Sadzę, że Białoruś, która powinna być zainteresowana poprawą relacji z Polską, powinna wyciągać wnioski z różnych sytuacji. To, że więziony jest Andrzej Poczobut, to że Białoruś nie chce nam wydać mordercy polskiego żołnierza, to są rzeczy zupełnie poza dyskusją o relacjach pomiędzy dwoma państwami - stwierdził w piątek szef MSWiA Tomasz Siemoniak.
* Imię studentki zostało mienione.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl