Beztroskie życie gwałcicieli z Rimini. Mieli wszystko, by stać się porządnymi obywatelami
Najnowsze doniesienia włoskich mediów o sprawie gwałcicieli z Rimini pokazują bezradność włoskiego systemu sprawiedliwości i pomocy społecznej. Choć banda Guerlina Butungu od wielu miesięcy terroryzowała Rimini i inne nadmorskie kurorty nie znalazł się nikt gotowy ich powstrzymać. Mało tego, sami bohaterowie kryminału nie musieli kraść, ani napadać z głodu i biedy. Mieli zapewnione wszystko, by stać się porządnymi obywatelami.
- Już trzy lata temu miało ich tutaj nie być. Ale przez sądy i zawiłości prawne jednak do tego nie doszło - oświadczył dziennikarzom Palmiro Ucchielli, burmistrz miejscowości Vallefoglia, skąd pochodzą bracia K. i M., nieletni Marokańczycy, uczestnicy napadu na polską parę w Rimini.
To właśnie ich sprawa wzbudza teraz najwięcej emocji we włoskich mediach. W tym wątku skupiają się wszystkie problemy z imigrantami we Włoszech. Licząca sześć osób rodzina osiadła w kraju w połowie lat 90. i mimo udzielonej pomocy społecznej stała się wcieleniem rodziny Kiepskich. Gmina płaciła za nich rachunki, dzieci dostały się do darmowej szkoły, wsparcia udzielił im nawet Caritas.
Państwo Kiepscy
Kiedy dziennikarze serwisu Imolaoggi.it dotarli do ich domu w miejscowości Vallefoglia przywitał ich 51-letni ojciec. Okazało się, że głowa rodziny odbywa w komunalnym mieszkaniu karę aresztu domowego za drobne przestępstwa. Matka ma zaś 5 wyroków i zakaz zbliżania się do sąsiadki, której wcześniej groziła nożem i ubliżała.
Palmiro Ucchielli, burmistrz miejscowości Vallefoglia powiedział, że cała rodzina miała być deportowana z Włoch. Uniemożliwiła to jednak procedura sądowa i prawo imigracyjne. Wcześniej za przestępstwa kryminalne odesłano do Maroka tylko ojca. W 2014 roku po otrzymaniu 20 tys. euro i opłaceniu biletów do Maroka również matka zgodziła się wyjazd. Wkrótce potem wycofała zgodę. W tym samym czasie ojciec nielegalną drogą powrócił do Włoch, a sąd rodzinny zalegalizował jego pobyt w kraju. W tej patologicznej rodzinie młodociani gangsterzy, 15 i 17-latek zostali puszczeni samopas. Bracia K. i M znani byli z terroryzowania nauczycieli szkoły. Młodszy z braci uderzył jednego z nich butelką w głowę.
Wiosną tego roku Marokańczycy spotkali na swojej drodze 20-letniego Guerlina Butungu z Konga (lider napastników na polską parę w Rimini), który akurat montował gang złodziejaszków, mających grasować po kurortach nad Adriatykiem. W grupie było w sumie 30 nastoletnich przestępców. Pisaliśmy jak, między innymi dzięki nim, Rimini stało się liderem statystyk kryminalnych we Włoszech. Utrzymywali kontakt za pośrednictwem aplikacji WhatsApp. Tą drogą włoscy śledczy rozpracowali kontakty całej grupy.
Szef grupy napastników, 20-letni Guerlin Butungu także nie mógł narzekać na swój los. We Włoszech znalazł się w 2015 roku. Z grupą afrykańskich uchodźców przepłynął Morze Śródziemne ostatecznie lądując w obozie przejściowym dla uchodźców na wyspie Lampedusa. Ze względów humanitarnych otrzymał status uchodźcy i pomoc finansową. We wrześniu 2016 został skierowany do gminy Pesaro, gdzie znaleziono mu mieszkanie. W ramach pomocy uchodźcom organizacja "Spółdzielni Wolności" zaoferowała mu pracę w restauracji. Miał przyuczyć się do zawodu kelnera. Zapału starczyło mu na 8 miesięcy.
Nie będzie surowej kary
Najmniej wiadomo o czwartym z napastników 17-letnim Nigeryjczyku. Wszyscy młodociani członkowie gangu są już w strzeżonym ośrodku Bolonii. Portal internetowy "Rimini Today" twierdzi, że młodociani napastnicy wcale nie poniosą surowej kary. Dziennikarz Tommaso Torri cytuje opinię profesora prawa karnego uniwersytetu w Bolonii Daniele Vicoliego. Ten ocenia, że ze względu na młody wiek sprawców i przyspieszony tryb wyrok nie będzie wyższy niż 5 lat więzienia. Już po trzech latach przestępcy mogliby starać się o zwolnienie i dalszą resocjalizację na wolności, pod okiem kuratora.