Kryzys w Sudanie Południowym
Sudan Południowy to najmłodsze państwo na świecie. Wydawać by się mogło, że po dekadach krwawych walk i uzyskaniu upragnionej niepodległości ledwie 2,5 roku temu, jego mieszkańcy zrobią wszystko, by ponownie nie doszło do wojny. Tymczasem kraj stanął pod koniec 2013 r. nad przepaścią. 15 grudnia w Dżubie, stolicy, wybuchły starcia, w których zginęło kilkaset osób. Walki szybko rozprzestrzeniły się na inne części kraju. I choć rząd i rebelianci wysłali do Etiopii delegacje na rozmowy pokojowe, wszystko zależy od tego, czy strony się dogadają i jak trwałe będzie porozumienie.
Osią konfliktu jest spór między prezydentem Sudanu Południowego Salvą Kiirem Mayarditem, należącym do ludu Dinków, a byłym wiceprezydentem oskarżonym o próbę zamachu stanu Riekiem Macharem, który reprezentuje Nuerów. Te dwie grupy rywalizują zresztą ze sobą od dawna. Jedyna nadzieja na powstrzymanie walk leży w rozmowach pokojowych.
W bazach sił pokojowych ONZ w Sudanie Południowym schroniło się ponad 50 tys. cywilów. Narody Zjednoczone szacują, że na pomoc dla tego kraju potrzebne będzie w najbliższym czasie 166 mln dol. Zwiększyć ma się też liczba "błękitnych hełmów".
Czytaj więcej: Najmłodsze państwo świata drży w posadach.
Na zdjęciu: prowizoryczne schronienia dla cywili przy bazach ONZ.