W efekcie Zbigniew B. został skazany prawomocnym już wyrokiem na karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, zakaz pełnienia funkcji kierowniczych w samorządzie przez dwa lata i grzywnę w wysokości 2 tys. zł.
W grudniu Sąd Rejonowy w Kołobrzegu skazał B. na rok i cztery miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata, trzyletni zakaz pełnienia funkcji kierowniczych w administracji publicznej i samorządzie oraz grzywnę w wysokości 3 tys. zł. Kołobrzescy radni mają miesiąc na podjęcie uchwały o wygaśnięciu mandatu Zbigniewa B.
Mam satysfakcję, że zostałem uniewinniony od zarzutu fałszerstwa, jednocześnie ubolewam, że pomimo to sąd nie umorzył sprawy - powiedział Zbigniew B. Dodał, że skutki decyzji sądu okręgowego, czyli utrata przez niego mandatu, to sukces jego przeciwników politycznych, którzy dążyli do wypchnięcia go z rady miasta.
Śledztwo w sprawie fałszerstwa wyborczego prowadziła kołobrzeska prokuratura. Ustaliła, że dla zwiększenia swoich szans w wyborach samorządowych w 2002 roku prezydent Zbigniew B. wydał 156 decyzji wobec osób, które we wnioskach o dopisanie do rejestru wyborców wpisały adresy stałego zameldowania, pod którymi nigdy nie mieszkały. Proceder trwał od 11 września do 8 listopada 2002 roku, głównie w okręgu, z którego B. startował na radnego oraz ubiegał się o ponowną prezydenturę. Na zebraniach wyborczych w kołach SLD informowano o możliwości zmiany okręgu wyborczego i do tego zachęcano.
Sprawa wyszła na jaw podczas unijnego referendum w czerwcu 2003 roku, gdy jeden z mieszkańców miasta odkrył, że pod jego adresem figurują jeszcze dwa obce nazwiska. Wydając wyrok Sąd Rejonowy w Kołobrzegu uznał, że B. przekroczył swoje uprawnienia, działał na szkodę interesu publicznego chcąc osiągnąć korzyść osobistą i doprowadził do sfałszowania list wyborczych. Sąd uznał również, że jest winny nakłaniania innych osób do poświadczenia nieprawdy i wyłudzania wpisów na listę wyborców.
B. odwołał się od tego wyroku twierdząc m.in., że świadkowie, którzy kłamali przed sądem, zostali uznani za wiarygodnych, a wyjaśnienia tych, którzy zeznawali na jego korzyść pominięto. Sąd Okręgowy w Koszalinie potwierdził, że oszustwo wyborcze miało miejsce. Nie znalazł jednak dowodów, że to B. je organizował i kogokolwiek bezpośrednio nakłaniał do fałszowania list wyborczych.
Dlatego został uniewinniony od tego zarzutu. B. nie dopełnił jednak swoich obowiązków jako prezydent. Podejmował decyzje o wpisaniu osób na listy wyborcze, miał świadomość, że może nastąpić ich sfałszowanie i godził się na to - poinformował rzecznik Sądu Okręgowego w Koszalinie Sławomir Przykucki. Podkreślił, że sąd okręgowy nie podważył wiarygodności świadków, na zeznaniach których oparł swój wyrok sąd rejonowy. To co mówili było jednak niewystarczające do udowodnienia winy w pełnym zakresie - dodał.