Beata Szydło obiecała "ciekawą szkołę". A w planie lekcji... religia i etyka wypierają informatykę
Religia i etyka po dwa razy w tygodniu, a tylko jedna godzina zajęć z komputerem. Oburzeni rodzice uczniów zreformowanych podstawówek przysyłają nam plany lekcji. Za naprawdę "ciekawą szkołę", którą obiecała wicepremier Beata Szydło trzeba dopłacić nawet 2000 zł za semestr.
- Wy się macie po prostu uczyć, spędzać tutaj czas jak najlepiej. Będziecie mieli dodatkowe zajęcia sportowe, bo wprowadzimy SKS-y. Będziecie mieli możliwość poznawania różnych ciekawych rzeczy. Niczym innym się nie przejmujcie, a my dorośli zrobimy wszystko, żebyście byli szczęśliwi w każdej szkole w całym naszym pięknym kraju - to słowa wicepremier Beaty Szydło, która na inauguracji roku szkolnego w Pcimiu, zwróciła się bezpośrednio do uczniów .
Początek roku szkolnego wygląda inaczej niż w przemówieniu wicepremier. Dyrektorzy wielu placówek nie zdążyli z przygotowaniem planów lekcji. Wciąż jeszcze próbują zgrać harmonogramy po powiększeniu szkół o klasy gimnazjalne. Zamieszanie to efekt rządowej reformy edukacji. Rodzice zgłaszają nam poprzez platformę dziejesiewp.pl, że w planach lekcji zapanował chaos.
- Zajęcia z komputerem raz w tygodniu, a religia z etyką łącznie cztery lekcje. To chyba żart? - oburza się Agnieszka z Warszawy. Wtóruje jej inna matka. - Mój komentarz do publikacji w sprawie planu lekcji. 9-latki rozpoczynające lekcje o godz. 13.00, a kończące o 18.25. Na drugi dzień do szkoły na siódmą rano. Wielkie podziękowania dla Pani Minister za reformę szkolnictwa! - pisze.
Początek roku szkolnego. Planu lekcji jeszcze nie ma
Byliśmy na otwarciu roku w jednej z dobrze ocenianych warszawskich podstawówek. Podczas uroczystego apelu dyrektor ogłosiła, ze względu na skutki reformy edukacji na razie plan lekcji ustalono tylko na pierwsze dwa dni. - Musieliśmy wygospodarować miejsce dla dwukrotnie większej liczby uczniów niż w poprzednim roku. Zmiana nadeszła z zewnątrz, nie mieliśmy na nią wpływu. Pracujemy nad usunięciem niedogodności - tłumaczy zamieszanie dyrektor.
Okazuje się, że dla pierwszoklasistów pewne są tylko zajęcia z trzech przedmiotów. To religia, odbywająca się dwa razy w tygodniu, lekcje edukacji wczesnoszkolnej, oraz zajęcia wychowania fizycznego. Pierwsze godziny języka angielskiego to już improwizacja. Dodatkową nauczycielkę języka udało się zatrudnić w ostatnich dniach sierpnia i jeszcze nie przygotowała lekcji. Pierwsze zajęcia poprowadzą wychowawcy maluchów. Zajęcia z komputerem tylko raz w tygodniu.
Zamiast religii programowanie. Koszt 600 zł za semestr
Z tego powodu rozkwita nowa, prężna branża. Przy wejściu do szkoły tłumnie zgromadzili się sprzedawcy dodatkowych zajęć. Ich oferta ma nadrabiać brak ciekawych lekcji w publicznych szkołach - Jeśli mała już korzysta z iPada czy smartfona, to warto przekierować to na coś pożytecznego. Mamy zajęcia z programowania, cyberbezpieczeństwa i hackingu - wręcza ulotkę mężczyzna, który zdyszany dojechał pod szkołę na rowerze.
- Programowanie dla 7-latka? - pytam. - Wcale nie przesada. Uczymy logiki programowania poprzez zestawianie klocków. Pokazujemy też proste aplikacje. Potem jak mała nauczy się literek, łatwo przejdzie na pisanie programów - wyjaśnia informatyk. Dodaje, że rodzice są wyjątkowo zainteresowani. Koszt 30 godzin lekcyjnych wynosi 600 zł.
Kolejną ulotkę wręcza przedstawicielka "szkoły odkrywców". - Warto zainteresować dzieciaczka robotyką. Pobudzamy zainteresowanie maszynami, rozwijamy wyobraźnię i kreatywność podczas warsztatów budowy robotów - zachęca. Zajęcia kosztują 690 zł za pół roku. Obok tłoczą się przedstawiciele czterech szkół językowych. Każdy zapewnia, że przebija publiczne lekcje skutecznością i pomysłami na naukę języka. Cena za semestr 1200-1300 zł.
Do rodziców z dziećmi przepycha się mężczyzna w białym kitlu i goglach. - Część, jestem pan naukowiec - przedstawia się i rozdaje fiolki z kolorowymi kulkami. Zachęca do udziału z zajęciach "laboratorium wyobraźni". - Uczymy fizyki, biologii, całej wiedzy o zjawiskach w świecie, poprzez eksperymenty. Dzieci czerpią z tego wielką radość. Szkoła tego nie zapewnia, publiczne placówki zostały w tyle - tłumaczy "pan naukowiec". Jego zajęcia kosztują 640 zł.
Teraz najlepsze. Okazuje się, że większość dodatkowych zajęć odbywa się w klasach szkoły publicznej. W dwóch przypadkach prowadzą je byli nauczyciele tej placówki.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl