"Belweder był strzeżony przez trzech żołnierzy inwalidów"
W poniedziałek 29 listopada 1830 roku, równo 180 lat temu, rozpoczęło się powstanie listopadowe, które po upadku stało się jednym z głównych mitotwórczych wydarzeń kształtujących polski - romantyczny - charakter narodowy. Powstanie rozpoczęło się, gdy 24 sprzysiężonych ruszyło na strzeżony przez trzech żołnierzy inwalidów Belweder...
Przebieg powstania oraz jego klęska były inspiracją w twórczości m.in. Fryderyka Chopina ("Etiuda rewolucyjna"), Adama Mickiewicza ("Reduta Ordona", "Dziady część III", "Śmierć Pułkownika"), Juliusza Słowackiego (Kordian, Grób Agamemnona), czy dużo młodszego Stanisława Wyspiańskiego ("Noc listopadowa", "Warszawianka").
29 listopada 1830 roku w samo południe grupa czterech sprzysiężonych z warszawskiej Szkoły Podchorążych Piechoty - Piotr Wysocki, Józef Zaliwski, Piotr Urbański, Karol Szlegel - spotkała się by ustalić plan działań powstańczych. Jak relacjonuje Maurycy Mochnacki: "nie wypadało dłużej zwlekać powstaniu, które przed chwilą do marca 1831 roku odłożone być miało. Dzień 29 listopada, a godzina 6 wieczór naznaczona została za termin ostateczny". Rozpoznawalnym dla wszystkich sygnałem do ataku miał być pożar browaru na Solcu, a także pożar domu na ulicy Dzikiej.
Blisko godziny 18.00 grupa 24 sprzysiężonych ruszyła najpierw na Belweder, gdzie swą siedzibę miał wielki książę Konstanty, brat cara Rosji Mikołaja I, naczelny wódz armii Królestwa Polskiego. Belwederu strzegło tylko trzech żołnierzy inwalidów, uzbrojonych zaledwie w szable. Grupa polskich spiskowców, nazwana później przez Mochnackiego "oddziałem zemsty narodowej", wpadła do pałacu z okrzykiem "śmierć tyranowi!". Zamach na faktycznego namiestnika cara w Polsce nie powiódł się - książę Konstanty ostrzeżony przez służbę, jak chcą niektórzy, zdołał uciec z pałacu w przebraniu kobiecym, a w innej wersji: skrył się po prostu na poddaszu.
W tym samym czasie Piotr Wysocki wbiegł do sali wykładowej Szkoły Podchorążych, przerwawszy zajęcia z taktyki wojskowej, zachęcał zebranych do przyłączenia się do walki: "Wybiła godzina zemsty! Czas zemścić się na wrogach naszych! Niech piersi wasze będą Termopilami dla nich! Idźcie na dół, rozbierzcie broń!". Pod budynkiem szkoły zebrało się ponad 160 powstańców, którzy po nieudanym ataku na koszary ułanów cesarzewicza, wraz z grupą spod Belwederu, ruszyli w kierunku Nowego Światu. W okolicach dzisiejszego pl. Trzech Krzyży napotkali gen. Stanisława Potockiego zmierzającego konno w kierunku Belwederu, którego namawiali na objęcie dowództwa nad powstaniem. Generał skwitował ich prośby chłodno: "Dzieci, uspokójcie się!" i odjechał.
Dochodziła godzina dziewiąta wieczorem, gdy powstańczy oddział z okrzykiem "Polacy! Do broni! Do broni! Kto kocha ojczyznę!" dotarł do Nowego Światu zamieszkanego przez ludzi dobrze uposażonych (urzędników, kupców, oficerów rosyjskich). Odpowiedziało im jednak milczenie i okiennice zamknięte na głucho - "przerażająca cichość ogarnęła te okolice. Miasto spało!" (Mochnacki).
Tej nocy młodzi powstańcy desperacko wręcz poszukiwali osoby ze szlifami generalskimi, która obejmie przywództwo nad zrywem powstańczym. Odmówił także gen. Stanisław Trębicki, argumentując, iż nie złamie żołnierskiej przysięgi złożonej w. ks. Konstantemu - de facto cała ówczesna "starszyzna wojskowa" była prorosyjska i opowiadała się za lojalnym związkiem z zaborcą.
Tej nocy z rąk powstańców zginęło kilku polskich generałów (Trębicki, Potocki, Hauke, Siemiątkowski, Blumer) - część z nich, jak to trafnie ujął historyk Wacław Tokarz, "zabiła zawiedziona miłość tej młodzieży powstańczej, która szukała tak natarczywie wodza wśród starszyzny własnej", innych z kolei zabito za jawne nawoływanie polskich żołnierzy do lojalności wobec księcia Konstantego.
Kulminacyjnym wydarzeniem Nocy Listopadowej było zdobycie Arsenału oraz uzbrojenia przy pomocy ludności cywilnej (plebs i pospólstwo) nadciągającej ze Starego Miasta na pomoc polskim żołnierzom. Wiadomość o tym, iż lud stolicy wdarł się do Arsenału zszokowała wielkiego księcia Konstantego. Spisek wojskowy zaczął przeradzać się w powszechne powstanie.
Następnego dnia rano na murach warszawskiego ratusza zawisł transparent z cytatem z "Ody do radości" Adama Mickiewicza: "Witaj jutrzenko swobody/Zbawienia za tobą słońce”. Przy ogniskach ogrzewała się ludność przemieszana z polskimi żołnierzami. Erazm Wróblewski w swych pamiętnikach zapisał: "widok zachwycający, nie widać człowieka, który by nie był uzbrojony (...) cała Warszawa przybrała postać militarną, chociaż jeszcze wielu z trwożnych mieszkańców siedziało po domach; pospólstwo, zagrzewane ochotą i trunkiem, strzelało ciągle na wiwaty".
Powstanie listopadowe upadło niespełna rok później - 21 października 1831 roku. Jak twierdzą historycy - miało duże szanse na sukces, jednak powodem klęski był błąd założycielski i naiwność polityczna Piotra Wysockiego (Jerzy Łojek napisał o nim: "człowiek bezinteresowny i ofiarny, ale niestety bardzo ograniczony intelektualnie i ulegający inspiracji ludzi ze środowisk wysoko notowanych"). Wysocki, inicjując powstanie tajnego sprzysiężenia, za cel główny uznawał tylko doprowadzenie do zbrojnej insurekcji, świadomie rezygnując z przejęcia politycznego dowództwa nad krajem i powstaniem. Tym samym po wybuchu powstania władza miała przejść w ręce polityków i generałów oficjalnie i od lat uznanych przez Rosję, nastawionych lojalistycznie wobec zaborcy.
Przez krótkowzroczność, a właściwie polityczną głupotę Wysockiego, już w 24 godziny po wybuchu powstania cała władza wpadła w ręce przeciwników tego zrywu. W efekcie zmarnowano potencjał militarny powstańczej armii polskiej oraz zaprzepaszczono poważną niepodległościową szansę.
Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski