Bez Kaczyńskiego PiS jest bezradny. Na tym sporze tracą wszyscy - władza, opozycja i protestujący
Władza pod nieobecność najbardziej decyzyjnego polityka w państwie nie potrafi zamknąć sprawy protestu niepełnosprawnych i ich opiekunów. Ci tracą nerwy i dają wielu osobom pretekst do ataku. Opozycja próbuje się pod nich podczepić, ale robi to nieudolnie. Na tym sporze tracą wszyscy.
Gdy 25 kwietnia jeden z byłych polityków PiS mówił Wirtualnej Polsce, że tylko Jarosław Kaczyński "może uratować sytuację i rozbroić tę bombę", czyli problem z protestem osób niepełnosprawnych i ich opiekunów, wielu polityków partii rządzącej faktycznie miało nadzieję, że tak się stanie. – Czy brakuje prezesa? Na pewno. Nie ukrywam, że jest problem, a matki chcą już słuchać tylko Jarosława – mówił nam wtedy polityk PiS.
To był moment, gdy problem zaczynał władzy wymykać się z rąk – nie dość, że porozumienia z protestującymi w Sejmie osobami nie było widać na horyzoncie, to jeszcze politycy PiS pogrążali się nieprzemyślanymi wypowiedziami, które zdesperowane matki doprowadzały do płaczu, a kolegów z partii – do wściekłości. To wtedy opiekunów zaatakował poseł Stanisław Pięta, który powiedział, że "akcja ma charakter polityczny", a "dalsze tolerowanie łamania prawa jest błędem i "Straż Marszałkowska powinna wynieść protestujących z Sejmu i przekazać policji". Te i inne wypowiedzi pokazywały, jak bardzo partia rządząca nie radzi sobie z przekazem w kontekście protestu opiekunów niepełnosprawnych osób.
Matki dały pretekst do ataku
Po miesiącu mamy niemal identyczną sytuację – kolejni, tym razem dużo ważniejsi niż poseł Pięta politycy PiS, wprost mówią o "politycznym proteście", a wtórują im – w jeszcze bardziej dosadny sposób – życzliwe władzy media. "Sejmowe reality show stało się żenujące, maski opadły" – napisał jeden z felietonistów prorządowego portalu. Pretekstem do ataku na matki była zupełnie niepotrzebna, rzucona pod wpływem emocji wypowiedź jednej z nich przed kamerami – by w najbliższych wyborach samorządowych przypilnować, „aby nikt z PiS nie dostał się do samorządów”. Sytuację gasić próbowała liderka protestu, Iwona Hartwich, która po haśle o "zablokowaniu PiS" w wyborach samorządowych uspokajała: "Ale to nie jest protest polityczny".
Trwa ładowanie wpisu: twitter
I zaczęło się. Wspomniany już felietonista życzliwego dla PiS portalu obwieścił: "Karty zostały odkryte. Wiemy nareszcie, dlaczego już po drugim spotkaniu protestujące wzywały minister Rafalską do dymisji i czemu grzmiały jednocześnie, że ich protest jest 'apolityczny'. Zaraz po tym, gdy koleżanka wezwała do niegłosowania na PiS, 'ściemę' o 'apolityczności' zaczęła wciskać zaskoczonym dziennikarzom pani Hartwich, Jakby zorientowała się, że tego właśnie, zgodnie z ustaleniami, miały nie mówić…". Publicysta dorzucił, iż "pani Hartwich wzbudza u wielu Polaków już nie współczucie, a gniew". "Naiwni zdążyli przejrzeć na oczy" – konkludował autor.
Abstrahując od osobistej oceny tego, jak o protestujących matkach wyraża się wyżej cytowany publicysta, jego myślenie pokazuje, że faktycznie u wielu ludzi – zwłaszcza bliskich PiS, ale wcześniej rozumiejących sens protestu i instynktownie, po ludzku go popierających – zrodziło się przekonanie, że opiekunom nie chodzi wcale wyłącznie o pomoc od rządu, a o "awanturę", którą dodatkowo podsyca "totalna opozycja".
Zobacz także: Grał w Gdańsku i Poznaniu. W Izraelu znienawidzili go za wyznanie
Nie ma się co obrażać na fakty – takie myślenie u wielu potęgują właśnie nieprzemyślane, czysto polityczne wypowiedzi matek, rzucane w ogromnych emocjach i bezradności. Pamiętamy słowa o "karmie dla kota Kaczyńskiego", pamiętamy obrazki, kiedy protestujące matki mówiły o „chamstwie” rządzących i w desperacji „prosiły” polityków o możliwość dokonania eutanazji. Dziś Iwona Hartwich stwierdziła: "Trzeba przywieść cegły i po prostu trzeba te niepełnosprawne osoby zamurować. Dziękujemy. Zamurować nas trzeba i te osoby niepełnosprawne. I nie będzie problemu".
To pokazuje, jak wielkie emocje panowały i wciąż panują na sejmowym korytarzu. Przy całym zrozumieniu dla frustracji matek i ich dzieci, zrodzonej deklarowaną bezsilnością polityków PiS, tak ostre wypowiedzi nie pomagają; po prostu szkodzą protestowi i niweczą jego "ludzki" i apolityczny (jak głosi tabliczka, którą ustawiły przy swoich materacach matki) wymiar.
Od jednego z polityków opozycji usłyszałem, że to celowe działanie władzy. "Rozdrażnić", "sprowokować", zmęczone, bezradne, coraz słabiej panujące nad emocjami (i trudno się dziwić) matki. – Później władza wychodzi i mówi: "patrzcie, o to naprawdę chodzi matkom, o politykę, a nie o spokojną rozmowę" – stwierdził nasz rozmówca, interpretując na swój sposób przekaz polityków PiS.
Opozycja próbuje się podczepiać
Tyle że opozycja w uderzaniu w rządzących tym, iż ci nie potrafią spełnić wszystkich postulatów protestujących, jest mało wiarygodna. Platforma Obywatelska w czasach swoich rządów również nie była w stanie rozwiązać tego problemu raz na zawsze i sama jest współwinna sytuacji, z jaką dziś zmagać się muszą obecne władze. Wilczym prawem opozycji jest oczywiście podnoszenie problemu i krytyka rządzących, ale oskarżanie władz o "bezduszność" jest już krokiem idącym zdecydowanie za daleko. Rząd PiS pomógł setkom tysiącom rodzin, zrealizował największy w III RP program społeczny, był w stanie wyciągnąć z biedy i ubóstwa miliony dzieciaków. Aż w końcu władza stała się – jak ujął to celnie dziennikarz Marcin Fijołek – "ofiarą własnego sukcesu".
Opozycja to wykorzystuje. Ale robi to nieudolnie. Przykład – sytuacja z wizytą pod Sejmem Janiny Ochojskiej, wielkiej społeczniczki, która kierując się szlachetnymi intencjami – co do tego nie mam żadnych wątpliwości – udała się pod Sejm i prosiła, by policjanci wpuścili ją na teren parlamentu. Chciała po prostu wejść i porozmawiać z matkami i ich dziećmi. Kto, jak nie ona, może bardziej wesprzeć ich na duchu? Tyle że cały obrazek – tu już wskazuję na aspekt czysto wizerunkowy, działający na wyobraźnię – zepsuł senator Bogdan Klich, który przez kilkanaście minut wygłaszał polityczne manifesty i "walił" w rząd bez opamiętania. Przecież i bez takich wystąpień ludzie wiedzą, jak bardzo PiS jest pogubione, jak złe decyzje podejmuje. "Trzymanie pod Sejmem i za blaszanym płotkiem tych, którzy chcą wspomóc dobrym słowem protestujących, jest wizerunkowym i społecznym samobójstwem" – pisze w "Rzeczpospolitej" Zuzanna Dąbrowska. Polityczne tyrady Klicha, zwyczajnie męczące i irytujące, były naprawdę niepotrzebne, a wręcz szkodliwe.
Kilka dni wcześniej do Sejmu działaczkę niepodległościowego podziemia, panią Wandę Traczyk-Stawską, próbował wprowadzić polityk PO Marcin Święcicki. 91-letnia żołnierz Armii Krajowej, która stoi sama, w słońcu, przed policjantami, odzielona barierkami – to był naprawdę mocny obrazek. Druzgocący dla władz. Tyle że potem pani Wanda wystąpiła na partyjnym (jak sam to określił Grzegorz Schetyna)
Marszu Wolności zorganizowanym przez Platformę, a potem – w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" – porównała obecną sytuację w Polsce (w kontekście wydarzeń w Sejmie) do niemieckiej okupacji. Czy takie wypowiedzi pomagają całej sprawie? Nie sądzę. Są raczej kolejnym pretekstem dla władz, by powtarzać tezę o politycznych intencjach protestujących i ludzi, którzy ich wspierają. Tak, jak pani Wanda.
I na koniec, choć to nieco inny wątek – dobitnym przykładem na to, jak bardzo protest zaszkodził opozycji, jest fakt, iż to z jego powodu de facto doszło do największego od początku kadencji rozłamu w Nowoczesnej. To po tym, jak rzekomo kierownictwo partii zabroniło wystąpić w Sejmie Joannie Scheuring-Wielgus podczas debaty o niepełnosprawnych, rzuciła ona – wraz z Joanną Schmidt i Ryszardem Petru – papierami i odeszła z partii. Tyle że to już całkowicie osobna, przypominająca tragifarsę, historia.
PiS bezradny bez prezesa
Dużo poważniejsze problemy ma rząd. Władza wciąż nie znalazła sposobu, jak wyjść z politycznego dołka, w którym tkwi od miesiąca.
– Skala problemów, często naprawdę niezależnych od nas, niektórych przytłacza. Ministrowie są zmęczeni – mówi nam ważny polityk PiS. Ta wypowiedź doskonale oddaje nastroje w kręgach władzy.
Faktem jest, iż brak najważniejszej osoby decyzyjnej w państwie, jaką niewątpliwie jest Jarosław Kaczyński, w dużym stopniu paraliżuje rząd. A przynajmniej takie jest wrażenie. Władza – bez obecnego w bieżących politycznych wydarzeniach prezesa – wygląda na zupełnie bezradną. Nie panuje nad przekazem, choć przedstawia – jak wierzę, przy dobrej woli – kolejne rozwiązania dla protestujących. Tyle że odbija się od ściany. Matki nie chcą daniny solidarnościowej. Bo ta ma "dzielić ludzi". Sytuacja jest patowa i dobrego rozwiązania, jak zakończyć ten spór, nie widać.
Na proteście stracili już wszyscy. Rząd bez Jarosława Kaczyńskiego jest politycznie niepełnosprawny. PiS wizerunkowo ucierpiało tak, że trudno będzie odrobić starty. Bo, jak napisał Paweł Kowal, "jeśli było coś, co dawało obecnej większości pewien urok, gdy szła do wyborów dwa lata temu (...) to był to jej egalitaryzm, opowieść o zwykłym człowieku", Były polityk PiS podkreśla, że "każdy dzień protestu w Sejmie, podobnie jak sprawa samonagród, uderza boleśnie w ten wizerunek, w przekaz mówiący: „Jesteśmy jak wy”.
Władza ten atut straciła. A to przecież dzięki niemu wygrała wybory.