Andrzej S. Bratkowski: To nie ubóstwo skłania do głosowania na PiS
PiS jest popierane za to wszystko, za co opozycja je krytykuje. Jesteśmy aktorami spektaklu reżyserowanego przez Kaczyńskiego. Jak dręczone zwierzę, którego powarkiwania i skomlenie przy zadawaniu bólu jest z entuzjazmem przyjmowane przez rozochoconą gawiedź - pisze dr Andrzej S. Bratkowski, ekonomista, były wiceprezes NBP oraz były członek Rady Polityki Pieniężnej.
Po ponownym przeczytaniu raportu "Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta" opracowanego przez Instytut Studiów Zaawansowanych (think tank Krytyki Politycznej) doszedłem do wniosku, że warto go jednak gorąco polecić. Szczególnie lewicowym publicystom, którzy nadal wierzą, że to ubóstwo, wykluczenie i inne cierpienia spowodowane przez PO skłoniły wyborców do głosowania na PiS. Liberałom, kwestionującym takie wyjaśnienie, nie wierzyli. Może teraz uwierzą, bo nareszcie ktoś na lewicy postanowił zapoznać się z faktami i łatwo doszedł do takiego samego wniosku, co liberałowie. Ale konkluzja raportu powinna zainteresować wszystkich, którzy pragną jak najszybciej odsunąć PiS od władzy.
Oceniając postawy grupy społecznej określanej w raporcie jako "klasa ludowa", autorzy stwierdzają:
Nie należy dopatrywać się w wypowiedziach robotników i ich relacjach z PiS-em natury ich klasy i prawdy o ich moralności. Jest raczej tak, że PiS daje im dziś poczucie uczestnictwa we wspólnocie, której członkowie wyraźnie różnią się od elit, "patologii" i obcych. Są dzięki temu "normalnymi" ludźmi. (…) Nacjonalizm, jaki rozgrywa PiS, ma niewiele pozytywnych treści i nie określa szczegółowo powinności i tożsamości "prawdziwego" Polaka. Gdyby to robił mogłyby powstać niepotrzebne napięcia miedzy zwolennikami, którzy często nie byliby w stanie odnaleźć się w pozytywnych definicjach. Zamiast tego łączy ludzi w opozycji wobec tych, którym "nic się nie należy". Właściwe klasie ludowej swojskość i troska zostają wciągnięte w projekt akceptujący bezwzględność, tak wobec politycznych rywali, jak i wobec znajdujących się w potrzebie, ale nienależących do wspólnoty.
Zobacz też: 50 proc. dla PiS było tylko kwestią czasu:
Charakteryzując popierających PiS przedstawicieli klasy średniej, raport stwierdza:
Przekonanie, że ludzie akceptują likwidację autonomii kolejnych instytucji przez Kaczyńskiego, bo są to sprawy odległe i abstrakcyjne, nie jest zatem trafne. Dla znacznej części wyborców PiS-u są to działania słuszne, bo dotykają najbardziej wpływowych grup, a mają szansę sięgnąć – tak jak w przypadku naszej nauczycielki – prywatnych urazów i upokorzeń.
Analizując wypowiedzi osób z klasy średniej popierających PiS, zwraca uwagę ich zdecydowane poparcie dla kolejnych posunięć partii. Proces koncentracji władzy rozpoczęty przez Kaczyńskiego nie osłabia ich identyfikacji z nim, a wręcz przeciwnie, wciąga ich w nurt zmian. Bez względu na to, czy chodzi o uchodźców, Trybunał, szkoły czy sądy, działania PiS-u określane są jako słuszne. Można odnieść wrażenie, że każde kolejne posunięcie wsysa ich w wir wydarzeń, których celem jest "rozwalenie tego wszystkiego".
Dalej autorzy stwierdzają: W populizmie mechanizm zdobywania poparcia polegał na znajdowaniu środków wyrazu dla doświadczeń, dla których nie było miejsca w sferze publicznej. Dziś mamy do czynienia z nową sytuacją. Prywatne doświadczenia są marginalizowane przez identyfikację polityczną. Wzmacniany jest sposób przeżywania świata, który selekcjonuje doświadczenia, tak aby pasowały do uczestnictwa w dramacie społecznym.
To znaczy, że PiS jest popierany właśnie za to wszystko, za co opozycja go krytykuje. Jesteśmy aktorami spektaklu reżyserowanego przez Kaczyńskiego. Jak dręczone zwierzę, którego powarkiwania i skomlenie przy zadawaniu bólu jest z entuzjazmem przyjmowane przez rozochoconą gawiedź. U podstaw politycznego podziału Polski leżą fundamentalne różnice kulturowe. Dlatego zwykła perswazja w dyskusji ze zwolennikami dobrej zmiany przynosi dokładnie odwrotny skutek niż oczekiwany przez opozycję.
Cóż więc robić?
Przede wszystkim pamiętać, że sondażowe prawie 50 proc. poparcia dla PiS ma niewiele wspólnego z realnym poparciem, które raczej nie przekracza 30 proc. To znaczy, że zasięg tej barbarzyńskiej kultury nie jest obezwładniająco duży, a jej dominacja wynika z fatalnego zbiegu okoliczności i lekkomyślności wszystkich, którzy ostrzeżenia przed PiS-em traktowali wyłącznie, jako wyborczą propagandę PO.
Po drugie, wziąć się w garść – nie lamentować, nie wpadać w panikę, nie pokazywać gawiedzi, że posunięcia PiS głęboko nas dotykają. Ignorować kolejne posunięcia PiS (sensowne wydaje się ich okresowe recenzowanie w suchych, merytorycznych raportach i unikanie płaczliwych skarg na każde "szturchnięcie" sadysty Kaczyńskiego). Jeśli reagować to tylko bardzo mocno. Przykładem może być hasło "będziecie siedzieć", czy takie wypowiedzi, jak ostatnio Joanny Szczepkowskiej, a nieco wcześniej Franciszka Jagielskiego, "ochroniarza" Obywateli RP. (Na razie sami takie osoby atakujemy, w imię naszych norm kulturowych, zapominając, że mamy do czynienia z bezwzględnym przeciwnikiem, który naszymi normami kulturowymi gardzi, a mogą go osłabić tylko ataki nie mniej brutalne, niż ich własne). I chyba czas najwyższy, byśmy zamiast mówić i pisać o PiS, wskazywali na faktycznego sprawcę działań tej organizacji, czyli Jarosława Kaczyńskiego.
Ja mogę obiecać, że już nigdy nie użyję nazwy tej tylko z nazwy partii, będącej faktycznie aparatem wykonawczym woli Jarosława Kaczyńskiego!
Przede wszystkim jednak powinniśmy organizować się w świecie niejako równoległym do tego, który kreuje Kaczyński. Zamiast demonstrować przeciw działaniom Kaczyńskiego, demonstrować za tym, co my uważamy za wartościowe i potrzebne. Bo nasze protesty nic nie dają (w najlepszym razie powodują chwilowe cofnięcie się Kaczyńskiego liczącego, że emocje opadną), a raczej mu pomagają, dostarczając spektaklu jego zwolennikom, pozwalającego odciągnąć ich uwagę od realnych skutków polityki dobrej zmiany. Zamiast tego organizujmy własne spektakle. Na przykład, zamiast oburzać się atakami na Wałęsę, zróbmy demonstrację w rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych z Wałęsą w roli głównej, czy po prostu demonstrację w dniu jego urodzin. Dyskutujmy o przyszłości Europy i naszym w niej miejscu. Szukajmy kompromisu między lewicą i liberałami w kwestiach polityki społecznej, przynajmniej w pewnych obszarach tej polityki, pokazując przy tej okazji, że traktujemy rządy satrapy Kaczyńskiego jako epizod, który nie może trwać dłużej niż do najbliższych wyborów.
W ten sposób pokażemy niezdecydowanym, że mamy własną wizję Polski, patriotyzmu itp. A przede wszystkim pokażemy siłę. A siła to jedyny argument trafiający do neoautorytarnego elektoratu.