Aborcja a wybory prezydenckie. Mamy kulisy z koalicji
Nieuchwalenie uznawanej za minimum dla kobiet ustawy depenalizującej pomoc przy aborcji może mieć niebagatelny wpływ na wybory prezydenckie. By nie doprowadzić do wygranej kandydata PiS, koalicja rządowa może poprzeć Rafała Trzaskowskiego. Ten wariant poważnie rozważa Lewica, sceptyczne jest PSL.
24.07.2024 | aktual.: 25.07.2024 06:22
Na jednym z nieoficjalnych spotkań w ostatnich tygodniach jeden z liderów Nowej Lewicy, Włodzimierz Czarzasty, nie wykluczył zaskakującego wariantu: cała koalicja rządowa popiera jednego kandydata na prezydenta RP. Wicemarszałek Sejmu nazwiska nie wymienia, ale wszyscy wiedzą, że murowany kandydat jest jeden: to Rafał Trzaskowski.
- Gdyby wszystkie partie zdecydowały się poprzeć jednego kandydata, to my jesteśmy za - miał powiedzieć Czarzasty.
To istotna zmiana nastawienia. Jeszcze kilka miesięcy temu bowiem politycy Lewicy zarzekali się, że nie tylko ich formacja wystawi kandydata w wyborach prezydenckich w 2025 r., ale że będzie to kobieta. Padały konkretne nazwiska: Magdaleny Biejat, Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, Joanny Scheuring-Wielgus. - Tylko kobieta byłaby w stanie coś zmienić - mówił jeden z działaczy Lewicy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wszystkie ręce na pokład
Po wyborach samorządowych i europejskich sytuacja się zmieniła: Lewica słabnie, podobnie jak PSL i Polska 2050. A i same wymienione "kandydatki na kandydatkę" nie palą się do kolejnej kampanii.
- Niczego w tych wyborach sami raczej nie zdziałamy. Po co więc ktoś miałby się zaharowywać dla przegranej sprawy - przyznał niedawno w rozmowie z WP jeden z polityków Lewicy.
Zobacz także
Dlatego też - obawiając się przy tym o to, że podział w koalicji może zwiększyć szanse kandydata PiS - Lewica jest gotowa zrezygnować z wystawiania własnego kandydata (kandydatki) i postawić na Rafała Trzaskowskiego.
- Wiemy, że takie pomysły krążyły też w Trzeciej Drodze - usłyszeliśmy od jednego z rozmówców. Pisaliśmy o tym w Wirtualnej Polsce.
I faktycznie - po fatalnym wyniku Trzeciej Drogi w wyborach do Parlamentu Europejskiego nie było pewności, czy Szymon Hołownia zdecyduje się kandydować w wyborach prezydenckich.
On sam zmienił podejście w tej sprawie: jeszcze w ubiegłym roku wprost deklarował, że wystartuje. W ostatnich miesiącach zaś kluczy: mówi, że decyzję ogłosi jesienią. - Nie podjąłem jeszcze decyzji o kandydowaniu w wyborach prezydenckich. Podejmę ją we wrześniu lub październiku - zapowiedział w rozmowie z "Rzeczpospolitą" na początku maja.
Dopytywany o to, od czego będzie to zależało, odparł, że "od tego, co będzie w wyborach europejskich, jak ułoży się scena po całym tym wyborczym trójskoku".
Wówczas jeszcze Trzecia Droga liczyła na co najmniej 14-procentowy wynik w wyborach do PE. Skończyło się na rezultacie dwa razy gorszym.
Podwójny przegrany
Hołownia wie, że w wyborach nie ma szans, ale wychodzi z założenia, że jego start to jedyny sposób na utrzymanie Polski 2050 przy życiu. Jednocześnie ego Hołowni może przeszkadzać mu w przyjęciu drugiej porażki w wyborach prezydenckich z rzędu.
- Szymon mógłby się z tego jakoś wymiksować. Na przykład wtedy, gdyby Czarzasty odpuścił bycie marszałkiem i Szymon pozostałby nim do końca kadencji - twierdzi jeden z rozmówców z koalicji.
Dziś hegemonem po stronie koalicji rządzącej jest Koalicja Obywatelska i to jej kandydat będzie zdecydowanym faworytem w prezydenckiej rozgrywce w 2025 roku.
Najpewniejszym kandydatem jest Rafał Trzaskowski. To on o włos przegrał w drugiej turze z Andrzejem Dudą w 2020 roku. Nie pozostawił złudzeń Szymonowi Hołowni, który - mimo niezłego wyniku - nie był w stanie nawiązać równej walki.
Hołownia może nie chcieć przegrać drugi raz. Dlatego niewykluczone, że w ogóle - na tym etapie kariery politycznej - zrezygnuje z kandydowania.
Trzaskowski liczy na wsparcie
Co wówczas? W KO spekulują, że w skali kraju może dojść do powtórki z wyborów samorządowych. To wtedy - w kwietniu - Polska 2050 zdecydowała się nie wystawiać własnego kandydata w Warszawie i poprzeć Trzaskowskiego.
I mimo że wybory na prezydenta RP rządzą się zupełnie innymi prawami, to sam Trzaskowski liczy, że uda się powtórzyć manewr z Warszawy (a nawet rozszerzyć go o Lewicę).
- Wybory zostały zaplanowane na maj, więc dobrze byłoby rozpocząć debatę o wyzwaniach prezydentury w nadchodzącej dekadzie kilka miesięcy wcześniej. Choć nie wykluczam, że pod wpływem jakichś okoliczności zewnętrznych Koalicja Obywatelska czy może nawet koalicja rządowa podejmie decyzję o ogłoszeniu wspólnego kandydata nieco później - przyznał prezydent Warszawy w niedawnym wywiadzie dla "Gazety Stołecznej".
Jak przyznał, "podpisanie takiego porozumienia nie będzie łatwe, ponieważ każda z partii ma własne ambicje polityczne", ale jednocześnie stwierdził, że "trzeba jednak o tym myśleć".
PSL dziś na "nie"
Wobec tego wariantu - poparcia niekryjącego lewicowych poglądów Rafała Trzaskowskiego - sceptyczne jest PSL. Ludowcy są gotowi poprzeć Hołownię i nie wystawiać własnego kandydata, ale Trzaskowski - zwolennik liberalizacji prawa do aborcji, związków partnerskich, uczestnik Marszów Równości - mógłby być kandydatem nieakceptowalnym dla elektoratu ludowców.
- Trudno byłoby sobie mi wyobrazić, żeby działacze PSL w terenie roznosili ulotki z Rafałem i promowali jego agendę. W końcu ich wyborcy poszliby za kandydatem PiS - przewiduje jeden z polityków koalicji.
Zwłaszcza że PSL jest dziś zajęte walką o własną podmiotowość. Władysław Kosiniak-Kamysz odpiera ataki lewicowych organizacji, a także własnych koalicjantów, za głosowanie ws. aborcji.
Wychodzi z własnymi pomysłami: m.in. proponując projekt ustawy o "wychowaniu patriotycznym" w szkołach czy ustawę o "statusie osoby bliskiej" (zamiast związków partnerskich). I zapewnia, że PSL nigdy nie zrezygnuje ze swoich konserwatywnych poglądów. I nigdy, nawet pod wielką presją, nie da się złamać i działać "wbrew sumieniu".
- PSL jest jedyną partią, w której za poglądy nie jest się karanym, lecz szanowanym - mówił na sobotniej Radzie Naczelnej partii Kosiniak-Kamysz.
Problem w tym widzi Lewica. - To kobiet na wybory prezydenckie nie zmobilizuje, a to bardzo ważne. Bez prezydenta z obozu demokratycznego nie zrealizujemy nie tylko prawa do aborcji, ale też szeregu projektów ustrojowych, które są ważne dla wszystkich klubów Koalicji 15 października - powiedziała Wirtualnej Polsce Anna Maria Żukowska.
Szkopuł w tym, że w sprawie liberalizacji prawa do aborcji (a nawet depenalizacji w pomocy przy terminacji) to nie prezydent Duda jest "problemem". To bowiem w Sejmie nie ma większości dla projektów liberalizujących prawo do aborcji. Dlatego żadna ustawa w tej sprawie nie jest w stanie nawet trafić na biurko głowy państwa.
- To będzie wielki problem w kampanii. Bo wyborcy koalicji 15 października mogą stwierdzić: skoro to wy jesteście problemem i nie potraficie załatwić w Sejmie naszych spraw, to po cholerę mamy iść na kolejne wybory? - zauważa polityk rządzącej większości.
Z takiej sytuacji może się cieszyć tylko PiS.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl