Białoruś. Łukaszenka zabiera głos. Twierdzi, że protestami sterowano m.in. z Polski
Po fali protestów na Białorusi, które pacyfikowała milicja, OMON i wojsko, Aleksander Łukaszenka zabrał głos. - Polityka powinna być jedna, ludzie - mówił prezydent Białorusi. Stwierdził też, że protesty były sterowane m.in. z Polski.
Według wstępnych, oficjalnych wyników wyborów na Białorusi, wygrał je urzędujący prezydent Aleksander Łukaszenka. Miał otrzymać 80,2 proc, głosów, a jego główna rywalka Swiatłana Cichanouska - 9,9 proc. - poinformowała w poniedziałek Centralna Komisja Wyborcza.
Po ogłoszeniu wyników na ulice Mińska wyszło tysiące protestujących. Miasto obstawiła milicja i wojsko wewnętrzne MSW. Przez całą noc uczestnicy protestów ścierali się ze służbami, które rozbijały demonstracje.
Białoruś. "Ktoś chciał zepsuć nasze święto"
Aleksander Łukaszenka w poniedziałek pojechał do holdingu rolniczego pod Mińskiem rozmawiać o projekcie "nowoczesnej produkcji rolnej". Poinformowała o tym Agencja Bełta. Tam po raz pierwszy wypowiedział się po nocnych protestach na Białorusi. - Polityka powinna być jedna, ludzie - stwierdził Łukaszenka.
Miał odnieść się też do działań milicji. Stwierdził, że "chłopców z milicji próbowano atakować".
- Chcieliśmy ludziom podarować święto, a oni rzeczywiście na to odpowiedzieli. Ktoś chciał to święto zepsuć - powiedział Łukaszenka.
I stwierdził, że protesty były sterowane telefonami, które zarejestrowała Białoruś. - Telefony były z Polski, Wielkiej Brytanii i Czech. Sterowano naszymi - powiedział Łukaszenka na spotkaniu z Siergiejem Lebiediewem, szefem misji obserwacyjnej z krajów Wspólnoty Niepodległych Państw.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Co na to Polska? Szef MSZ Jacek Czaputowicz podkreślił, że zarzuty wobec naszego kraju są bezpodstawne.