Ambasador Rosji oblany farbą. "Wydarzenie jest używane do budowy obrazu Polski jako kraju tolerującego agresję, a nawet nazizm"
- Pomimo absolutnego sprzeciwu wobec polityki Kremla, dyplomaci żadnego z krajów nie powinni spotykać się z atakami fizycznymi - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Michał Marek, autor monografii "Operacja Ukraina" i ekspert w dziedzinie dezinformacji, odnosząc się do dzisiejszego incydentu, w którym ambasador Rosji w Polsce został oblany czerwoną farbą.
W Warszawie doszło dziś do incydentu, w którym ambasador Rosji Siergiej Andriejew, będący przed Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich w Warszawie, został natychmiast otoczony, a zaraz potem oblany farbą. Emocje były ogromne. Tak manifestanci chcieli mu przypomnieć o krwi, która codziennie jest przelewana po rosyjskiej agresji na Ukrainę.
Trudno dziwić się tym emocjom - na co dzień słyszymy o licznych zbrodniach, jakich dopuszczają się Rosjanie na terenie suwerennego państwa, jakim jest Ukraina. Jednak dzisiejszy incydent nie przejdzie bez echa.
Już docierają do nas pierwsze komentarze ze strony rosyjskiej. - Fani neonazizmu po raz kolejny odsłonili twarze - tak rzeczniczka MSZ Rosji Maria Zacharowa skomentowała na Telegramie incydent z udziałem ambasadora.
- Sprawa powinna i z pewnością zostanie zbadana przez odpowiednie organy państwa polskiego - ocenia Michał Marek w rozmowie z WP. Jak podkreśla, "pomimo absolutnego sprzeciwu wobec polityki Kremla, dyplomaci żadnego z krajów nie powinni spotykać się z atakami fizycznymi, w tym z oblaniem farbą".
Ekspert zaznacza, że "strona rosyjska od razu wykorzystała dane zdarzenie do działań propagandowych". - Niestety wydarzenie jest używane do budowy obrazu Polski jako kraju tolerującego agresję, a nawet "nazizm" – takie wyrażenia padają w przekazie rosyjskim - podkreśla.
- Rosjanie oskarżają przy tym Ukraińców o odpowiedzialność za zdarzenie. Możemy spodziewać się więc aktywności rosyjskich ośrodków propagandowych oddziałujących na Polaków, które będą mieć na celu stymulowanie nastrojów antyukraińskich – oskarżanie Ukraińców o ściąganie nad Polskę "widma wojny" - ostrzega.
Michał Marek zwraca również uwagę, że "dane zdarzenie otwiera możliwość Rosjanom do usprawiedliwienia potencjalnych ataków na polskich dyplomatów w Rosji". - Choć warto podkreślić, iż bez danego incydentu Rosjanie mogli je usprawiedliwić. Niestety obecnie trwa już skonsolidowana operacja propagandowa przy aktywnym udziale kluczowych rosyjskich autorytetów oraz mediów. Dane wydarzenie stało się paliwem dla kampanii nienawiści, która prowadzona jest w sposób bardzo aktywny od 2020 roku (sfałszowane wybory na Białorusi - przyp. red.) - dodaje.
- Wyraźnie strona rosyjska była przygotowana na daną prowokację - ocenia. I dodaje: - Nie odrzucałbym scenariusza, zgodnie z którym oblanie farbą było zrealizowane z inicjatywy służb rosyjskich – są to obecnie jednak wyłącznie domysły.
- Możliwym jest, że Rosjanie byli przygotowani na to, by sami je zainscenizować, gdyby nie doszło do takiego zjawiska. Świadczy o tym chociażby szybka reakcja rosyjskich ośrodków propagandowych oraz ich skonsolidowane działanie - mówi.
Jak ocenia, "trudno jednak obecnie dokładnie odtworzyć przebieg zdarzenia". - O ryzyku prowokacji 9 maja zarówno ja jak i wielu ekspertów wspominało już wcześniej - dodaje.
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski