Rzeźnik spod Mariupola. Kim jest jeden z ulubieńców Putina, gen. Mizincew
Mariupol jest dla Rosjan kluczowym elementem układanki, który pozwoli odciąć Ukrainę od Morza Czarnego i uzyskać połączenie z Krymem. Otoczone miasto jest bronione przez nieliczne oddziały. Mimo to, Rosjanie każdego dnia odbijają się od jego murów. Moskwa, aby ratować sytuację, wysłała tam jednego ze swoich najbardziej doświadczonych generałów. To Michaił Mizincew.
Mariupol stoi Rosjanom ością w gardle. Zajęcie go pozwoli im na swobodne połączenie z Krymem i umożliwi dostarczanie drogą lądową posiłków wojskom walczącym o Mikołajów i Zaporoże. Nadal nie mogą czuć się pewnie na drodze M14, która łączy Mariupol z Chersoniem. Ukraińcy wciąż urządzają zasadzki, które odcinają oddziały z Krymu od potrzebnych dostaw paliw i amunicji, a przede wszystkim od posiłków w postaci kolejnych oddziałów. Być może dlatego Putin skierował na ten odcinek jednego ze swoich ulubieńców, generała pułkownika Michaiła Mizincewa.
O jego przybyciu poinformował doradca szefa ukraińskiego MSW Anton Heraszczenko. Napisał on: "Oblężeniem Mariupola osobiście kieruje generał pułkownik Michaił Mizincew, który kierował operacją w Syrii. Ulubieniec Putina. (…) To on wydał rozkazy zbombardowania szpitala położniczego, dziecięcego, teatru dramatycznego i domów cywilów. To on niszczy Mariupol, tak jak niszczył syryjskie miasta".
To jego nazwisko pojawia się w żądaniach poddania miasta, jakie są wysyłane do dowództwa obrony Mariupola i Dowództwa Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy w Kijowie.
Kim jest kat Mariupola?
Mizincew jest jednym z najbardziej doświadczonych i zasłużonych rosyjskich generałów. Niemal sześćdziesięcioletni generał od najmłodszych lat związany był z wojskiem. Ukończył szkołę kadetów w Twerze, która przygotowuje uczniów do przyjęcia na wyższe uczelnie wojskowe. Mizincew trafił do kijowskiej Ogólnowojskowej Dowódczej Akademii im. Michaiła Frunze, która była kuźnią kadr dla jednostek rozpoznawczych. Po jej ukończeniu trafił do wschodnich Niemiec, gdzie dowodził plutonem rozpoznania w jednej z dywizji pancernych.
Dość szybko awansował. Już po sześciu latach, w 1990 roku, został szefem wywiadu pułku strzelców zmotoryzowanych. Rok później dowodził już batalionem. Jako wyróżniający się oficer został wysłany na studia sztabowe do moskiewskiej Akademii Wojskowej im. M. Frunze. Tam go zastał wybuch wojny w Czeczenii. Nie walczył w polu, gdyż tuż po ukończeniu uczelni został przydzielony do Sztabu Generalnego. Tam piął się po kolejnych szczeblach kariery, nie wracając już do jednostek liniowych.
Przełożeni doceniali jego oddanie i zdolności organizacyjne. Wróżono mu bardzo owocną karierę. W 2003 roku ukończył Akademię Sztabu Generalnego i został mianowany szefem Głównego Zarządu Operacyjnego Sztabu Generalnego. Po czterech latach wysłano go na stanowiska zastępcy szefa w trzech kolejnych Okręgach Wojskowych – Moskiewskiego, Północnokaukaskiego i Południowego. Dało mu to ogląd na pracę operacyjną w wyższych związkach operacyjnych. Jego poświęcenie bardzo doceniał minister obrony, gen. armii Siergiej Szojgu, i sam Władimir Putin.
Kiedy w 2014 roku zreformowano system dowodzenia Sił Zbrojnych FR, Kreml nie miał wątpliwości, komu powierzyć dowództwo Narodowego Centrum Kierowania Obroną Rosyjskiej Federacji. Wraz z nominacją, Mizincew otrzymał awans na generała pułkownika. Centrum zostało powołane do koordynacji działań wszystkich rosyjskich Rodzajów Sił Zbrojnych i utrzymywania ich w stanie gotowości bojowej oraz do wykonywania innych zadań informacyjnych i koordynacyjnych w celu zapewnienia bezpieczeństwa Rosji. To on odpowiadał m.in. za koordynację przygotowań do inwazji na Ukrainę.
Wcześniej przygotowywał i kierował operacją w Syrii. Kierował m.in. Wojskowym Centrum Migracyjnym, które zajmowało się syryjskimi uchodźcami. To jego ludzie kierowali przerzutem migrantów z Bliskiego Wschodu, via Rosja, do Białorusi. Współpracował przy tym blisko z tureckim rządem.
Teraz Ukraińcy informują, że będzie on jedną z osób, które - ich zdaniem - powinny trafić przed haski trybunał.
Zbrodnie wojenne w Mariupolu
Zgodnie z międzynarodowym prawem humanitarnym "działania wojenne powinny być prowadzone przeciwko Siłom Zbrojnym przeciwnika. Ludność cywilna, pojedyncze osoby cywilne oraz dobra kultury nie mogą być celem ataku". Rosjanie za nic mają te zapisy. Coraz więcej osób cywilnych jest terroryzowanych przez napastników.
W otoczonym Mariupolu Rosjanie odcięli dopływ bieżącej wody i gazu. Unieruchomili miejską elektrociepłownię. Mieszkańcy pozostali bez ogrzewania, gdy na zewnątrz temperatura waha się od -6 st. C w nocy do 3 st. C w dzień. W mieście brakuje jedzenia. Rosjanie blokują korytarze humanitarne. Międzynarodowi obserwatorzy odnotowali przypadki ostrzelania konwojów.
Rosyjska artyleria ostrzelała szpital położniczy, w którym zginęło minimum siedem osób. Zniszczona została także szkoła, pod którą w schronie szukało ratunku około 400 osób. Zrównany z ziemią został także Teatr Dramatyczny, pod którym miało się schronić około 1300 osób. W obu miejscach pracują ekipy ratunkowe.
Rosyjska propaganda za te zniszczenia oskarża Ukraińców, twierdząc, że sami wysadzili budynki użyteczności publicznej i ostrzeliwują bloki mieszkalne.
W tym samym czasie Mizincew stara się uchodzić za dobrego wujka.
- W celu ścisłego wypełnienia tego zadania wysyłamy dodatkowo oficjalny apel do ONZ, OBWE, Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża i innych organizacji międzynarodowych, których przedstawicieli zapraszamy do towarzyszenia praktycznym działaniom tej akcji humanitarnej. Bezpośrednio na ziemi, czyli w mieście Mariupol, a koniecznie w ramach konwojów humanitarnych, zarówno strony rosyjskiej, jak i ukraińskiej – powiedział Mizincew w rosyjskiej telewizji państwowej.
Obrońców nazywa bandytami, faszystami, a władze w Kijowie "krwawym reżimem, który sprowadził śmierć na niewinnych obywateli". Wezwał przy tym obrońców miasta do natychmiastowego złożenia broni. Ukraińcy odmówili. Dość dosadnie.
Według ukraińskich władz miasta, zginęło już około trzech tys. cywilów. Większość jest chowana w masowych grobach. Miasto zaczyna przypominać Leningrad w czasie II wojny światowej. Codziennie spadają na nie pociski artyleryjskie. Bombardowane jest z morza i lądu. Mimo to, obrońcy nie składają broni. A Rosjanie dopuszczają się kolejnych zbrodni wojennych.