"Wszystko się jakby świeciło... Całe niebo..."
"Samego wybuchu nie widziałam. Tylko płomień. Wszystko się jakby świeciło... Całe niebo... Wysokie płomienie. Kopeć. Straszliwy żar. A męża ciągle nie ma i nie ma. Dym był z sadzą, bo palił się bitum - dach elektrowni był zalany bitumem. Mąż potem wspominał, że chodzili tam, jak po smole. Tłumili ogień, a on się rozpełzał. Podnosił. Strącali kopniakami gorący grafit... Pojechali bez brezentowych skafandrów, tak jak stali - w samych koszulach. Nikt ich nie uprzedził, wezwano ich do zwykłego pożaru..." - relacja Ludmiły Ignatienko, żony zmarłego strażaka Wasilija Ignatienki.