Akwizytor i safanduła - oto nowy J.Kaczyński?

O Adamie Asnyku (przypis: poeta którego wierszami posłanka Beata Sawicka dręczyła agenta Tomka) mówiono, ze trudno mu było być poetą w niepoetycznych czasach. O obecnej sytuacji można powiedzieć, że trudno uprawiać politykę w czasach niepolitycznych, a już uprawianie polityki przez partię opozycyjną jest zajęciem karkołomnym.

Akwizytor i safanduła - oto nowy J.Kaczyński?
Źródło zdjęć: © PAP

12.03.2010 10:28

W najnowszym sondażu Wirtualnej Polski ani drgnęło. PO przybyło dwa procent, PiS przybyło jeden procent. Popularność prezydenta, premiera oraz instytucji władzy na względnie stałym poziomie. Ten brak zmian z punktu widzenia przyszłości polityki może mieć istotne znaczenie. Tak, to nie pomyłka - bardzo istotne znaczenie. W ostatnich dniach byliśmy bowiem świadkami dwóch ważnych wydarzeń: kongresu PiS w Poznaniu i zaostrzającej się rywalizacji przedwyborczej wewnątrz PO między Bronisławem Komorowskim a Radosławem Sikorskim. O polityce mówiło się w mediach dużo i można powiedzieć odrobinę sexy. Były konflikty, przeprosiny, nieporozumienia, spełnione i zawiedzione nadzieje. Tymczasem?

Skoro po święcie partii jakim powinien być dla PiS kongres, partii przybył jedynie 1% poparcia, to taka wiadomość brzmi radośnie jak uderzenie góry lodowej w burtę Titanica. Po co wydano te pieniądze, po co budowano kosztowną scenografię, po co ściągnięto tysiące delegatów, po co prezes Kaczyński i przewodnicząca Gęsicka tak się męczyli na mównicy?Jeśli po dwóch tygodniach parasportowej rywalizacja Sikorski - Komorowski, PO przybyło 2% to też o czymś świadczy. Został zatrzymany trwający od miesiąca silny wzrost notowań Platformy i obecnie poparcie dla tej partii zbliżyło się do granicy, ale i z drugiej strony jest zupełnie odporna na propagandę PiS.

Na tej sytuacji teoretycznie powinny korzystać inne partię, ale o notowaniach SLD i PSL można powiedzieć jedynie, że nadal balansują na granicy progu. To, że nie zapomnieli o nich wyborcy zważywszy na panujący w nich marazm, najmniejszym wymiarem kary.

Dlaczego tak się dzieje? Pierwsze wytłumaczenie jest oczywiste. Spadek zainteresowania programami publicystycznymi w mediach świadczy o tym, ze społeczeństwo na razie przestało się interesować polityką. Skończył się czas przełomów, afer, w cenie jest spokój, stabilizacja. To promuje PO - partię sprawiającą wrażenie kompetentnej w sprawach gospodarczych i nieinwazyjnej ideologicznie. Uczeni „pisolodzy” mówią, że powodem słabych notowań PiS jest „wyczerpanie języka debaty” jaki do tej pory prezentował Polakom Jarosław Kaczyński oraz Prawo i Sprawiedliwość. Nikogo już nawet nie śmieszy walka z układem, nie porusza hasło budowy IV RP, walka polski solidarnej z liberalną też wypłowiało. Problem w tym, że akurat Jarosław Kaczyński starał się na kongresie PiS zaprezentować zupełnie nowy język.

Jego centralnym powodem troski był przecież stan finansów publicznych państwa i problem narastającego deficytu. Prezes starając się podkreślić kompetencje żonglował liczbami (czasami lekko podmanipulowanymi), a w końcu opowiadając o plażach Tunezji i Egiptu - gdzie chce wysłać miliony Polaków już w 2020 r. powielał taktykę akwizytorów funduszy emerytalnych. Kaczyński chciał się przedstawić jako „lepszy Tusk”. Problem Kaczyńskiego polegał na tym, że sala oczekiwała od niego czegoś zupełnie innego: ostrego ataku na PO, Donalda Tuska, postraszenia układem, WSI i czymś jeszcze. Kaczyński niestety sam sobie zdaje sprawę, że to język przeszłości, ale pytanie jest inne, czy po kongresie PiS porzuci retorykę, która mu nic nie daje, czy wróci do recept sprawdzonych? W przeszłości Kaczyński starał się pozować na silnego, groźnego człowieka. W Poznaniu był bajdurzącym safandułą wzywającym ziewających towarzyszy partyjnych do marszu po władzę.

Nie wiem, czy jak nieopatrznie napisał poseł Paweł Poncyliusz „kongres potwierdził schyłek PiS”. Ale badania WP (i nie tylko) zdają się to potwierdzać. Jeśli przewaga PO nad PiS po kongresie nadal oscyluje w relacji 2 do 1. To bardzo dużo. Nawet zapowiadana przez Adama Hofmana koalicja z SLD nie daje szans odsunięcia PO od władzy.

Społeczeństwo powoli przyzwyczaja się, że PO to partia tych zadowolonych, którzy rządzą, a PiS to partia tych skwaszonych, którzy są w opozycji. Opozycji, która od czasu do czasu jest wykorzystywana albo do śmieszenia, albo do straszenia społeczeństwa. Platforma Obywatelska, jeśli nie zdarzy się jakiś niespodziewany kataklizm może grać na remis - dowieźć swoje prowadzenie do mety bez wykonywania gwałtownych ruchów. To PiS musi coś zmienić. Odzew społeczny po kongresie PiS świadczy, że to nie była „ta” zmiana.

A czasu na zmiany jest coraz mniej, bo zbliżają się wydarzenia przełomowe. Wiemy, że wczesną jesienią odbędą się wybory prezydenckie, następnie samorządowe. Jeśli zakończą się sukcesem PO jest niemal pewne, że kadencja Sejmu zostanie skrócona i do wyborów dojdzie wiosną 2011 r. By zgarnąć całą pulę na jednej fali popularności. To ukształtuje system partyjny Polski na następne cztery lata.

Paweł Wroński, dziennikarz "Gazety Wyborczej", specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)