50 dni Trumpa. Dlaczego Rosja to zignoruje? Ekspert: to może być ich ostatni zryw
- Rosja ma możliwości długotrwałego utrzymywania konfliktu w Ukrainie, ale tylko o niskiej intensywności. Boryka się z problemami w rekrutacji żołnierzy, finansowaniu i zaopatrzeniu wojska. To prowadzi do rekordowych strat i wewnętrznej krytyki nawet wśród zdeklarowanych zwolenników wojny - uważa dr Wojciech Siegień, ekspert ds. polityki rosyjskiej z Uniwersytetu Gdańskiego.
Zdaniem rozmówcy WP, ogłoszone przez Donalda Trumpa ultimatum, według którego Rosja i Ukraina mają 50 dni na zawarcie porozumienia, nie wywrze realnego wpływu na Kreml. Deklaracja Donalda Trumpa może wzbudzać wrażenie politycznej decyzji "na dziś", jednak nie rozbija fundamentów kremlowskiego reżimu.
- Tego typu sygnały nie działają, bo Rosja ignoruje krótkoterminową presję, co widać w wypowiedziach rosyjskich urzędników - ocenia dr Siegień, ekspert w dziedzinie analiz rosyjskiej propagandy oraz autor podcastu "Blok wschodni" w serwisie Krytyka Polityczna.
- Trump, podobnie jak część amerykańskich analityków, zdaje sobie sprawę, że ma ograniczone możliwości realnego nacisku na Rosję. Te 50 dni to raczej czas, w którym sytuacja na froncie i tak się jakoś wyjaśni. Albo Rosja przełamie obronę Ukrainy, albo nie będzie w stanie dłużej prowadzić aktywnych działań - komentuje dalej. Uważa, że letnia ofensywa może być ostatnim zrywem Rosji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pożary w Polsce. "Rodzi się pytanie ile z nich jest przypadkowe"
- Możliwości rekrutacji, szkolenia, zaopatrzenia, wszystko to jest dziś ściśle związane ze stanem rosyjskich finansów, a ten jest zły. Trwająca właśnie letnia ofensywa w Ukrainie może być jednym z ostatnich intensywnych zrywów militarnych tego państwa - podkreśla analityk.
Jednocześnie Donald Trump ogłosił, że USA i UE zgodziły się na wysłanie amerykańskiej broni do Kijowa, ale koszty zakupu pokryje Europa. Przyszłe dostawy będą obejmować nie tylko pociski rakietowe, ale także baterie Patriot. W środę rosyjskie media triumfują, że takiego planu nie akceptują Francja, Włochy, Czechy, a także Węgry.
Kreml zignoruje presję Zachodu
Możliwości Rosji są coraz bardziej ograniczone, głównie z powodu pogarszającej się sytuacji finansów kraju. Pisza o niej rosyjscy ekonomiści, jak Władimir Miłow przeciwnik Kremla. Miłow szczególnie mocno wypunktował sytuację w rosyjskich regionach. Zwrócił uwagę, że "nawet naftowi giganci są w poważnym kryzysie, co świadczy o szeroko zakrojonym załamaniu gospodarczym".
Rosja wciąż potrafi mobilizować nowe jednostki i przeprowadzać uderzenia, ale - jak podkreśla dr Wojciech Siegień - nie ma już zaplecza finansowo-gospodarczego pozwalającego na długotrwałą intensywną kampanię.
- Mimo wszystko rosyjski system polityczny oparty jest na gotowości do trwania w konflikcie mimo strat. Jeśli spojrzymy na mechanizmy zarządzania władzą w Rosji, to tam cierpliwość i obojętność na koszty są częścią strategii. Władze wiedzą, że mogą utrzymać się bez względu na stan gospodarki czy frustrację społeczną. Dla Putina ważniejsze jest utrzymanie pozycji i przekonanie, że kontroluje sytuację - podkreśla rozmówca WP.
- Problem w tym, że ten stan "dorzynania własnych watah" może trwać miesiącami, a nawet latami, ale nie doprowadzi do przełomu - zauważa.
Ekspert zwraca też uwagę, że Rosja ma doświadczenie w adaptowaniu się do sankcji. Zdołała zbudować system, w którym niezadowolenie społeczne czy kłopoty budżetowe nie prowadzą do zmiany kursu polityki. - Działanie sankcji rozkłada się w czasie, ich skutki łagodzi się propagandą i kontrolą informacji docierających do społeczeństwa. Dlatego, jeśli groźby, jak "50 dni na pokój", nie są podparte realną strategią wsparcia dla Ukrainy, to nie mają znaczenia - podsumowuje dr Siegień.
Letnia ofensywa Rosji rozwija się od czerwca 2025 r. w obwodach sumskim, dniepropietrowskim i charkowskim. Pod Sumami Rosja zgromadziła ok. 125 tys. żołnierzy i ewakuowano setki miejscowości ze względu na groźbę ukraińskich kontruderzeń.
Jeszcze na początku czerwca Rosjanie zajęli wieś Kostiantynivka, zdobywając około 125 km kwadratowych na pograniczu. Według ocen analityków Intytutu ISW i Defence24, ofensywa ma charakter taktycznych uderzeń jak szturmy i ostrzał artylerii. Efektem działań ofensywnych jest zbudowanie buforowej strefy kosztem utraty terenów przez Ukrainę, ale bez przełomów na dużą skalę. Na kierunku charkowskim raporty wskazują jedynie na punktowe posunięcia, wsparte uderzeniami dronów i artylerii.
Charakter walk na froncie: przewaga dronów decyduje
Z opublikowanej na platformie X analizy ppłk. rez. Macieja Korowaja, wyłania się obraz wyczerpującej wojny manewrowo-pozycyjnej, w której kluczową rolę odgrywają drony. Choć ich liczba po obu stronach wydaje się zbliżona, Rosjanie ponoszą wyższe straty, bo muszą prowadzić szturm przez ukraińskie pola minowe i wystawić żołnierzy na uderzenia "roju wściekłych szerszeni" .
"Nacierającym wojskom rosyjskim nie udaje się uzyskiwać przewagi na tyle długo, by w stopniu wystarczającym starczyło jej do przebicia się przez ukraińską obronę i to na znaczną głębokość. Przeważnie rosyjskie natarcia podczas ataków na głównym kierunku sięgają obecnie na głębokość 1-2 km, zamiast kilkuset metrów, jak miało to miejsce na początku 2023 roku. Taktyka obu stron wskazuje na wyraźny brak stałych pozycji obronnych w pasie 10 km od umownej linii frontu. Często obrońca, który wcześniej był atakującym, traci pozycje" - opisuje Korowaj.
Ukraińska armia wciąż utrzymuje obronę o "linię dronów", ale Rosjanie adaptują się, uzyskując przewagę na lokalnym niebie w strefach walk. Ta przewaga pozwala im rozbijać punkty oporu i eliminować przewagę liczebną przeciwnika. "Strona dysponująca przewagą na niebie i większą świadomością taktyczną po prostu miażdży przeciwnika ogniem" - podkreśla analityk wydarzeń na wojnie w Ukrainie.
W ocenie ppłk. Korowaja skuteczność rosyjskich działań okupiona jest wysokimi stratami. Podaje on przykład rosyjskiego pułku, który w ciągu trzech dni przebił się na 10 km w głąb ukraińskiej obrony. Odbyło się to kosztem utraty nawet 50 proc. stanu osobowego i sprzętu w batalionach piechoty, czołgów i jednostkach inżynieryjnych. Oznacza to, że pułk traci zdolność ofensywną i przechodzi w tryb obronny, aż do uzupełnień.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski