Bezdomny wybudował mieszkanie ze śmieci. Sprawa trafiła do sądu

Jan Włostowski od lat walczy z odpadami, których całe tony pod drzwi jego sklepu znosi bezdomny. A potem buduje z nich "mieszkanie". Straż Miejska zareagowała i w sądzie oskarżyła o śmiecenie przestrzeni publicznej... samego Włostowskiego.

Bezdomny wybudował mieszkanie ze śmieci. Sprawa trafiła do sądu
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Karolina Rogaska
Karolina Rogaska

22.05.2017 | aktual.: 22.05.2017 12:20

Są w Warszawie miejsca, gdzie bezdomnych można spotkać cześciej niż gdziekolwiek indziej. Jednym z nich są okolice pawilonów handlowych w samym centrum miasta przy ulicy Marszałkowskiej 99/101. W jednym z budynków znajduje się sklep Cepelii, można tam kupić polskie rękodzieło artystyczne. Schody przed wejściem jako dobre miejsce do życia upatrzył sobie jeden z bezdomnych - pan Adam, zwany przez pracowników okolicznych lokali "Garbatym Adasiem".

Obraz
© WP.PL | Karolina Rogaska

Bezdomny jest problematyczny, bo gromadzi odpadki. A raczej całą masę odpadków. W tym: resztki jedzenia, makulaturę i kartony, z których buduje sobie "mieszkanie". Nietypowe lokum było wielokrotnie zabierane przez pracowników firmy sprzątającej wynajmowanej specjalnie w tym celu przez prezesa Cepelii. Pan Adam jest jednak wytrwały niczym mityczny Syzyf i za każdym razem, gdy jego lokum zniknie, odbudowuje je na nowo.

Obraz
© Archiwum prywatne | Karolina Rogaska

Wielka perfidia

Dyrektor administracyjny Cepelii informuje, że sprawa ciągnie się już kilkanaście lat. Z dokumentów, do których udało mi się dotrzeć, wynika, że pierwsze zgłoszenia tego problemu na Straż Miejską pojawiły się już w 2003 roku. - I wielką perfidią Straży Miejskiej było to, że zamiast jakoś pomóc, dwa razy pozwała nas do sądu za zaśmiecanie przestrzeni publicznej - mówi dyrektor.

Rzeczywiście, prezes Włostowski trafił do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia w roli obwinionego. Schody przed sklepem należą bowiem do niego. W obu przypadkach został uniewinniony. W uzasadnieniu wyroku ostatniej sprawy, która zakończyła się w czerwcu ubiegłego roku, czytamy, że Włostowski wielokrotnie zwracał się o pomoc do miejskich instytucji. Reakcji nie było. Dalej ponosił więc koszty wywozu nie swoich śmieci. Ilości tych odpadów są zatrważające, jednego dnia uprzątnięto ich 4 tony (!). Dla prezesa czyszczenie terenu po bezdomnym to koszt kilku tysięcy złotych miesięcznie.

Z wypowiedzi zeznającego w sprawie byłego funkcjonariusza Straży Miejskiej wynika, że jedynym rozwiązaniem problemu byłoby przeniesienie pana Adam w inne miejsce. Trudno jednak wyobrazić sobie wykonanie takiego zadania - problem rodziłoby uzasadnienie przenosin, a także wybranie miejsca, do którego miałby trafić. Bezdomnemu wielokrotnie było oferowane wsparcie i miejsce w ośrodku pomocy. Za każdym razem odmawiał.

Wielokrotne interwencje

Zamieszanie wokół odpadów pod Cepelią rodzi też pytania o działanie Straży Miejskiej. Czemu funkcjonariusze Straży pozwali prezesa Fundacji? I dlaczego zrobili to po raz drugi, kiedy już po pierwszej sprawie było jasne, że prezes jest niewinny?

Katarzyna Dobrowolska z referatu prasowego Straży Miejskiej w przesłanym mailu pisze, że nie może udostępnić szczegółowych danych dotyczących sprawy. Informuje przy tym, że strażnicy znali sprawę i wielokrotnie intereweniowali sprzątając śmieci także z terenu sklepu. Dodaje jednak, że generalnie powinna za nie odpowiadać osoba zarządzająca terenem, co kończy się tak, że "leżą one kilka dni i nikt się nimi nie interesuje".

Za mało pijany

Pan Adam nie jest jedynym bezdomnym, który przebywa w okolicach Cepelii. Ściągają tam także inni. W przedsionkach funkcjonujących w okolicy restauracji i barów tworzą sobie noclegownie. Jak opowiada nam osoba pracująca w jednym z nich, nagminne jest, że oddają mocz na budynki, a zdarzyło się też, że złapała bezdomną na "defekacji w śmietniku należącym do knajpy".

Obraz
© Archiwum prywatne | Karolina Rogaska

- Bezdomni lokują się m.in. koło parkingu pod hotelem Metropol. Nie raz obserwowałam obrazki jak leżą pokotem jeden obok drugiego. Prawie jak przedszkolaki na leżakowaniu - mówi nam pracownica. Wyjaśnia też: - Największy problem jest z tym, że odstraszają klientów, bo bardzo źle pachną. A Straż Miejska i Policja nic z tym nie robi. Dzwonię do nich wielokrotnie, ale zazwyczaj znajduje się powód, dla którego nie mogą ich zabrać. Na przykład ktoś jest za mało pijany, albo nie zachowuje się wystarczająco źle.

Dobrowolska z SM wyjaśnia, że "na miejscu zdarzenia funkcjonariusz prowadzi czynności w zależności od zastanej sytuacji". A poza tym "Straż Miejska nie ma żadnych podstaw prawnych do usunięcia z omawianej okolicy przebywających tam osób bezdomnych. Takie uprawnienia ma tylko i wyłącznie sąd, o ile wydałby wyrok, który mógłby ubezwłasnowolnić te osoby".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
bezdomnikonfliktsąd
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (150)