B. prezydent Kołobrzegu straci mandat
Były prezydent Kołobrzegu z ramienia SLD, a
obecnie niezależny radny tego miasta Zbigniew B. straci mandat.
Sąd drugiej instancji, do którego odwołał się B., choć uniewinnił
go od zarzutu fałszerstwa wyborczego, uznał, że były
prezydent jest winny niedopełnienia obowiązków.
24.05.2005 | aktual.: 24.05.2005 17:35
W efekcie Zbigniew B. został skazany prawomocnym już wyrokiem na karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, zakaz pełnienia funkcji kierowniczych w samorządzie przez dwa lata i grzywnę w wysokości 2 tys. zł.
W grudniu Sąd Rejonowy w Kołobrzegu skazał B. na rok i cztery miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata, trzyletni zakaz pełnienia funkcji kierowniczych w administracji publicznej i samorządzie oraz grzywnę w wysokości 3 tys. zł. Kołobrzescy radni mają miesiąc na podjęcie uchwały o wygaśnięciu mandatu Zbigniewa B.
Mam satysfakcję, że zostałem uniewinniony od zarzutu fałszerstwa, jednocześnie ubolewam, że pomimo to sąd nie umorzył sprawy - powiedział Zbigniew B. Dodał, że skutki decyzji sądu okręgowego, czyli utrata przez niego mandatu, to sukces jego przeciwników politycznych, którzy dążyli do wypchnięcia go z rady miasta.
Śledztwo w sprawie fałszerstwa wyborczego prowadziła kołobrzeska prokuratura. Ustaliła, że dla zwiększenia swoich szans w wyborach samorządowych w 2002 roku prezydent Zbigniew B. wydał 156 decyzji wobec osób, które we wnioskach o dopisanie do rejestru wyborców wpisały adresy stałego zameldowania, pod którymi nigdy nie mieszkały. Proceder trwał od 11 września do 8 listopada 2002 roku, głównie w okręgu, z którego B. startował na radnego oraz ubiegał się o ponowną prezydenturę. Na zebraniach wyborczych w kołach SLD informowano o możliwości zmiany okręgu wyborczego i do tego zachęcano.
Sprawa wyszła na jaw podczas unijnego referendum w czerwcu 2003 roku, gdy jeden z mieszkańców miasta odkrył, że pod jego adresem figurują jeszcze dwa obce nazwiska. Wydając wyrok Sąd Rejonowy w Kołobrzegu uznał, że B. przekroczył swoje uprawnienia, działał na szkodę interesu publicznego chcąc osiągnąć korzyść osobistą i doprowadził do sfałszowania list wyborczych. Sąd uznał również, że jest winny nakłaniania innych osób do poświadczenia nieprawdy i wyłudzania wpisów na listę wyborców.
B. odwołał się od tego wyroku twierdząc m.in., że świadkowie, którzy kłamali przed sądem, zostali uznani za wiarygodnych, a wyjaśnienia tych, którzy zeznawali na jego korzyść pominięto. Sąd Okręgowy w Koszalinie potwierdził, że oszustwo wyborcze miało miejsce. Nie znalazł jednak dowodów, że to B. je organizował i kogokolwiek bezpośrednio nakłaniał do fałszowania list wyborczych.
Dlatego został uniewinniony od tego zarzutu. B. nie dopełnił jednak swoich obowiązków jako prezydent. Podejmował decyzje o wpisaniu osób na listy wyborcze, miał świadomość, że może nastąpić ich sfałszowanie i godził się na to - poinformował rzecznik Sądu Okręgowego w Koszalinie Sławomir Przykucki. Podkreślił, że sąd okręgowy nie podważył wiarygodności świadków, na zeznaniach których oparł swój wyrok sąd rejonowy. To co mówili było jednak niewystarczające do udowodnienia winy w pełnym zakresie - dodał.