Białoruś. Trwa strajk generalny. Kraj jest sparaliżowany
Białorusini masowo zareagowali na apel liderki opozycji Swietłany Cichanouskiej. W niedzielę wyszli na ulice swoich miast domagając się odejścia z urzędu Aleksandra Łukaszenki. W poniedziałek rozpoczęli strajk generalny. Kraj został sparaliżowany.
26.10.2020 | aktual.: 01.03.2022 14:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Minął termin ultimatum, które Swietłana Cichanouska postawiła przed Aleksandrem Łukaszenką. Liderka białoruskiej opozycji, wciąż przebywająca na emigracji, domagała się aby urzędujący prezydent zszedł z urzędu i uwolnił więźniów politycznych. Siłą rzeczy, gdyby jej wezwanie odniosło skutek, na Białorusi musiałyby zostać rozpisane nowe, wolne wybory. Ostatnia aktywność Cichanouskiej, może świadczyć o tym, że nie porzuciła ona myśli o prezydenturze. Wielu obserwatorów sierpniowych wyborów wskazywało na to, że w rzeczywistości pokonała ona Aleksandra Łukaszenkę dużą przewagą głosów.
Termin ultimatum Cichanouskiej minął w niedzielę 25 października. Łukaszenka zignorował jednak wezwanie przebywającej na emigracji rywalki. Przebieg białoruskich protestów w ostatnich tygodniach mógł sugerować, że strajk - nawet jeśli wybuchnie - to nie będzie tak silny, jak mógłby być w sierpniu lub we wrześniu. Protesty gromadziły coraz mniej osób.
Białoruś. Bilans niedzielnych demonstracji
Podczas niedzielnych demonstracji na ulice białoruskich miast wyszło ponad sto tysięcy osób. Milicja znów użyła środków przymusu bezpośredniego. W ruch poszły granaty hukowe, gaz i gumowa amunicja. Zatrzymanych zostało ponad 500 osób. Tym samym władza potwierdziła, że nie boi się strajku i nie zamierza iść na żadne ustępstwa.
W poniedziałek media społecznościowe zaczęły jednak obiegać zdjęcia pokazujące robotników kolejnych dużych zakładów, którzy nie rozpoczęli pracy zgodnie z harmonogramem. Przemysł ciężki jest bardzo ważnym ogniwem gospodarki Białorusi. Eksperci jeszcze latem mówili, że to od poparcia robotników pracujących w takich zakładach jak Mińska Fabryka Traktorów może zależeć los prezydentury Łukaszenki.
Poza nimi w poniedziałek stanęły m.in. zakład chemiczny "Grodno Azot" czy Mińska Fabryka Elektrotechniczna. Dołączyli do nich sektor prywatny, uczelnie wyższe a nawet taksówkarze, którzy dziś nie wykonywali kursów w stolicy kraju. Po południu na ulice Mińska wyszli studenci w marszu "Starych i młodych".
Demonstracje rozpoczęły się także w innych częściach kraju. Milicja zatrzymała ponad 200 osób. Oficjalnie strajk ma potrwać tak długo, aż osiągnie skutek. Będzie nim wyłącznie dymisja Aleksandra Łukaszenki.