Amnesty International: koniec pisania listów
Pisanie listów w Łodzi (PAP/Marek Kliński)
1776 listów w sprawie łamania praw człowieka i w obronie prześladowanych bojowników o wolność napisano podczas całodobowego Ogólnopolskiego Maratonu Pisania Listów Amnesty International.
AI przygotowało dla uczestników akcji informację o 16 prześladowanych, głównie w krajach afrykańskich i azjatyckich. Pisanie listów odbyło się w Gdańsku, Krakowie, Legnicy, Lublinie, Łodzi, Poznaniu, Warszawie, Zielonej Górze i Wrocławiu. Niektórzy pisali listy od siebie, używając własnych argumentów, inni podpisywali się pod petycjami AI.
Najwięcej osób pisało w sprawie łamania praw człowieka w Chinach, Sudanie, Turcji i Izraelu i USA. Dużo listów napisano również w obronie 19-letniego Ali Rezy z Iranu. Chłopaka skazano na biczowanie za zabójstwo w obronie koniecznej.
Amnesty zapewnia, że wszystkie listy trafią do odpowiednich władz krajów, gdzie nie są respektowane prawa człowieka.
Do maratonu włączył się m.in. Jacek Kuroń. W sprawie uwięzionych studentów z Sudanu napisał m.in.: Tylko słabi i tchórzliwi muszą trzymać w więzieniach swoich politycznych przeciwników. Nawet tyranowi kalkuluje się okazać wielkoduszność. Jako wieloletni więzień sumienia proszę o uwolnienie zatrzymanych studentów i wszystkich pozostałych więźniów sumienia.
Akcję pisania listów we Wrocławiu rozpoczęto w południe w sobotę. Przez całą noc do Centrum Integracji Europejskiej w przychodzili głównie młodzi ludzie. Większość pisała listy własnoręcznie, używając własnych argumentów. Kilkanaście osób podpisało się pod petycjami o uwolnienie lub informacją, gdzie przetrzymywani są prześladowani.
Trzeba wierzyć, że można w ten sposób komuś pomóc. Może taki list wysłany z Polski do np. Sudanu da tamtejszym władzom do myślenia. Ja napisałam w swoim liście, że każdy powinien otrzymać drugą szansę - mówiła jedna z uczestniczek akcji.
Była to jedna z pilniejszych akcji Amnesty International. Wiemy, że wyroki na kilkunastu osobach mają zostać wykonane w ciągu najbliższych tygodni - powiedziała Ula Jajdelska z wrocławskiego oddziału Amnesty International. (jask)