Amerykańscy naziści
W USA prężnie działała organizacja nazistów. Jej celem było przejęcie władzy i zawarcie sojuszu z III Rzeszą. Mimo że do Bundu należało kilkadziesiąt tysięcy ludzi, nieprzychylnie traktowała go nawet NSDAP. Spotkania organizacji były często rozbijane przez mafię, działającą na prośbę rabinów. W tej kwestii gangsterów wspierała nawet policja.
15.10.2015 18:12
Adam Tycner: Jaki był polityczny plan Niemiecko-Amerykańskiego Bundu? Stworzenie nazistowskich Stanów Zjednoczonych?
Arnie Bernstein: Bund miał się najpierw przekształcić w potężną partię polityczną, która następnie miała przejąć władzę, wprowadzić nazizm w USA, pozbyć się Żydów oraz komunistów i wejść w sojusz z hitlerowskimi Niemcami.
Ilu członków liczył?
Sam Bund podawał w latach 30., że ma 200 tys. członków, ale tę liczbę można raczej włożyć między bajki. Trudno policzyć, ilu było ich naprawdę, bo oprócz szefostwa organizacji nikt nigdy ich nie liczył, a sprawę dodatkowo komplikowały zawiła struktura Bundu i różne stopnie członkostwa. Z szacunków FBI wynikało, że liczył nie więcej niż 20 tys. ludzi. Do tego trzeba jednak doliczyć niemałą i trudną do oszacowania rzeszę zwolenników oraz sympatyków.
Skąd się właściwie wzięli tak liczni naziści w Stanach? Wydawałoby się, że to ideologia specyficznie niemiecka.
Tak, przeniesienie jej na amerykański grunt było karkołomnym zadaniem. A naziści w Stanach wzięli się głównie z Niemiec. Zaczęło się już w 1924 r., czyli rok po nieudanym puczu monachijskim Hitlera. W USA powstało wtedy założone przez dwóch urodzonych w Niemczech Amerykanów Narodowosocjalistyczne Stowarzyszenie "Teutonia". Przystąpiło do niego kilkuset amerykańskich Niemców, ale Teutonia szybko pogrążyła się w wewnętrznych sporach i obumarła. Wtedy do akcji wkroczył dział NSDAP ds. zagranicznych. Jego szef Hans Nieland na gruzach Teutonii zorganizował nowe zrzeszenie Gauleitung-USA. Znów się nie udało, głównie dlatego, że Nieland wybrał na szefa człowieka, który był na zmianę dozorcą oraz bezrobotnym i nie radził sobie z przewodzeniem organizacji. Pierwszym udanym przedsięwzięciem nazistów w USA była organizacja Przyjaciele Nowych Niemiec z siedzibą w Detroit.
Dlaczego akurat w Detroit?
Ponieważ tam mieściły się zakłady Forda. Henry Ford był znany ze swoich antysemickich poglądów, Żydzi nie pracowali w jego zakładach. Zatrudnionych było tam za to mnóstwo Niemców. Jednym z nich był Fritz Kuhn. Kuhn urodził się w Monachium i walczył w niemieckiej armii w czasie I wojny. Po zakończeniu walk skończył chemię, ale zatrudnienie znalazł jako kierownik w sklepie z tkaninami. Szybko się wydało, że podkradał spore partie towaru. Uciekł przed procesem do Meksyku, a później do USA, gdzie znalazł pracę u Forda.
Fritz Kuhn fot. Wikimedia Commons
To nie wygląda na biografię lidera prężnej organizacji.
A jednak. Kuhn wpadał co chwila w kłopoty w życiu prywatnym, nigdy też nie nauczył się porządnie angielskiego, co zresztą było później przedmiotem drwin. Nieprzychylna mu prasa cytowała jego niegramatyczne wypowiedzi dosłownie, przekręcając słowa albo zapisując jego opinie gotycką czcionką. Kuhn miał jednak wielkie zdolności organizacyjne. Gdy Przyjaciele Nowych Niemiec pogrążyli się w sporach o przywództwo, w 1936 r. stanął na czele podupadającej organizacji, zmienił jej nazwę na Niemiecko-Amerykański Bund, wyprowadził na prostą i osiągnął chyba wszystko, co naziści mogli osiągnąć w USA.
Czyli właściwie co?
Stworzył organizację, która przyciągnęła kilkadziesiąt tysięcy ludzi, dysponowała własnym wydawnictwem, które wydało miliony egzemplarzy rasistowskich, antysemickich i proniemieckich broszur, ulotek oraz książek. Miała własny tygodnik "Deutscher Weckruf und Beobachter" drukowany przez zaprzyjaźnione drukarnie w całym kraju. Miała też osobny periodyk dla dzieci. Bund organizował setki spotkań, wieców, obozów letnich dla młodzieży, szkoleń paramilitarnych.
Szkoleń paramilitarnych? Planował zbrojny przewrót?
Bund przygotowywał swoich członków na "der Tag" ("ten dzień"). Nie było jasne, kiedy ten dzień ma nadejść, ale miał być to moment, w którym w USA wybuchnie otwarta walka między Aryjczykami a Żydami dążącymi do zaprowadzenia bolszewizmu. Członkowie Ruchu Młodzieżowego Bundu przygotowywali się do "tego dnia" poprzez gry i zabawy na obozach letnich. Jednak już Ordnungsdienst, czyli służba porządkowa czy może raczej bojówka Bundu, odbywała tajne szkolenia z bronią.
W nazwie niemieckie słowo "Bund", mówiący z niemieckim akcentem lider nazywany Bundes-führerem, służba porządkowa Ordnungsdienst... Czy do Bundu w ogóle przystępował ktoś poza Amerykanami niemieckiego pochodzenia?
Nie ma takich danych. Bund oczywiście twierdził, że do organizacji przystępują wszyscy "aryjscy" Amerykanie, ale można z całą pewnością powiedzieć, że ogromna większość członków Bundu albo nawet prawie wszyscy byli albo Amerykanami niemieckiego pochodzenia, albo po prostu Niemcami, którzy wyemigrowali do USA, ale nie mieli jeszcze obywatelstwa.
Organizacja epatowała niemieckością. Członkowie Ruchu Młodzieżowego mieli sztylety z napisem "Blut und Ehre", czyli "Krew i honor". Nosili mundury wzorowane na Hitlerjugend. Z kolei mundury Ordnungsdienst wyglądały prawie jak te noszone przez esesmanów. Jednakże Kuhnowi bardzo zależało na tym, żeby organizacja była postrzegana jako grupa amerykańskich patriotów. Na wiecach zawsze obok symbolu Bundu, który był wariacją na temat swastyki, wisiały amerykańskie flagi.
Na okładce pańskiej książki jest zdjęcie, na którym oprócz swastyk i amerykańskich flag widać jeszcze wielki portret Jerzego Waszyngtona.
To był największy wiec w historii Bundu, w lutym 1939 r. w Madison Square Garden. Przyszło na niego ponad 20 tys. ludzi chronionych przez 3 tys. członków Ordnungsdienst. Pretekstem były urodziny Jerzego Waszyngtona, który zgodnie z bundowską wersją historii miał być "pierwszym amerykańskim faszystą". Stąd jego portret. Tak naprawdę ten wiec był wielką demonstracją siły, liczebności i sprawności organizacji. Chociaż jednak Bund był u szczytu potęgi, znacznie więcej ludzi niż sam wiec zgromadziła demonstracja przeciw niemu. To był zawsze problem Bundu. Miał w USA mnóstwo zaciekłych przeciwników i poza Fordem, który prawdopodobnie potajemnie go wspierał, bardzo mało potencjalnych sojuszników.
Nie współpracował z Ku-Klux-Klanem?
Dopiero w 1940 r., tuż przed ostatecznym upadkiem. W jednym z bundowskich obozów terenowych odbył się zjazd członków Bundu i Ku-Klux-Klanu. Przyjechało kilka tysięcy ludzi. To musiał być dość przerażający widok. Były przemówienia ludzi w białych strojach "klanowców" na przemian z umundurowanymi członkami Bundu i palenie wielkiego krzyża w asyście ubranych jak esesmani bojówkarzy. Myślę, że współpraca z Ku- -Klux-Klanem nigdy się nie rozkręciła ze względu na odległość. Działał on głównie na południu, a Bund na Zachodnim i Wschodnim Wybrzeżu, gdzie miał najwięcej zwolenników wśród niemieckich imigrantów oraz ich potomków. Kuhn szukał jednak sojuszników również gdzie indziej. Próbował się dogadać z Indianami.
Dlaczego akurat z Indianami? Zaliczał ich do Aryjczyków?
Nie, ale po pierwsze Kuhn wiedział o indiańskich fascynacjach Hitlera, który pochłaniał książki Karola Maya. Po drugie Indianie byli wówczas w fatalnym położeniu i szerzyły się wśród nich różne radykalne ideologie. Jedną z nich był antykomunizm połączony z antysemityzmem. Było kilku indiańskich publicystów obwiniających o całe spotykające Indian zło żydowsko-komunistyczne kliki, które miały rzekomo opanować administrację Roosevelta. Bundowi udało się zwerbować kilku z nich, na przykład czirokeskiego wodza Młodego Księżyca, który na wiecach przemawiał w indiańskim stroju z pióropuszem i opaską ze swastyką na ramieniu. Z Bundem współpracowała też Federacja Indian Amerykańskich, której szef z plemienia Krików podzielał antysemickie poglądy Kuhna. Jednak ani federacja, ani Młody Księżyc nie byli w stanie przeciągnąć na swoją stronę większości Indian i z Bundem trzymała tylko mała ich część. Ostatecznie wszystko skończyło się na małej grupie Indian paradujących ze swastykami.
Czyli sojuszników rzeczywiście nie było zbyt wielu. A co z wrogami?
Tych trudno zliczyć. Właściwie cała prasa była wroga Bundowi, podobnie jak większość Amerykanów. Mieszkańcy małych miasteczek, w których bundowcy organizowali obozy i do których zjeżdżały się tłumy umundurowanych nazistów ze swastykami, byli przerażeni. Samorządy robiły, co mogły, żeby ich wyrzucić. Ordnungsdienst musiał regularnie bić się z anarchistycznymi i komunistycznymi bojówkami. Bund nękały ciągłymi śledztwami i przesłuchaniami FBI i Komisja Kongresu ds. Działalności Antyamerykańskiej. Zwalczała go nawet mafia. Co mafia miała przeciwko Bundowi?
Mafia jako taka nic. To była sprawa osobista. Kilku głównych gangsterów lat 30. - Meyer Lansky, Abner "Longy" Zwillman i Benjamin "Bugsy" Siegel - było Żydami. Do Lansky'ego, urodzonego w Grodnie gangstera, który stworzył przestępcze imperium na kasynach i handlu alkoholem w czasie prohibicji, z prośbą o pomoc w walce z Bundem zwrócili się nowojorscy rabini. Mieli wprawdzie opory przed współpracą z mafią, ale uznali, że nie można dopuścić, by w USA rozprzestrzenił się nazizm.
Jak Lansky walczył z Bundem?
Rabini chcieli, żeby członków Bundu porządnie obić, ale nie zabijać. Lansky z kolei poprosił ich, żeby wobec całej akcji neutralna pozostała żydowska prasa, na którą rabini mieli wpływ. Układ został zawarty i Lansky zorganizował swoich żydowskich gangsterów w bojówki. Wkrótce niemal każde zebranie czy wiec Bundu w Nowym Jorku kończyły się bójką. Gangsterzy Lansky'ego organizowali ataki z użyciem świec dymnych, kijów bejsbolowych i kastetów. Rabini nie potrafili jednak dotrzymać swojej części umowy i żydowskie gazety ostro krytykowały Lansky'ego za jego metody walki. Ostatecznie akcja zakończyła się również na prośbę rabinów.
W innych miastach działo się to samo?
W kilku. W Newark najazdy na spotkania Bundu organizował inny żydowski gangster, lokalny mafijny boss Abner "Longy" Zwillman. On dla odmiany współpracował w tej sprawie z policją, która dawała mu cynk, gdzie odbywa się zebranie, a później "zapominała" je chronić. Zwillman wysyłał tam oddziały zakapiorów, których werbował głównie spośród żydowskich członków miejscowej sekcji bokserskiej. To nawet nie były bójki, tylko zamieszki, bo bojówki Zwillmana atakowały kilkusetosobowe zebrania chronione przez Ordnungsdienst. Używali drabin, żeby dostać się do budynków, palili samochody na zewnątrz, urządzali gigantyczne bijatyki. To samo, choć na mniejszą skalę, działo się w Los Angeles i Chicago.
Jakie znaczenie polityczne miał Bund?
Przed wyborami prezydenckimi w 1936 r. Bund poparł kandydata republikanów Alfa Landona. Kuhn uważał, że republikanie to mniejsze zło w porównaniu z rzekomo opanowaną przez Żydów oraz komunistów Partią Demokratyczną i ubiegającym się o drugą kadencję Franklinem Delano Rooseveltem, którego działacze Bundu uparcie nazywali "Rosenfeltem". Poza tym Kuhn sądził, że republikańska administracja dogada się z nazistowskim rządem w Niemczech. Raczej się mylił, ale tego się nie dowiemy, bo Landon ostatecznie przegrał wybory. W każdym razie kiedy tylko republikanie się dowiedzieli, że poparcia udzielił im Bund, zaczęli w popłochu zapewniać, że nie mają z nim nic wspólnego. Wsparcie na pewno bardziej Landonowi zaszkodziło, niż pomogło. Ta historia pokazuje, jaki wpływ na politykę amerykańską miał Bund - robił tylko dużo hałasu.
Podobno do Bundu należał Charles Bukowski.
Tak, miał taki epizod w młodości. Urodził się w Niemczech, jako 19-latek przeżywał w Los Angeles ciężki okres i zafascynował się Bundem. Opisał to później w jednej ze swoich książek.
Czy to nie było tak, że przez jednoznacznie niemiecki charakter organizacji Bund był skazany na wegetację na marginesie amerykańskiej polityki?
Nie do końca. Grupa docelowa była ogromna. Amerykanie niemieckiego pochodzenia stanowili jedną czwartą ludności USA. Przed wojną wychodziły wysokonakładowe gazety po niemiecku, istniały dziesiątki niemieckich stowarzyszeń. To była ogromna i prężna grupa. Do tego miała silne poczucie krzywdy. W czasie I wojny światowej Amerykanie niemieckiego pochodzenia byli traktowani podejrzliwie. W 1917 r. rząd nałożył na nich obowiązek rejestracji. Orkiestry przestały grać utwory niemieckich kompozytorów, niemieckie książki usuwano z bibliotek publicznych, restauratorzy zmieniali nazwy niemieckich potraw na angielskie. Ta niechęć i podejrzliwość trwały jeszcze bardzo długo i Amerykanie niemieckiego pochodzenia mieli uraz. Kuhn chciał go wykorzystać.
W jakim stopniu mu się to udało?
W sporym, ale znacznie mniejszym, niż zakładał. Większość Amerykanów niemieckiego pochodzenia odcinała się od Bundu. Część po prostu nie lubiła nazistów, inni bali się, że Kuhn szkodzi ich sprawie, że przez niego cała ogromna społeczność będzie traktowana jak piąta kolumna nazistowskich Niemiec.
Czy Kuhn był niemieckim agentem?
Nie. FBI było przekonane, że nim jest, ale pomimo wielu prób nigdy nie udało się znaleźć na to dowodów. Kuhn był po prostu zagorzałym nazistą.
Jak wyglądało wsparcie rządu w Berlinie dla Bundu?
Tego wsparcia prawie nie było. NSDAP jeszcze przed przejęciem władzy angażowała się w organizowanie nazistów w USA, ale potem, gdy doszła już do władzy i rząd w Berlinie przyjrzał się działalności Kuhna, stwierdzała, że przynosi Niemcom więcej szkody niż pożytku. Chyba mieli rację. Bund nie był w stanie tak wzrosnąć w siłę, żeby dokonać jakiejś znaczącej zmiany, a jego agresywna antyżydowska propaganda, przemarsze w mundurach ulicami amerykańskich miast nastawiały i tak niechętną nazizmowi amerykańską opinię publiczną jeszcze bardziej wrogo do Niemiec. Pod koniec lat 30. nie było jeszcze wcale takie oczywiste, kto będzie z kim trzymał, a kto pozostanie neutralny, jeśli wybuchnie wojna. W Berlinie uważali, że nie ma sensu zrażać do siebie Amerykanów i marginalizowali Kuhna, zbywali go. Jedyne, co dostawał z Niemiec, to od czasu do czasu trochę materiałów propagandowych.
Dlaczego Bund upadł?
FBI długo nie mogło znaleźć haka na Kuhna. W końcu dopadło go podobnie jak Ala Capone. W 1939 r. poszedł do więzienia za defraudację pieniędzy Bundu, które wydał na kochanki. W Bundzie, podobnie jak w nazistowskich Niemczech, obowiązywała zasada wodzostwa, to znaczy wszystkie sprawy, również finansowe, całkowicie podlegały przywódcy. Nie było więc wprawdzie podziału na budżet Bundesführera i budżet organizacji, ale sąd uznał, że podobne praktyki naruszają amerykańskie prawo, i skazał Kuhna na dwa i pół roku więzienia.
Bez Kuhna Bund już nie radził sobie tak dobrze?
Zaczęła się walka o schedę po nim, część organizacji nie zaakceptowała nowego przewodniczącego Gerharda Kunzego. W 1940 r. zaczął się pobór do wojska. Członkowie Bundu masowo się przed nim uchylali, wyczuwając, że przyjdzie im walczyć z Niemcami. Wielu z nich trafiło za to do więzień. W styczniu 1941 r. Bund był już bardzo osłabiony. Władze wzięły się do jego likwidacji na dobre, całe kierownictwo i wielu członków miało procesy o szerzenie nienawiści rasowej, o niepodporządkowanie się ustawie o rejestracji cudzoziemców, a nawet o sabotaż. Chodziło o wybuch w fabryce prochu w New Jersey, który jednak prawdopodobnie był wypadkiem. FBI pozamykało obozy terenowe Bundu, władze zablokowały jego rachunki bankowe. Nie było pieniędzy na spłaty należności. Kunze uznał, że sytuacja jest beznadziejna, i uciekł z kraju. Ostatnie kierownictwo Bundu, do którego przeniknęli zresztą informatorzy FBI, rozwiązało organizację dwa tygodnie po japońskim ataku na Pearl Harbor i kilka dni po tym, jak Hitler wypowiedział USA wojnę.
Co się stało z Kuhnem?
W więzieniu odebrano mu obywatelstwo. Wyszedł na krótko w 1943 r., ale zaraz znów go aresztowano, tym razem jako agenta obcego wywiadu. Po wojnie deportowano go do Niemiec. Zmarł w Monachium w 1951 r.
A gdzie podziało się kilkadziesiąt tysięcy członków i sympatyków Bundu? Nie próbowali zakładać nowych organizacji?
Nie, w czasie wojny poszliby za to prosto do więzienia. Później szok wywołany wojną, zbrodniami i Holokaustem zrobił swoje. Nikt już nie wracał do tradycji Bundu. Są dziś w USA małe grupki nazistów, ale one również się do niego nie odwołują. Bund mógł zaistnieć tylko w latach 30., później takie organizacje nie miały już racji bytu.
Rozmawiał Adam Tycner, Historia do Rzeczy
Arnie Bernstein jest amerykańskim pisarzem, autorem książek historycznych. W Polsce właśnie ukazała się jego najnowsza publikacja "USA w cieniu swastyki", w której opisuje historię przedwojennego amerykańskiego ruchu nazistowskiego.
Polecamy: Brytyjczycy w SS