ŚwiatAtak rakietowy na stolicę Syrii. Izrael przygotowuje się do następnej wojny

Atak rakietowy na stolicę Syrii. Izrael przygotowuje się do następnej wojny

Izraelskie samoloty zaatakowały pozycje syryjskiej armii na przedmieściach Damaszku. Celem rakiet wystrzelonych znad terytorium Libanu nie było jednak osłabienie wojsk prezydenta Assada tylko dostawa nowoczesnej broni dla libańskiego Hezbollahu. Rząd w Jerozolimie nie przyznaje się do ataku jednak nie jest tajemnicą, że transporty broni dla szyickiej milicji i próby ich zniszczenia to gra poprzedzająca następną wojnę między Izraelem a Hezbollahem.

Atak rakietowy na stolicę Syrii. Izrael przygotowuje się do następnej wojny
Źródło zdjęć: © Getty Images | Matt Cardy

22.02.2017 10:37

Izraelczycy uderzyli znad Libanu. Lokalne media donoszą, że w nocy samoloty krążyły nad Doliną Bekaa i miastem Baalbek. Rakiety wystrzelone z odległości niespełna 50 km trafiły w magazyny 3 Dywizji Zmechanizowanej. Spłonął też konwój samochodów libańskiej, szyickiej organizacji Hezbollah.

Pomimo tego, że Izraelczycy nigdy nie potwierdzają ani nie zaprzeczają takim atakom, nikt nie ma wątpliwości skąd nadchodzą uderzenia. Miesiąc temu na inne przedmieście Damaszku spadły rakiety wystrzelone znad Jeziora Tyberiadzkiego w Galilei. Wtedy też celem była nowoczesna broń przeznaczona dla Hezbollahu.

Ostatni raz Izraelczycy i libańscy szyici otwarcie toczyli wojnę w 2006 r. Od tamtej pory obie strony przygotowują się do następnego konfliktu wychodząc z założenia, że wcześniej czy później do niego dojdzie. Hezbollah wykorzystuje wojnę domową w Syrii, żeby zdobyć nowe systemy uzbrojenia, które zmieniłyby układ sił na przyszłym polu bitwy. Izraelczycy robią wszystko, aby do tego nie dopuścić i starają się zawczasu zniszczyć taką broń określaną jako „game changer”.

Obraz
© (fot. Getty Images)

Cierpliwość Izraela ma jasne granice

Już podczas ostatniej wojny szyici dysponowali dużą liczbą nowoczesnych rakiet przeciwpancernych, które wyrządziły Izraelczykom poważne szkody. Dowódcy Hezbollahy wydali wtedy specjalne instrukcje swoim ludziom, aby przede wszystkim polowali na najnowsze czołgi Markawa IV. Izraelczycy zdają sobie sprawę, że nie powstrzymają dostaw niewielkich, morderczych pocisków, które zalały syryjskie pola bitew.

Jedną z głównych obaw strategów Państwa Żydowskiego jest uzyskanie przez Hezbollah nowoczesnej broni przeciwko okrętom takiej, jak rosyjskie rakiety Yakhnot czy ich chińskie odpowiedniki. Pociski te mogłyby zablokować port w Hajfie położony zaledwie 130 km na południe od Bejrutu oraz niszczyć izraelskie okręty i platformy wiertnicze na Morzu Śródziemnym uważane za potencjalny powód kolejnej wojny w regionie.

Przykładem niszczycielskiej siły tej broni był atak Hezbollahu na izraelską fregatę Hanit podczas wojny w 2006 r. Chiński pocisk starszej generacji trafił i poważnie uszkodził nowoczesny okręt mimo tego, że nie eksplodował. Izraelczycy wolą zapobiegać konfrontacji z rakietami nowej generacji.

Ta sama zasada dotyczy broni przeciwlotniczej. Rząd w Jerozolimie wielokrotnie powtarzał, że nie pozwoli Hezbollahowi na stworzenie nowoczesnego systemu obronnego, który ograniczyłby nie tylko swobodę działania izraelskiego lotnictwa wojskowego, ale także mógłby zagrozić samolotom pasażerskim w drodze na lotnisko w Tel-Awiwie.

Izraelczycy nerwowo reagują też na groźbę rozmieszczenia w Libanie precyzyjnych rakiet ziemia – ziemia. Wiadomo, że nowa doktryna wojskowa Hezbollahu zakłada przekroczenie granicy z Izraelem i atak na przygraniczne miejscowości przy równoczesnym ostrzale z użyciem tysięcy pocisków rakietowych dziennie.

Przygotowując się na taką możliwość Izraelczycy ćwiczą masową ewakuację cywilów, tworzą najlepsze na świecie systemy antyrakietowe, ale równocześnie niszczą konwoje zmierzające do Libanu. Wiedzą, że nawet najlepsza obrona nie powstrzyma wszystkich nowoczesnych pocisków zwłaszcza, jeżeli szyici będą mieli ich dużo. Propaganda Hezbollahu podkreśla, że organizacja już teraz może precyzyjnie zaatakować kluczowe cele w Izraelu takie jak kompleks sztabu generalnego w Tel-Awiwie, bazy lotnicze, a nawet instytut jądrowy w Dimonie na Pustyni Negew.

Nie wiadomo ile z tego jest prawdą a ile to czcze przechwałki, jednak Izraelczycy nie zamierzają przekonać się o tym na własnej skórze. Stąd powtarzające się naloty czy wymiana starzejącej się floty samolotów F-15 i F-16 na nowoczesne F-35. Uderzeń nie powstrzyma też rosyjski parasol przeciwlotniczy nad Syrią. Żeby nie drażnić Moskwy Izraelczycy wystrzeliwują rakiety spoza terytorium Syrii, ale nie cofną się przed konfrontacją z Rosjanami, jeżeli uznają, że tego wymaga ich bezpieczeństwo.

syriaizraelliban
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (256)