Nie ma akceptacji dla nawet lekko zakamuflowanego antysemityzmu [OPINIA]
Gra antysemickimi - nawet najdelikatniejszymi - insynuacjami nie może być akceptowana w polskiej przestrzeni publicznej. I to zarówno z przyczyn politycznych, jak i moralnych.
13.11.2024 | aktual.: 13.11.2024 14:22
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
To, co wydarzyło się w "Kropce nad i" u Moniki Olejnik zaskakuje. Zaskakuje nie tylko dlatego, że takie, i to w takiej formie, pytanie padło - co jest kwestią polityczną i moralną, ale także z przyczyn czysto profesjonalnych. Research, który je poprzedził, a przynajmniej jego odczytanie, był - i to jest bardzo delikatne określenie - nieprecyzyjny. "Problemem jest pochodzenie jego żony. Co by pan odpowiedział panu autorowi Tygodnika Powszechnego na te słowa" - pytała Monika Olejnik.
I trudno nie dostrzec, że to pytanie jest jak dowcip o mercedesach rozdawanych na Placu Czerwonym. "Nie mercedesy, tylko rowery i nie rozdają, a kradną". "Tygodnik Powszechny" już wyjaśnił, że u nich napisano jedynie, że problemem mogą być teksty Anne Applebaum krytyczne wobec Donalda Trumpa, a tekst, na który - wszytko na to wskazuje - powołała ukazał się na portalu gazeta.pl, tyle że i tam nie było mowy o problemie z pochodzeniem, a o tym, że na "głębokim offie" można usłyszeć od polityków PO, że obawiają się oni, że dla części społeczeństwa to pochodzenie może okazać się problemem. Pytanie zostało zadane kompletnie obok tego, co naprawdę zostało napisane i poza jakimkolwiek kontekstem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Radosław Sikorski odpowiedział na nie z błyskotliwą inteligencją (mówiąc o długiej tradycji pierwszych, polskich dam), konkretnie, a jego wyjście ze studia było nie tylko zrozumiałe emocjonalnie, ale i politycznie bardzo dla niego korzystne. Tak samo jak późniejszy wpis, w którym podkreślił, że "wbrew insynuacji red. Olejnik nie jesteśmy krajem antysemitów". Świetnie ten polityczny element widać po reakcjach polityków z różnych stron sceny politycznej, którzy - z Januszem Kowalskim z PiS właśnie - zdecydowanie wsparli ministra spraw zagranicznych.
Polscy politycy, ale i media zachowały się więc w tej sprawie tak jak trzeba. Monika Olejnik zresztą - można się spierać o formę - przeprosiła. Jeśli więc warto się tym tematem szerzej zajmować, to niekoniecznie z powodu samego, nieodpowiednio, nieprofesjonalnie zadanego pytania, ale z zupełnie innego. Otóż jeśli szukać jego źródeł, to jest nim fragment tekstu Piotra Śmiłowicza z portalu Gazeta.pl. "… wygrana Trumpa zmniejsza szanse Sikorskiego, bo jego żona Anne Applebaum jest nie tylko silnie związana z amerykańską Partią Demokratyczną, ale jeszcze w ostatnim okresie mocno atakowała rywala Harris, porównując go do Hitlera i Stalina. W otoczeniu Trumpa zostało to zapewne zapamiętane. Poza tym, jak można usłyszeć już zupełnie "na offie" w KO, w naszym społeczeństwie dobrą rekomendacją nie jest pochodzenie Applebaum" - napisał Śmiłowicz.
I to właśnie w tym tekście kryje się istota problemu. Pierwsze pytanie, jakie można i trzeba zadać autorowi wcale nie dotyczy - wbrew sugestiom Romana Giertycha - tego, kto z Koalicji Obywatelskiej rozsiewa takie plotki (tego bowiem dziennikarz, nie tylko z przyczyn moralnych, ale także zawodowych jeśli chce zachować możliwość rozmawiania na "offie" z politykami zwyczajnie zdradzić nie może), a raczej tego, czy rzeczywiście takie myślenie jest obecne w Koalicji Obywatelskiej, i o czym - jeśli jest - ono świadczy. Czy to dowód na to, że za tymi "opisowymi" pytaniami kryje się osobisty - lekko zakamuflowany antysemityzm - niektórych, głęboko ukrytych polityków KO? A może to jednak zwyczajna ocena polskiego społeczeństwa, niewątpliwie sprzeczna, z tym, co myśli Radosław Sikorski, polskiego społeczeństwa? Ujmując rzecz inaczej, czy poza niewątpliwą zewnętrzną zgodą w potępieniu przejawów antysemityzmu w polityce, istnieje jakaś forma systemowego, choć ukrytego antysemityzmu?
Jeśli chodzi o poziom zewnętrzny, to niewątpliwie rację ma Radosław Sikorski, który dyskretnie i inteligentnie pokazał, że antysemickie insynuacje, rasistowskie sugestie dotyczące żon, nie zaszkodziły - jak dotąd - żadnemu z kandydatów. Jednym słowem - niezależnie od strony politycznej - to nie jest kwestia istotna dla wyborców, nie kierują się oni - w swojej zasadniczej większości - antysemickimi resentymentami. To oczywiście jest prawda, choć można - bardziej dla porządku, niż po to, by polemizować z odpowiedzią ministra spraw zagranicznych - wskazać, że wszystkie poprzedniczki mocno podkreślały swoją katolicką tożsamość.
Co to oznacza?
Czy jednak ten fakt oznacza, że w Polsce rzeczywiście nie ma odruchów antysemickich? Czy akurat tę emocję udało się wyeliminować? Odpowiedź na te pytania jest - i to bardzo delikatne określenie - bardziej skomplikowana. Wbrew pozorom nie trzeba zanurzać się bardzo głęboko w otchłanie portalu X, by dostrzec, że tego rodzaju odruchy czy emocje wciąż się pojawiają. Oczywiście autorzy takich wpisów zawsze podkreślają, że oni nie są antysemitami, a tylko pytają, zgłębiają temat pochodzenia żon kolejnych prezydentów, albo pochodzenia polityków. Jeśli zanurzyć się jeszcze trochę głębiej (choć i na powierzchni widać przedstawicieli tego nurtu), to nagle okaże się, że polityk Konfederacji gasi gaśnicą świece Chanukowe, snuje antysemickie teorie, i bynajmniej mu to nie szkodzi w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Jest więc w Polsce elektorat, który na tego rodzaju narracje jest łasy.
Zobacz także
Ta część elektoratu, zasadniczo mniejszościowa, nie wyczerpuje - wbrew pozorom - wszystkich antysemickich emocji. Te można bowiem znaleźć także w bardziej ostrożnych sferach polskiej prawicy, gdzie przybiera on formę troski o to, by nie posądzić Polaków o jakikolwiek antysemityzm, by udawać, że tego problemu nigdy nie było w polskim Kościele, o polskiej endecji (ale znajdziemy go także i wśród lewicy) nie wspominając. Walka z antypolonizmem - niestety - często skrywa niechęć do żydowskiej perspektywy historii, a szerzej do rozliczenia się z elementami autentycznego (niekoniecznie rasistowskiego, ale i taki też się znajdzie) elementami naszej historii. Zaprzeczanie, wybielanie też skrywa taką emocję.
Lewica niekiedy ukrywa
Lewica zaś (choć zdarza się to także po prawej stronie), i to też warto jasno powiedzieć, niekiedy ukrywa antysemickie elementy w narracji anty-izraelskiej. I nie chodzi mi o to, by za przywódcami Izraela uznać, że każda wypowiedź niechętna polityce izraelskiej jest antysemicka, ale by wskazać, że niekiedy postawa propalestyńska skrywa jedynie niechęć do państwa żydowskiego, jest wygodnym narzędziem pozwalającym rozgrywać antyżydowskie emocje, których nie wypada wyrazić w inny sposób. I to jest także wyzwanie, z którym warto się mierzyć.
Jeśli kolejna polityczno-medialna debata wywołana przez wyjątkowo słabe pytania Moniki Olejnik miałaby czemuś służyć, to właśnie próbie zmierzenia się z pytaniami o rozmaite formy współczesnego antysemityzmu. Mało jednak prawdopodobne, by w przededniu kampanii prezydenckiej ktokolwiek chciał się z nimi mierzyć. To bowiem dotykałby tematów niewygodnych, które dzielą elektoraty w poprzek tradycyjnych partyjnych podziałów.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".
Zobacz także