A. Koziński: Obostrzeniami w COVID-19. To cały czas jedyna metoda walki z pandemią [Opinia]
Zamykanie gospodarki, ograniczenia w życiu społecznym to wyjątkowo męczący sposób walki z koronawirusem. Tyle że do tej pory nie znaleziono skuteczniejszej metody ograniczenia skutków pandemii.
25.03.2021 16:41
"Polityka nie jest nauką ścisłą" – powiedział Otto von Bismarck w przemówieniu w pruskim parlamencie w 1863 r. Lepszego potwierdzenia na trafność tego stwierdzenia, niż reakcje na pandemię, znaleźć się nie da. Każda kolejna fala COVID-19 niezbicie potwierdza, że bycie politykiem stoi na antypodach tego, czego się oczekuje od naukowców.
Covidowa labilność
"Polska dzisiaj znajduje się w najtrudniejszym momencie pandemii od 13 miesięcy" – mówił na czwartkowej konferencji Mateusz Morawiecki. Mocne słowa. Tyle że ten sam Mateusz Morawiecki w lipcu ubiegłego roku (a więc osiem miesięcy temu) przekonywał, że koronawirus jest w odwrocie i że nie należy się go bać.
Można by teraz sobie urządzić festiwal kpin i żartów z premiera, jak to trzecia fala zmusza go do zaprzeczania własnym słowom wypowiadanym po fali pierwszej, gdyby nie to, że podobnie za słowa można by złapać zdecydowaną większość polityków w Polsce. Bo labilność w ocenie covidowej sytuacji dotyczy właściwie wszystkich.
Przecież marszałek Grodzki przekonywał, że papier może przenosić koronawirusa – ale robił to tylko wtedy, gdy zależało mu na przełożeniu wyborów prezydenckich. Gdy tylko tak się stało, temat znikł z jego agendy. Podobnie zresztą jak w przypadku Borysa Budki, który mówił, że wybory wiosną to śmiertelne niebezpieczeństwo i że należy je przełożyć na jesień. Tylko gdyby tak się stało, prezydenta wybieralibyśmy w szczycie drugiej fali.
Podobny pokaz specyficznie rozumianej konsekwencji obserwujemy w przypadku zamykania gospodarki. Od początku roku i PSL, i Platforma zdążyły już wezwać do jej odmrożenia, przekonywały, że zamykanie całych branż nie ma sensu; tylko generuje straty, a w walce z pandemią nie pomaga. Gdy jednak pojawił się szczyt trzeciej fali, ton głosu się zmienił. Platforma (ustami byłego ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza) przyznała, że zamykanie państwa jest konieczne i wręcz zarzuciła rządowi, że robi to zbyt późno. Z kolei prezes PSL wybrał bardziej karkołomną narrację. Według niego dalej gospodarki mrozić nie należy – za to trzeba zamknąć jak najszybciej szkoły i przedszkola, w dodatku nie na dwa tygodnie, tylko na miesiąc.
Pod tym względem konsekwencji odmówić nie można tylko Konfederacji. Ta partia nieustannie podkreśla, że zamykanie gospodarki i wprowadzanie jakichkolwiek ograniczeń jest przeciwskuteczne, nie daje żadnych korzyści, tylko generując straty. Pod tym względem ich pomysł na pandemię jest jasny i klarowny, jakby opracowany w naukowym laboratorium. A ta partia trzyma się go mocno od długiego już czasu.
Niestrawne czy katastrofalne?
Tyle że nawet ich pomysł – będący na antypodach ograniczeń wprowadzanych teraz przez rząd – nie da się obronić jako przykład na to, że polityka może być jednak nauką ścisłą. Jeśli już trzymać się porównań ze świata nauki, to tę koncepcję trzeba by nazwać eksperymentem. I to eksperymentem bardziej paranaukowym niż naukowym, w dodatku zawierającym w sobie spory ładunek darwnistycznego podejścia do rzeczywistości.
Bo gdyby ograniczeń nie wprowadzać, Polska byłaby właściwie jedynym krajem, który by tego nie zrobił. Być może byśmy na tym wygrali. Być może. Ale ryzyko strat jest wielokrotnie większe. Strat nie do odrobienia – bo ich poziom byłby mierzony życiem i zdrowiem ludzkim.
To z tego powodu żaden kraj nie odchodzi od polityki zamykania całych gałęzi gospodarki, ograniczania możliwości przemieszczania, kontaktów międzyludzkich. A przecież nie jest tak, że nie mają dość wyobraźni, by dostrzec inny scenariusz. Niemal w każdym państwie UE widzimy duże protesty przeciwko blokowaniu życia społecznego. A jednak żaden rząd nie próbuje działać inaczej.
Jedyny wyjątek to Szwecja. Efekt? Jak podaje Eurostat, w 2020 r. w tym kraju zanotowano o 7,7 proc. więcej przypadków śmierci, niż wynosiła średnia z poprzednich czterech lat. W sąsiedniej Danii ten wzrost wyniósł 1,5 proc., a Finlandii 1 proc. Najlepiej widać negatywne konsekwencje braku zamknięcia gospodarki. Zresztą rząd w Szwecji ze swojej polityki od pewnego czasu się mocno wycofuje.
Można atakować rząd, że walczy z pandemią po omacku, że ciągle eksperymentuje, że nie ma żadnej ścieżki postępowania, a także że nie opracowuje planów ewentualnościowych. Problem w tym, że nie za bardzo można wskazać inne przykłady działania. Skuteczność wszystkich władz w poszczególnych krajach jest podobna – wszyscy stosują podobne metody i uzyskują zbliżone efekty. Różnicę robią tylko szczepionki. Gdy udało się zaszczepić dużą część populacji (Izrael, coraz bardziej Wielka Brytania), zamykanie państwa nie jest potrzebne. Bez tego – konieczne.
"Polityka jest sztuką tego, co możliwe" – to jeszcze jeden cytat z Bismarcka. Ale jeszcze trafniejsza w tej sytuacji wydaje się jego parafraza dokonana przez amerykańskiego ekonomistę Johna Kennetha Galbraitha. "Polityka nie jest sztuką tego, co możliwe. To wybieranie między tym, co katastrofalne, a tym, co niestrawne". Niestrawne jest obserwowanie, jak politycy co chwila zmieniają zdanie odnośnie oceny ryzyka związanego z COVID-19. Ale lepsze to niż katastrofa, jaką by się okazało dogmatyczne trzymanie się raz przyjętych założeń – nawet wtedy, gdy okazują się one błędne.