Arabskie głosy ws. uchodźców w Europie
Śmierć 3-letniego Aylana Kurdiego, a następnie publikacja wstrząsającego zdjęcia z tureckiej plaży jest istotnym momentem w obecnym kryzysie migracyjnym. Fotografia martwego dziecka zwróciła oczy zachodniego świata na problem i niejako przyspieszyła publiczną dyskusję oraz działania na rzecz imigrantów i uchodźców. W tym czasie władze bogatych krajów Zatoki Perskiej pozostawały bierne na zdarzenia w Europie, ale już w mediach i internecie toczą się starcia na argumenty i emocje, w których niektórzy publicyści podważają nawet rzekomą bezczynność bogatej Zatoki.
10.09.2015 18:02
Tak możesz pomóc uchodźcom - LISTA ORGANIZACJI
Nie jest tajemnicą, że pomoc bogatych państw Zatoki Perskiej dla wojennych uchodźców z Bliskiego Wschodu jest co najwyżej symboliczna, szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w 1990 roku te same kraje, które teraz nie chcą przyjmować uchodźców, udzieliły schronienia uciekinierom z Kuwejtu, napadniętego przez Saddama Husajna.
Podczas gdy w Europie rozpoczął się czas gorącej politycznej debaty, czas deklaracji i działania, państwa Zatoki pozostawały dziwnie ciche. Organizacje walczące o prawa człowieka nie czekały długo z krytyką, Sara Hashash z Amnesty International mówiła o "całkowicie haniebnym" zachowaniu Kataru, Bahrajnu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Kuwejtu i Arabii Saudyjskiej, które oficjalnie nie przyjmowały żadnych uchodźców. Tymczasem nie tak bogaty Liban czy Turcja, od początku syryjskiej wojny przyjmowały na siebie większość migracyjnego ciężaru.
W odpowiedzi na bierność
Milczenie krajów Zatoki Perskich spotkało się z odzewem mediów w tych krajach oraz oburzeniem mieszkańców państw. Nie wszyscy podzielają bowiem wierną postawę rządów i monarchów.
Jednym z rysunków, który w ostatnich dniach cieszył się dużą popularnością wśród arabskich użytkowników mediów społecznościowych, była satyryczna grafika, przedstawiające dwoje zamkniętych drzwi. Przed niebieskimi, europejskimi, klęczała matka z dzieckiem na rękach, podczas gdy zza zamkniętych drzwi obok, otoczonych zasiekami, kreskówkowa postać szejka krzyczy: "Dlaczego ich nie wpuścicie, wy niegodziwcy?". Na taki komentarz nie zdobył się żaden anonimowy internauta, ale saudyjska gazeta "Makkah".
Przypadek Kataru
Inni twórcy i dziennikarze z regionu nie zawsze są tak krytyczni jak wspomniany saudyjski satyryk. - Katar jest bardzo mały i finansuje już uchodźców w Jordanii, Turcji i północnym Iraku. Z przyczyn logistycznych Katar nie może przyjąć dużej liczby uchodźców i zamiast tego wybiera wsparcie finansowe - tłumaczył Reutersowi Abdullah Al-Athbah, redaktor gazety "Al-Arab". Faktem jest, że strumień pieniędzy z Kataru faktycznie płynie do Syrii, rząd przeznaczył już około 2 mld dol. w ramach programów pomocowych.
Prawdziwy powód niechęci do uchodźców w tym konkretnym państwie może być jednak nie "logistyczny", a prozaiczny. Jeszcze w 2012 roku Katar ogłosił, że chce ograniczyć liczbę zagranicznych pracowników, którzy stanowią miażdżącą większość siły roboczej, o jeden milion w ciągu 10 lat. Przyjmowanie nieoczekiwanych przybyszów mogłoby pokrzyżować realizację tego celu.
Nie wszyscy w Katarze podzielają taki punkt widzenia, bo już Zeid al-Zeid z "Al-An" określił ciszę państw arabskich mianem "skandalicznej".
Diagnozy i oskarżenia
Sultan Sooud al-Qassemi, uznany komentator polityczny ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich ma gotową diagnozę biernej postawy krajów Zatoki Perskiej. Jego zdaniem, władze tych państw obawiają się, że duże ilości rozpolitykowanych uchodźców mogą wpłynąć na tradycyjnie pasywne społeczeństwa. Ekspert popiera jednak przyjęcie uchodźców i imigrantów, bo jest ono "szansą na goszczenie grupy", która stanowiłaby przeciwwagę dla innych przybyszów z obcych kręgów kulturowych, którzy w każdym z tych państw stanowią istotny element gospodarki. - Państwa Zatoki często narzekają, że arabski język jest zbyt rzadko używany i nasza kultura jest zagrożona ze względu na imigrantów - mówi Reutersowi i argumentuje, że arabscy uchodźcy byliby odpowiedzią na te obawy.
Arabskie społeczności, które żyją w Europie są bardziej bezpośrednie w krytyce państw Zatoki Perskiej. "Paradoks polega na tym, że narody Zatoki, które wzywały do wyzwolenia Syrii spod tyranii Asada i kierowały miliardy dolarów do rebeliantów, nie przyjmują uchodźców. Tymczasem biedne narody Arabskiej - Jordańczycy, Libańczycy, Egipcjanie - przyjęły miliony uchodźców, podczas gdy ich kraje nie mają wody nawet dla własnych obywateli" - krytykował Abed Al-Beri Atwan, redaktor londyńskiej gazety "Rai Al-Youm".
Miliony obcokrajowców w Zatoce Perskiej
Zupełnie inne spojrzenie prezentuje Abdulrahman Al-Rashed w komentarzu na łamach serwisu londyńskiej gazety "Asharq al-Aswat. "Państwa Zatoki Perskiej nie są samolubne, jak sugerują niektórzy. Goszczą jedne z największych zagranicznych społeczności" - pisze publicysta. "W tej chwili w Arabii Saudyjskiej jest ponad 500 tys. Syryjczyków i jest to trzecia największa społeczność po Egipcjanach i Jemeńczykach. Liczba Jemeńczyków wzrosła do ponad miliona od czasu, gdy w ich kraju wybuchła wojna. Wszyscy jemeńscy uchodźcy i Jemeńczycy, którzy nielegalnie wkroczyli do królestwa otrzymali prawo pobytu, które pozwala im pozostać i pracować" - pisze Al-Rashed.
Komentator podkreśla, że 80 proc. populacji Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Kataru to obcokrajowcy, stanowią oni też około połowy ludności Kuwejtu, około 40 proc. Arabii Saudyjskiej i ponad 30 proc. w Bahrajnie. Al-Rashed zestawia to z Europą, gdzie liczba obcokrajowców w najbardziej zróżnicowanych krajach nie przekracza 10 proc.
Od rozsądku do szoku
Weteran saudyjskiego dziennikarstwa, Khaled Almaeena, na łamach "Saudi Gazzete" pisał z kolei, że Zatoka Perska jest "geograficznie trudna do przekroczenia" dla uchodźców. Jednak komentator nie usprawiedliwiał w ten sposób bogatych państw arabskich. "Patrzymy na tragedię o epickich proporcja, która codziennie rozgrywa się na naszych oczach. Krytykujemy europejskie narody za uszczelnianie granic. Oskarżamy ich o to, że nie stają na wysokości zadania i nie rozwiązują kryzysu lub problemu humanitarnego, który sami wywołaliśmy" - pisze publicysta, mając na myśli dyktatury i rządy silnej ręki w państwach Bliskiego Wschodu.
Nie wszyscy prezentują jednak tak dużą dozę zdrowego rozsądku, jak saudyjski dziennikarz. Szerokim echem w mediach obiły się słowa Faheda al-Shelaimiego, polityka z Kuwejtu, który przewodzi Forum Zatoki Perskiej na rzecz Pokoju i Bezpieczeństwa. Jego wypowiedzi zszokowały świat. - Kraje zatoki są drogie, a poza byciem pracownikami, ci ludzie nie nadają się do życia tutaj. Koniec końców, ludzie z różnych środowisk, którzy cierpią z powodu emocjonalnych problemów, nie mogą zostać przyjęci przez nasze społeczeństwo - mówił polityk w jednej z arabskich telewizji, a jego słowa natychmiast zaczęły rozprzestrzeniać się w arabskim internecie.
W sieci wrze
Arabskojęzyczni internauci żywo reagują na migracyjny kryzys i sytuację w regionie. Podobnie, jak w reszcie globu, także na Bliskim Wschodzie i w Zatoce Perskiej, zatonięcie 3-letniego Aylana Kurdiego wywołało wielkie poruszenie. W ciągu 24 godzin arabskojęzycznym hashtagiem #utonięciesyryjskiegodziecka opatrzono na Twitterze ponad 150 tys. wpisów. Jednak wydźwięk zamieszczanych postów był bardzo różnorodny. Duża część internautów winą za śmierć dziecka obarczała Baszara al-Asada, syryjskiego przywódcę, który nadal tłumi antyrządowe powstanie. Dlatego jedna z Irakijek zamieściła taki "urodzinowy" fotomontaż, na który oprócz tragicznie zmarłego chłopca widzimy także rodzinę Asadów:
Z kolei w zupełnie innym kontekście umieścił zdarzenie pewien syryjski aktywista, który opublikował wymowny fotomontaż, będący oskarżeniem bogatych państw Zatoki Perskich, które nie kwapią się do pomocy uchodźcom:
(( social.twitter
https://twitter.com/MulhamJundi/status/639344986245464064 ))
Podobnie zareagował jeden z saudyjskich satyryków, którego rysunek w wymowny sposób sprowadza pomoc arabskich narodów do aktywności w mediach społecznościowych: