Beata Szydło na zdjęciu z gangsterami. "Decyzje o pozwach w ciągu najbliższych dni"
Nie milknie burza po emisji "Superwizjera TVN”, w którym ówczesna szefowa rządu Beata Szydło została pokazana wśród groźnych gangsterów. Jak ustaliła Wirtualna Polska, decyzje o ewentualnych pozwach przeciw autorom sugestii o związkach byłej premier z przestępcami mają zapaść w ciągu 48 godzin. Nieoficjalnie, do sądu może trafić kilka takich spraw.
- Analizujemy materiały, gromadzimy dokumentację. We wtorek wieczorem bądź w środę rano podejmiemy decyzję co do kroków prawnych i ochrony dobrego imienia pani premier Beaty Szydło. Rozmawiałem z nią bezpośrednio po emisji i nie kryła oburzenia całą sytuacją. W szczególności dotyczy to osób, które komentując materiał „Superwizjera”, zestawiały jej osobę na równi z gangsterami – mówi nam bliski współpracownik Beaty Szydło, proszący o zachowanie anonimowości.
W podobnym tonie wypowiadała się w niedzielę była szefowa rządu. "Sugerowanie, że przypadkowe spotkanie z ludźmi, podającymi się w Rytlu za wolontariuszy, było 'kontaktami polityków PiS z gangsterami' jest szczególnie obrzydliwym kłamstwem" - napisała Szydło. I również zapowiedziała, że "wobec osób, rozpowszechniających tego typu pomówienia będą zastosowane kroki prawne".
Przypomnijmy, że "Superwizjer” opisał historię Olgierda L. To jeden z przywódców trójmiejskiego półświatka oraz kierujący klubem motocyklowym Bad Company, do którego - jak podali autorzy reportażu - należą między innymi recydywiści i neonaziści. Reporterzy "Superwizjera" podejrzewają, że organizacja zajmuje się sutenerstwem, handlem narkotykami i wymuszaniem haraczy.
W materiale ujawniono nagranie z 2017 roku, które udokumentowało spotkanie ówczesnej premier Beaty Szydło i ministrów Antoniego Macierewicza oraz Jana Szyszki. Na nagraniu widać, jak członkowie rządu ściskają dłonie i robią sobie zdjęcia z przestępcami – wolontariuszami w Rytlu, w miejscowości w której wichura wyrządziła ogromne zniszczenia.
Kto dopuścił do zdarzenia z udziałem Beaty Szydło?
Według autorów materiału, nie ma żadnych wątpliwości, iż Beata Szydło nie ma żadnych kontaktów z ludźmi pokroju Olgierda L. Problemem jest zachowanie służb, które dopuściły do takiej sytuacji.
- Chciałbym, żeby urzędnicy rządowi, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo, albo pan premier Mateusz Morawiecki, powiedzieli to jasno: tak, za bezpieczeństwo w państwie odpowiadają amatorzy i nie wiemy, jak to się stało, że do tego doszło – mówił dziennikarz TVN Bertold Kittel.
Kittel podkreślił, że wyjazd w teren premiera z ministrami, "gdzie jest osłona, służby, policja i sprawdzenie odwiedzonego miejsca, zwłaszcza jeżeli jest to wnętrze budynku, to ogromna logistyczna operacja".
- Wiedziano, kto jest w środku i kogo pani premier może napotkać w budynku. Wiedział to być może ktoś z gabinetu politycznego, być może któryś z doradców, na pewno ludzie od ochrony. Co się takiego stało, że pani premier została postawiona w takiej sytuacji? - pytał reporter.
To była spontaniczna wizyta
Jak ujawniliśmy w poniedziałek, spotkanie pani premier z wolontariuszami nie było wcześniej planowane. -Takie "spontaniczne" wizyty są czymś normalnym, oczywiście muszą one być wcześniej zabezpieczone. Tu zawaliła policja, która od początku była na miejscu i zupełnie zignorowała osoby, które, jak się okazało, miały związek ze środowiskiem przestępczym – opowiada nasz informator.
Wina leży także po stronie Biura Ochrony Rządu, które mogło wymusić na policji uważniejsze sprawdzenie osób, które pojawią się na spotkaniu z panią premier.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że pomysłodawcą spotkania był Antoni Macierewicz, były minister obrony narodowej. Wpływ na zorganizowanie szybkiego spotkania w Rytlu – jak słyszymy – mieli też lokalni działacze PiS, którym zależało na obecności byłej premier, najpopularniejszej polityczki ich partii.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl