Benedykt XVI nie żyje. Był papieżem wielkich symboli

Urodził się w Wielką Sobotę, która teologicznie oznacza przejście od śmierci do życia. Odszedł w ostatni dzień starego roku 2022, zamykając klamrą epokę w teologii i swoim Kościele. Odszedł ostatni papież Starej Europy, prawdopodobnie ostatni wirtuoz-intelektualista na papieskim tronie, którego pontyfikat, a przede wszystkim życie jakby w soczewce skupia ideowe rewolucje, konwulsje i przemiany XX wieku – nie tylko Europy, ale i świata. I w tym sensie odszedł dziś również ostatni papież XX wieku.

Benedykt XVI nie żyje
Benedykt XVI nie żyje
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Wojciech Olkuśnik

Nie oszukujmy się, to nie te czasy, w których śmierć znaczącego teologa na dłuższy czas zajęłaby nagłówki prasowe. Niemniej, odejście Benedykta XVI, pierwszego papieża, który od niepamiętnych czasów złożył rezygnację z zajmowanego urzędu (w 2013r.) nie pozostaje bez echa. Gdy w 2005 roku zostawał papieżem bulwarówka "Bild" ogłaszała "Jesteśmy papieżem" ("Wir sind Papst"). Dziś ta sama gazeta – najpoczytniejsza w Niemczech – napisała "Jest u Boga".

W najnowszej historii katolicyzmu abdykacja Benedykta XVI wypowiedziana po łacinie, była największym wydarzeniem od czasu ogłoszenia dogmatu o nieomylności i prymacie jurysdykcyjnym papieża w 1870 roku. Swoją decyzją, która dla wielu jest jedynym powodem wartym zapamiętania Benedykta, Joseph Ratzinger przebudował sposoby myślenia o papiestwie i Kościele w porównywalny, a może nawet jeszcze większy sposób, niż jego imponujący dorobek teologiczny. To było jak cięcie gilotyną. Jednak poprzestanie na tym wydarzeniu, które dopełnia jego śmierć, byłoby nie tylko powierzchowne, ale i do głębi niesprawiedliwe.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Benedykt XVI. "Prorok nowych czasów"

Joseph Ratzinger był nie tylko teologicznym mistrzem, ale i prorokiem nowych czasów, w których duchowe oczywistości i stabilność autorytetu zaczęły się sypać jak domek z kart. W krainie teologii Ratzinger był człowiekiem renesansu, właściwie nie było żadnej (sub)dyscypliny, w której nie zabrałby głosu albo w której nie dostrzeżono by jego perspektywy, był też rozmiłowany w filozofii i na bieżąco – dopóki sił starczało – śledził nowości związane z intelektualnym życiem świata. Widać to m.in. w jego kazaniach, pracach naukowych oraz encyklikach.

Jednak to kwestia wiary i rozumu oraz przyszłość Europy leżały mu szczególnie na sercu. Jego niewygodne analizy z końca lat 60. minionego stulecia co jakiś czas rozgrzewały nie tylko akademickie katedry, ale i portale newsowe, gdy wówczas wieścił przyszłość chrześcijaństwa jako małych, kurczących się wspólnot wpatrujących się tym wierniej w światło Ewangelii. Dziś te słowa przywoływane są z wypiekami na twarzy jako odkrycie, gdy tymczasem były wynikiem głębokiej refleksji i obserwacji teologiczno-filozoficznej. I jakkolwiek Benedykt XVI był papieżem wielkich symboli, ekstatycznej liturgii zakonserwowanej w bogatym dziedzictwie swojego Kościoła, to pozostał on mistycznym współuczestnikiem zdarzeń, choć sam upierał się, że mistykiem nie jest.

Prorocko nie bał się zaglądać w rany świata i Kościoła. Zanim podał bandaże, dodając otuchy wiernym, z chirurgiczną precyzją i bezlitośnie odsłaniał drogi i bezdroża świata zachłyśniętego przekonaniem o absolutnej autonomii i wolności mylonej z dowolnością. Chodzi o świat, który z totalną wręcz frenetycznością zagłusza wszelkie frekwencje, ostrzegające przed obsunięciem się w przepaść obojętności i nihilizmu, nie tego z politycznych wieców i okolicznościowych pogadanek z ambony w formie pseudokazania, ale tego prawdziwego uroczyście celebrującego nicość i samego siebie.

Jednak i największy gigant teologii i każdy "kościelny celebryta" doświadcza chwil, w których nawigowanie instytucją trudno reformowalną, zderza się z rzeczywistością intryg, monstrualną biurokracją i religijnie wyćwiczonym oporem materii w powłóczystych szatach.

To rzeczywistość, w której sakralizacja władzy i posłuszeństwa - połączone z absolutnym roszczeniem posiadania prawdy, staje się coraz bardziej zaklinaniem rzeczywistości, a jednocześnie powoduje bunt i sprzeciw tych, którzy w byłych strukturach zostają lub z przytupem je opuszczają. Benedykt, o którym śmiało można powiedzieć, że był papieżem tożsamościowym, w czasach rozwodnionej tożsamości lub przetopionej w apoteozę przemocy, także religijnej, przypominał wielokrotnie, że nie musi być ona hałaśliwa.

Podczas pielgrzymki do USA w 2008 r. mówił: "jasne jest więc, że tożsamość katolicka nie zależy od statystyk. Nie może też być równoznaczna jedynie z prawowiernością nauczania’, zapraszając do bardziej dynamicznego spojrzenia na rzeczywistość wiary".

Ostatnia nadzieja

Jeszcze przed wyborem na urząd papieża Joseph Ratzinger był dla wielu katolików symbolem nadziei, w jakiś sposób też bałwochwalczym ucieleśnieniem tęsknot za światem dawno minionym, a zwizualizowanym w starych szatach liturgicznych, woni kadzidła, potędze rytuału i w majestacie przygasającego autorytetu.

Nie dziwi zatem fakt, że gdy 19 kwietnia 2005 r. "skromny współpracownik prawdy w winnicy Pańskiej" stanął na balkonie Bazyliki św. Piotra zapanowała wręcz trudna do opanowania euforia. Od teraz wszystko będzie inaczej, a Europa się przebudzi! – wołano. Nic z tego! Podobnie jak Franciszkowe "buona sera", rozczulające gesty i geściki obecnego nie doprowadziły do radykalnej zmiany w sposobie funkcjonowania i myślenia w Kościele, a wręcz zacementowały frustrację, podobnie pontyfikat Benedykta pokazał, że każdy papież dziedziczy oprócz autorytetu, także chaos, zapieczętowane szafy i sprawy niezałatwione poprzedników.

Benedykt XVI nie przywrócił starej christianitas, ani nie zbudował nowej, choć udało mu się zwrócić uwagę, że tradycja nie musi oznaczać nudnej kontynuacji, że powołanie chrześcijanina nie dzieje się w próżni, że świadomie wierzący chrześcijanin nie powinien, więcej, nie wolno mu lub jej odczuwać lęku przed zetknięciem się z światem, nawet jeśli pokusa zamurowania się w spiżowej celi lub luksusowych komnatach dawnej potęgi, wydaje się nie tylko kusząca, ale i zbawienna.

Ojciec Benedykt nie odczuwał takich obaw, a materialnym dowodem jest jego twórczość, w której pokazywał nie tyle techniczne oczytanie, warsztat i świadomość, ale i odwagę wchodzenia w spór, autentyczne pragnienie poznania Innego, wejście w dyskurs doświadczeń i nawiązanie dialogu, który nie rezygnuje z fundamentów własnej tożsamości.

"Ideę Europy otacza dziś zastanawiający półmrok"

W wydanym w 2005 roku zbiorze okolicznościowych przemówień "Czas przemian w Europie" znajduje się wiele tekstów, w których trudno o pozytywne ujęcie Starego Kontynentu. Jeden z kluczowych artykułów publikacji "Europa – nadzieje i niebezpieczeństwa" rozpoczyna się od typowej dla Ratzingera diagnozy, iż "ideę Europy otacza dziś zastanawiający półmrok. Miała ona swoją wielką godzinę w chwili potrzeby, gdy dochodzący do ideologicznego obłędu nacjonalizm pustoszył kraje Starego Kontynentu."

Te słowa, w kontekście wielu konfliktów, a w szczególności rosyjskiej wojny niszczycielskiej w Ukrainie, niestety nie straciły nic na aktualności.

Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie, klikając TUTAJ

Pontyfikat i życie Benedykta XVI odzwierciedla sprzeczności, zerwania i kontynuacje tego, co świat przeżywał. W ostatnich latach Benedykt XVI żył połowicznie wycofany w małym klasztorze na terenie Watykanu. Dla wielu decyzja o zachowaniu białej sutanny, wymyślonego ad hoc tytułu papieża-emeryta, który gdzieś tam czuwa i modlitewnie towarzyszy następcy, była rozsądnym kompromisem w nadzwyczajnej sytuacji. Z kolei dla innych przyczynkiem zamętu lub co najmniej nieczytelnym znakiem.

W te ostatnie lata wkradła się też przeszłość, gdy pojawiły się mocne oskarżenia pod adresem Benedykta, że dopuścił się szeregu zaniedbań w kwestii ochrony dzieci i młodzieży przed pedofilskimi drapieżcami. Reakcja Benedykta wielu mogła rozczarować i wielu rzeczywiście rozczarowała, choć wydaje się, że w negatywnych ocenach tego życia przeważają jednak uwagi dotyczące pogłębiającego się kryzysu, który Benedykt jak mało kto zidentyfikował, jednak nie udało mu się mu skutecznie przeciwdziałać – czy to jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary czy jako papież.

Ale czy to zadanie na jednego człowieka, nawet dla monarchy absolutnego uzbrojonego, nawet jeśli tylko w nadzwyczajnych sytuacjach, w przywilej nieomylności? Krytycy zmarłego papieża Ratzingera przekonują, że Joseph Ratzinger był nie tylko krytykiem systemu, ale i jego częścią, a nawet współsprawcą. Te ostre słowa, które jeszcze będą musiały znieść próbę prawdy, o którą walczył, i z którą zmagał się Benedykt. Dziś odszedł i skończył pisać swoje dzieło życia.

Dariusz Bruncz, redaktor naczelny ekumenizm.pl, publicysta Wirtualnej Polski, autor rozprawy doktorskiej "Tożsamość duchowa Europy w pismach Josepha Ratzingera / Benedytka XVI" (Instytut Germanistyki UW, 2018).

Źródło artykułu:WP Wiadomości
papieżpogrzebBenedykt XVI
Wybrane dla Ciebie