"Nie mam nic do ukrycia". Na antenie nagle wyciągnął teczkę
Prokuratura prowadzi śledztwo ws. jednego z programów w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju. Pod lupą śledczych jest m.in. europoseł Adam Bielan. - Ja w tym śledztwie byłem przesłuchiwany w charakterze świadka, odpowiedziałem na wszystkie pytania, nie mam w tej sprawie nic do ukrycia - mówił polityk.
Jak informowało RMF FM, prokuratura na wniosek NIK wszczęła śledztwo w sprawie podejrzeń popełnienia przestępstw przez europosła Adama Bielana i byłego ministra funduszy i polityki regionalnej Grzegorza Pudę. Chodzi o nieprawidłowości w programie "Szybka Ścieżka - Innowacje Cyfrowe".
Bielan w rozmowie z TVN24 przekazał, że śledztwo toczy się od 8 lutego 2023 roku. Zawiadomienie miał złożyć ówczesny dyrektor NCBiR Paweł Kuch, który został odwołany kilka dni po rozpoczęciu dochodzenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Ja w tym śledztwie byłem przesłuchiwany w charakterze świadka, odpowiedziałem na wszystkie pytania prokuratury, nie mam w tej sprawie nic do ukrycia. Przekazałem wszystkie dokumenty, o które zostałem poproszony - powiedział Bielan.
Stwierdził, że raport Najwyższej Izby Kontroli i wniosek skierowany do prokuratury to "typowa wrzutka polityczna". - NIK jest instytucją skompromitowaną przez klan Banasiów - mówił Bielan.
Bielan: byłem z Żalkiem mocno skonfliktowany
Nad NCBIR kontrolę sprawował Jacek Żalek, jako wiceminister funduszy i polityki regionalnej. Po wybuchu afery z NCBiR złożył rezygnację z tego stanowiska, a następnie oskarżył Adama Bielana o utworzenie "tajnej grupy" w centrum badań. - Jestem gotów poświęcić karierę polityczną, by obnażyć od lat funkcjonujący patologiczny układ i mechanizm nadużyć - oświadczył.
Bielan przekonuje, że z Żalkiem jest "mocno skonfliktowany".
- Pokłóciliśmy się, pospieraliśmy bardzo mocno o Szybką Ścieżkę, przede wszystkim o ten największy projekt, nazywany popularnie "kablem". Jest to firma Chime w Białymstoku, jej właściciel jest bardzo bliskim znajomym Jacka Żalka. Ja uważam, że to jest co najmniej nieetyczne, żeby w instytucji kontrolowanej przez Jacka Żalka przyznawano takie środki - mówił Bielan.
- Właśnie ze względu na to, że urzędnicy podjęli taką decyzję, niezgodnie z regulaminem, niezgodnie z prawem, dyrektor NCBiR skierował sprawę do prokuratury i zwolnił dyscyplinarnie urzędnika, który był za to odpowiedzialny - przekonywał Bielan.
W pewnym momencie rozmowy Bielan wyciągnął teczkę i pokazał pozew, jaki otrzymał od Chime Networks. - Gdybym przegrał, musiałbym zapłacić 10 mln zł w ramach przeprosin - mówił. Przekonywał, że jest "jedynym politykiem, którego ta firma skarży", co miałoby dowodzić, że w aferze jego rola jest "pozytywna".
Afera w NCBiR
Afera w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju wybuchła rok temu. Dotyczyła nieprawidłowości przy przeprowadzeniu konkursu na innowacje cyfrowe, w wyniku których dwie firmy uzyskały dotację w łącznej kwocie blisko 178 mln zł.
Okazało się, że 55 mln zł otrzymała firma założona przez 26-latka 10 dni przed ostatecznym terminem składania wniosków. Druga kontrowersyjna dotacja to 123 mln zł na projekt dotyczący "cyberbezpieczeństwa podmorskiego" dla białostockiej spółki, która w ostatnich dwóch latach wykazywała straty, a jej prezesem był kolega Jacka Żalka, wiceministra funduszy i polityki regionalnej, odpowiedzialnego za NCBiR.
Aresztowany Krzysztof B. miał także stać za "taśmami NCBiR". Gdy było wiadomo, że lada dzień wybuchnie afera w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, do niektórych dziennikarzy trafiły stenogramy z nagrań, które rzekomo miały obciążać ludzi z kierownictwa Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Jak opisywał Onet, przesłuchiwany w prokuraturze Jacek Żalek zeznał, że stenogramy nagrań dostał od Krzysztofa B., czyli ich autora.
Czytaj więcej:
Źródło: TVN24