Będzin. 69‑letni pacjent zmarł w przychodni. Sprawę bada prokuratura
Dramat w Będzinie. 69-letni mężczyzna trafił do przychodni, skarżąc się na problemy z oddychaniem. Miał trafić na badania, jednak pacjent zmarł. Rodzina ma wątpliwości, czy zrobiono wszystko, by uratować jego życie.
12.06.2019 | aktual.: 12.06.2019 18:16
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Sprawę opisuje "Dziennik Zachodni". Wszystko zaczęło się 6 czerwca, gdy 69-letni pan Józef próbował dostać się do lekarza rodzinnego w Centrum Medycznym Syberka w Będzinie. Jednak od personelu usłyszał, że "zabrakło już numerków". Mężczyzna wrócił do domu, jednak ponownie trafił do ośrodka, gdy źle się poczuł podczas obiadu. Skarżył się na duszności.
Pan Józef przyjechał do przychodni razem z żoną. Mężczyzna trafił na badania, jednak po chwili pojawiła się zdenerwowana pielęgniarka. Rozmawiała chwilę z lekarzem, który poinformował potem żonę pana Józefa, że wezwano kartkę, bo mąż musi trafić do szpitala.
Jak wynika z relacji rodziny, gdy zespół ratownictwa medycznego pojawił się na miejscu, ratownicy mieli wątpliwości co do działania personelu medycznego. - Co wy zrobiliście? Nie podaliście tlenu? Nie zrobiliście nawet wkłucia? - cytuje ich "Dziennik Zachodni".
"Widok był koszmarny"
Reanimacja pacjenta trwała pół godziny, jednak mężczyzny nie udało się uratować. "Dziennik Zachodni" podaje, ze rodzina zmarłego usłyszała, że należy jak najszybciej zabrać ciało, ponieważ należy zamknąć przychodnię. Córka pana Józefa wspomina, że zwłoki nie zostały przykryte po nieskutecznej reanimacji. - Widok był koszmarny - przyznaje rodzina.
To jednak nie wszystko. Bliscy pana Józefa złożyli zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Sprawę bada Prokuratura Rejonowa w Będzinie, która prowadzi śledztwo w kierunku nieudzielenia pomocy.
Z kolei Centrum Medyczne Syberka przedstawiło własną wersję wydarzeń. Według zastępcy dyrektora Janusza Kumora, pacjent w trakcie wykonywania badania stracił przytomność, a lekarz zadzwonił po pogotowie ratunkowe. Mężczyzna był obserwowany przez lekarza i pielęgniarkę.
Przed przyjazdem karetki była zachowana akcja serca, tętno na tętnicy szyjnej było wyczuwalne. Gdy podjechało pogotowie, wystąpiła arytmia. Podjęto decyzję o reanimacji, ale nie odniosła ona skutku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Źródło: "Dziennik Zachodni"