Naczelny "Press" przeprasza. "Biorę za to pełną odpowiedzialność"
Redaktor naczelny magazynu "Press" Andrzej Skworz poinformował, że rezygnuje z zasiadania w jury nagród Grand Press. "Okazało się, że metody, których używałem, by dbać o jakość naszych materiałów, doprowadzały do sytuacji, w których nieumyślnie krzywdziłem współpracowników" - napisał.
Jednocześnie zapowiedział pozew wobec autorki reportażu o sytuacji w magazynie.
25 maja "Gazeta Wyborcza" opublikowała reportaż o kulisach pracy w magazynie "Press". Na rozmowę zgłosiło się 40 osób. Opowiadali, że Andrzej Skworz wyzywał ich i na nich krzyczał. - Zwracał się do mnie: "ty kosmito". Raz zrugał mnie, bo - jego zdaniem - źle podlałem kwiaty na balkonie. Innym razem zarzucił chamstwo, bo nie spodobał mu się sposób, w jaki zapukałem do jego gabinet - opowiada jeden z pracowników.
Anna, była dziennikarka "Press", opowiada, że odczuwała ogromny stres przed jazdą do biura. Pewnego dnia odeszła, nawet nie wróciła po rzeczy. Z powodu zaburzeń lękowych trafiła na oddział dzienny szpitala psychiatrycznego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lis zwolniony z "Newsweeka". Dziennikarze mówią o mobbingu
Skworz rezygnuje z zasiadania w jury Grand Press
Andrzej Skworz wydał w tej sprawie oświadczenie. Stwierdził, że w związku z relacjami byłych pracowników "musi wyciągnąć najdalej idące wnioski". "Zawsze wymagałem od siebie najwięcej, zatem i teraz chcę pójść dalej niż znane nam dotychczas standardy" - podkreślił.
Podkreślił, że nie będzie zasiadał w jury konkursu Grand Press. "By to ułatwić, zrezygnowałem także z zasiadania w radzie fundacji Grand Press. Jestem pewien, że jej zespół sprosta niełatwemu zadaniu. A wszystkich proszę o pomoc im w tym wyzwaniu" - zaznaczył.
"Z całego serca przepraszam"
Skworz napisał, że przez 32 lata swojej pracy zatrudniał około 500 osób. Z częścią musiał się rozstać, "często wbrew ich woli" - napisał. Zauważa, że z reportażu "Dużego Formatu" wynika, iż przekroczył "wymagane granice" wobec niektórych pracowników. "Biorę za to pełną odpowiedzialność" - napisał.
"Okazało się, że metody, których używałem, by dbać o jakość naszych materiałów, doprowadzały do sytuacji, w których nieumyślnie krzywdziłem współpracowników. Spróbuję za to zadośćuczynić, a teraz z całego serca przepraszam" - podkreślił.
Skworz zapowiada wejście na "cywilną drogę sądową"
Podkreśla, że w ostatnim latach doszło do reorganizacji w strukturach firmy, a codzienne zarządzanie i kierowanie zespołem przekazał innym osobom.
"Dlatego boli mnie, że rykoszetem za moje dawne błędy obrywa się wspaniałym ludziom, którzy pracowali i pracują ze mną w 'Press'. To nie oni są winni. Stosowanie wobec nich zasady odpowiedzialności zbiorowej w postaci nieudzielania informacji dziennikarskich, co ogłosił już naczelny gazeta.pl, uważam za naruszenie standardów dziennikarskich. To niesprawiedliwe, że zespół musi teraz mierzyć się z ostracyzmem części środowiska tylko dlatego, że autorka tekstu w 'GW' swoją opowieść postanowiła zakończyć na sytuacjach sprzed kilku lat i nie napisała o zmianie, którą jako zespół w ostatnich latach przechodzimy" - napisał.
Stwierdza, że autorka reportażu Katarzyna Włodkowska musiała wiedzieć o zmianach w firmie. "Dlatego wykorzystam swoje prawo do weryfikacji tego tekstu na cywilnej drodze sądowej" - napisał.
Przekonuje także, że zmiany w "Press" będą kontynuowane. "Poproszę też specjalistów o wsparcie naszego zespołu we wspólnym wypracowaniu nowych standardów komunikacji i relacji międzyludzkich" - napisał Skworz w oświadczeniu.
Czytaj więcej: