Angela Merkel szykuje się do wyborów i przejmuje język swoich przeciwników. Chce zakazu burek i ograniczenia imigracji
Angela Merkel proponuje zakaz noszenia burek "wszędzie tam, gdzie to prawnie możliwe", ponieważ taki strój "jest nie do zaakceptowania w Niemczech". Dlaczego kanclerz kraju, który zasłynął jako bezpieczna przystań dla migrantów, zdecydowała się na taki krok?
07.12.2016 16:39
Przeciwnicy Merkel krytykują ją za wpuszczenie do kraju ponad miliona imigrantów i uchodźców, głównie muzułmanów, którzy - ich zdaniem - nie chcą się integrować, za to przywożą ze sobą swoje konserwatywne islamskie tradycje.
Konserwatywna Merkel
Teraz Merkel, podczas konwencji partyjnej CDU, na której potwierdzono jej przywództwo, ogłosiła swój pomysł. To kopia regulacji francuskiej z 2011 roku, która w ubiegłym miesiącu doczekała się naśladownictwa w Holandii, a wcześniej w Belgii, Bułgarii i niektórych regionach Szwajcarii.
Podczas konwencji Merkel wręcz kopiowała retorykę politycznych adwersarzy. - Nie chcemy żadnych równoległych społeczeństw. Nasze prawo stoi ponad plemiennymi regułami, kodeksami honorowymi i szariatem - mówiła.
Według badania telewizji ARD, 51 proc. Niemców popiera całkowity zakaz noszenia burek, a tylko 15 proc. jest przeciwna jakimkolwiek regulacjom w tym kierunku. "The New York Times" podaje, powołując się na ekspertów, że taki zakaz może w Niemczech dotknąć zaledwie kilkuset kobiet. Jednak problem jest nośnym tematem w mediach, dlatego może posłużyć jako skuteczny polityczny oręż.
Kanclerz Niemiec zasugerowała, że ten ruch wzmocni niemieckie obyczaje, bo jej rodacy zwykli "pokazywać swoją twarz przy komunikacji międzyludzkiej". W praktyce regulacja zakazywałaby zakrywania twarzy w szkołach, sądach, budynkach administracyjnych, podczas demonstracji oraz przy prowadzeniu auta.
Walka o czwartą kadencję
Merkel jest kanclerzem Niemiec już od 11 lat. Po tak długim czasie spadek społecznego poparcia byłby zrozumiały nawet z powodu zwykłego zmęczenia materiału, a co dopiero w świetle wyzwań, których podjęły się Niemcy.
Kanclerz Niemiec, sięgając po ostrzejszą retorykę nie tylko walczy o społeczne poparcie tych Niemców, którzy nie są do końca zadowoleni z polityki otwartych drzwi i skłaniają się ku głosowaniu na nacjonalistyczną Alternatywę dla Niemiec (AfD)
. Szczególnym alarmem dla Merkel mógł być wynik wyborów regionalnych, gdzie AfD pokonała partię Merkel w jej macierzystym okręgu.
Zakaz burek jest w świetle postulatów AfD swego rodzaju półśrodkiem. Nacjonaliści, oprócz zakazu noszenia burek, opowiadają się za ograniczeniami w publicznym okazywaniu wiary, a nawet zabronieniem wznoszenia minaretów.
Sondaże, wykonywane z myślą o przyszłorocznych wyborach, pokazują, że AfD będzie trzecią siłą w parlamencie. Od sierpnia 2015 roku partia zwiększyła swojej poparcie ponadtrzykrotnie (wzrost z 4 do 14 proc.). W tym samym czasie poparcie dla CDU zmalało z 42 do 32 proc.
Walka we własnych szeregach
Z drugiej strony zagrywka Merkel jest też obliczona na potrzeby wewnątrzpartyjne. Polityka imigracyjna jest bowiem obiektem sporu w łonie samej partii, a przede wszystkim w ramach wieloletniej koalicji z bawarską CSU. Przed kolejnymi wyborami kluczowa jest więc konsolidacja we własnych szeregach.
Częściowy zakaz noszenia burek w Niemczech proponował już w sierpniu członek gabinetu Merkel - minister spraw wewnętrznych, Thomas de Maizière. Świadczy to o tym, że nawet ludzie z jej najbliższego otoczenia nie do końca zaakceptowali dotychczasową politykę.
Na konwencji Merkel zdecydowanie zyskała poparcie członków swojej partii, którzy raz jeszcze wybrali ją na przewodniczącą CDU. Jednak tym razem zyskała 89,5 proc. poparcia, podczas gdy dwa lata temu aż 96,7 proc.
Trudne wybory
W czasie swojego przemówienia na konwencji Merkel poczyniła jeszcze jedno, dalece poważniejsze zapewnienie. Obiecała bowiem, że sytuacja, w której granice Niemiec będą masowo szturmowane przez migrantów "nie może, nie powinna i nie będzie powtórzona".
Merkel już poczyniła pewne kroki, które mogą pomóc w dotrzymaniu tej obietnicy. W tym roku zainicjowała umowę z Turcją, która w zamian za finansowanie zobowiązała się do przyjmowania deportowanych imigrantów i bardziej wnikliwego pilnowania swoich granic. Statystyki pokazują, że umowa działa.
Jeśli będzie działała nadal, wówczas polityczny impet sił, które wypłynęły na kryzysie migracyjnym, może zostać zahamowany. A właśnie na to liczy Angela Merkel przed wyborami, które mają się odbyć pomiędzy sierpniem a październikiem 2017 roku.
- Wybory do Bundestagu w 2017 roku będą tak trudne, jak żadne wcześniejsze. Przynajmniej od czasu zjednoczenia Niemiec. Musicie mi pomóc - mówiła do partyjnych delegatów, ale tak naprawdę był to też apel do wyborców.