"Adwokat diabła". Marszałek Sejmu Marek Kuchciński ma "tarczę obronną" w postaci szefa CIS
Kilka lat temu sam jako reporter polityczny zapewne pytałby marszałka Sejmu o jego loty z rodziną rządowym samolotem. Dziś jako szef Centrum Informacyjnego Sejmu musi tego marszałka bronić. Andrzej Grzegrzółka zderza się dziś z największym kryzysem wizerunkowym PiS od wielu miesięcy.
30.07.2019 | aktual.: 31.07.2019 08:30
Scenka z sejmowego korytarza sprzed kilku dni.
– To jest wstyd, co robi Kancelaria Sejmu – oburza się poseł Sławomir Nitras. Polityk PO nie może się nadziwić temu, jak urzędnicy marszałka – jak twierdzi – kręcą w sprawie "rodzinnych lotów" Marka Kuchcińskiego z Warszawy do Rzeszowa rządowym odrzutowcem.
– Mnie jest wstyd za to, jak pan zachowuje się na sali plenarnej Sejmu – odpowiada stojący kilka metrów dalej szef CIS Andrzej Grzegrzółka.
Nitras rzuca na odchodne: – To jest skandal. Pan nigdy nie powinien być urzędnikiem.
CZYTAJ TEŻ: Marszałek Sejmu Marek Kuchciński i jego rodzinne loty. Sławomir Nitras nie chce odpuścić politykowi PiS
"Paskudna rola"
"Zawodowo będzie miał prze...e do końca życia. Kłamać trzeba umieć, mieć do tego jaja. Albo minimalizować straty. A Andrzej chodzi dziś na pasku pełnego pychy szaleńca. A pycha kroczy przed upadkiem. I on też się na tym wywróci" – taką opinię o nieformalnym rzeczniku Marka Kuchcińskiego usłyszeliśmy od człowieka związanego do niedawna z rządem PiS.
CZYTAJ TEŻ: Marszałek Sejmu Marek Kuchciński problemem dla PiS. "Uderzył w gen partii: wiarygodność i pokorę"
Grzegrzółka jest dziś "na językach", choć sam zapewne takiej sytuacji wolałby uniknąć. Ale nie ma wyjścia: musi tłumaczyć marszałka Sejmu z "afery samolotowej", która od tygodnia rozpala opinię publiczną. I jest ogromnym problemem wizerunkowym dla PiS.
Szef Centrum Informacyjnego Sejmu jest dziś w środku tego kryzysu. – Dopiero teraz do niego dociera, na co się pisał, idąc w politykę na tak śliski odcinek. Myślę, że jakaś jego cząstka w głębi duszy tego żałuje – twierdzi jego znajomy.
Inny dodaje: – Broni sprawy nie do obrony. Taki "adwokat diabła", paskudna rola.
Dziennikarze zarzucają Grzegrzółce, że ten po prostu ich okłamał. Już w kwietniu "Gazeta Wyborcza" oficjalnie zapytała Centrum Informacyjne Sejmu, czy to prawda, że marszałek Kuchciński cyklicznie lata rządowym samolotem do domu wraz z członkami swojej rodziny. Odpowiedź Grzegrzółki: "Według wiedzy CIS w podróżach samolotami rządowymi nie towarzyszyli marszałkowi Sejmu członkowie jego rodziny".
Okazało się to nieprawdą.
Zobacz więcej: Tak Andrzej Grzegrzółka tłumaczy się przed dziennikarzami
Gaszenie
Najbardziej milczący marszałek Sejmu ma idealnie dobranego współpracownika.
Mało kto wie, że Andrzej Grzegrzółka był dobrze zapowiadającym się reporterem.
– Raczej spokojny i ułożony – wspomina jego dawny kolega z dziennika "Polska The Times". To tam Grzegrzółka zaczynał karierę w mediach.
W latach 2011-2014 pracował w TVP jako reporter (zajmował sie ekonomią i tematyką międzynarodową), potem przez ponad 2 lata pracował w newsroomie Superstacji. – Udawał sympatycznego, a potem wszystkich opieprzał – wspomina jego podwładna.
Sejmowy reporter "Superstacji" Tomasz Grzelewski uważa jednak inaczej. – Jako wydawca był dobry, konkretny, wiedział, czego chciał. Dobrze się z nim pracowało. Niektórzy byli niezadowoleni, bo był wymagający. Byli to głownie ci, którzy nie lubą się przepracowywać.
Według niego Grzegrzółka nie zdradzał swoich sympatii politycznych, ale w prywatnych rozmowach dało się wyczuć, że ma poglądy propisowskie.
W końcu Grzegrzółka postanowił pójść w politykę. Do Centrum Informacyjnego Sejmu trafił w październiku 2016 r.
Jako szef biura prasowego w Sejmie stawał na głowie, by uzasadniać ograniczanie praw dziennikarzy czy ugasić wizerunkowy pożar wywołany przez protest rodziców osób niepełnosprawnych.
Dlatego dziś szef CIS jest zaprawiony w bojach. Do roli "tarczy" Kuchcińskiego przygotowywał się długo.
Wiosna ubiegłego roku. W Sejmie trwa protest rodziców niepełnosprawnych dorosłych. Protestujący, nie kryjąc emocji, odrzucają propozycję porozumienia przedstawionego przez ówczesną rzeczniczkę rządu. Joanna Kopcińska (dziś europosłanka PiS) jak niepyszna wychodzi z budynku.
Marszałek Sejmu jest tego dnia w Tallinie. Na Twitterze poetyckie zdjęcie, na którym patrzy w dal. Nad nim przelatuje ptak.
Nieco bliżej ziemi jest w tym czasie współpracownik marszałka Andrzej Grzegrzółka. Szef sejmowego biura prasowego towarzyszy Kuchcińskiemu w Estonii, ale zajmuje się gaszeniem wizerunkowego pożaru na Wiejskiej. Na Twitterze reaguje na publikacje mediów, broni stanowiska kancelarii Sejmu, zapowiada, że wbrew twierdzeniom dziennikarzy do niepełnosprawnych zostaną wpuszczeni rehabilitanci.
Bezpieczeństwo i porządek
Kwiecień 2018 r. Przed Sejmem ma się odbyć protest wsparcia dla rodziców koczujących od tygodnia na sejmowym korytarzu.
Pod kątem politycznym problem z protestem został uznany za znaczący. Kancelaria Sejmu wydaje wtedy zakaz wejścia do gmachu na podstawie jednorazowych kart wstępu.To oznacza, że do gmachu nie mogą wejść żadni goście zaproszeni przez posłów, a także duża część dziennikarzy, która nie miała tzw. stałych przepustek.
W tym samym czasie marszałek Sejmu ma lecieć na dwa dni do Gruzji. Rządowy samolot jest gotowy do startu i czeka tylko na Marka Kuchcińskiego. W ostatniej chwili lot zostaje odwołany – choć jak wynika z informacji Wirtualnej Polski – w nieoficjalnych rozmowach marszałek przyznawał, że odwołanie wizyty nie wchodzi w grę, bo jej termin był wcześniej zmieniany kilkukrotnie.
Andrzej Grzegrzółka tłumaczy wówczas dziennikarzom, że "bardzo ważna" wizyta międzynarodowa została odwołana, bo marszałek "chce dokładnie obserwować", co się dzieje w Sejmie.
– Dlaczego zamknięto gmach dla wszystkich, którzy nie mają stałych przepustek? – dopytują reporterzy.
– To jest decyzja, która wynika z poczucia bezpieczeństwa i porządku. Z jednej strony protest, ale z drugiej pewne chwilowe rozwiązania, które mogą pozwolić kancelarii na większe wyważenie tych akcentów – odpowiada enigmatycznie szef Centrum Informacyjnego Sejmu.
Nie mniej enigmatycznie tłumaczył wprowadzone w 2017 r. ograniczenie, które umożliwia politykom PiS skuteczną ucieczkę przed niewygodnymi pytaniami. Podczas posiedzeń Sejmu dziennikarze są od ministrów odgrodzeni taśmą pilnowaną przez strażników. Powód? Według komunikatu biura prasowego chodzi wyłącznie o ułatwienie dostępu do szatni.
Pod komunikatem napisanym językiem rodem z komedii "Miś” nikt się nie podpisał. Ale wszyscy wiedzą, że był to Grzegrzółka. Były dziennikarz.
Nieuchwytny
– On sam pisze takie komunikaty. Wprowadził w kancelarii Sejmu nowe zwyczaje. Kiedyś biuro prasowe starało się trzymać dystans od polityki. Teraz Grzegrzółka nawet nie kryje, że trzyma stronę PiS i marszałka. Lubi pisać o "fakenewsach" i oceniać pracę dziennikarzy – mówi Wirtualnej Polsce były współpracownik szefa CIS.
Dziennikarz TVN: – Na początku był miły, nawet się próbował podlizywać. To się skończyło, gdy zaczęliśmy zadawać pytania. Jest nieuchwytny, prosi o wysyłanie sms-ów. Odpowiada po kilku godzinach albo wcale.
Według naszych rozmówców szef sejmowego biura prasowego nie ma pewnej swobody wypowiedzi, bo często musi się konsultować z doradcami marszałka – Tomaszem Żukowskim, a wcześniej z Waldemarem Paruchem, który dziś jest szefem rządowego Centrum Analiz Strategocznych.
Współpracowników Grzegrzółka trzyma na dystans.
Faworyzowanie
Szef CIS towarzyszy marszałkowi podczas wizyt zagranicznych i zabiega, by stroniący od dziennikarzy Kuchciński czuł się komfortowo.
O spokój marszałka jego służby prasowe dbają już przed wylotem – na pokład jego samolotu, jeśli już, z reguły są zapraszane wyłącznie media życzliwe PiS.
Dziennikarz TVN: – Do nas nie docierają zaproszenia na takie wyjazdy. To najgorszy szef biura prasowego od lat. Jest niedostępny, nie odbiera telefonów i faworyzuje media narodowe.
Kiedyś Grzegrzółka wpadł na pomysł wyekspediowania reporterów do odległego od sali plenarnej budynku. Oficjalnie nie chodziło o ograniczenie praw dziennikarzy, ale o poprawienie warunków ich pracy. Dlatego za ponad 100 tys. zł stworzono "centrum prasowe", w którym postawiono ściankę z logo Sejmu. To na jej tle wypowiadał się przed kamerami dyrektor Grzegrzółka.
Dziś "centrum prasowe" w tamtej, absurdalnej formule nie istnieje. Zlikwidowano je.
Teraz "centrum prasowe" stanowi korytarz sejmowy, na którym codziennie, od tygodnia, dyrektor CIS tłumaczy swojego szefa.
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl