Polityka100 tys. tragedii, czyli "hekatomba koronawirusowa". Jak Polska (nie) radzi sobie z pandemią

100 tys. tragedii, czyli "hekatomba koronawirusowa". Jak Polska (nie) radzi sobie z pandemią

Do tej pory próg 100 tys. zgonów związanych z pandemią koronawirusa przekroczyło 15 państw na świecie. Polska właśnie dołączyła do tego ponurego grona. Jeśli jednak spojrzymy na statystyki z perspektywy zgonów na milion mieszkańców, z 16. miejsca przeskakujemy na samo podium. W liczbie zgonów zajmujemy trzecie miejsce na świecie wśród tych krajów, które również przekroczyły barierę 100 tys. zgonów. Z czego wynikają tak fatalne dane? Czy będzie jeszcze gorzej? Zapytaliśmy ekspertów.

W Polsce od początku pandemii na koronawirusa umarło już ponad 100 tys. osób
W Polsce od początku pandemii na koronawirusa umarło już ponad 100 tys. osób
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta
Marcin Makowski

W Unii Europejskiej od początku pandemii na koronawirusa zmarło ponad 915 tys. osób. W samej Polsce - 100 tys., czyli prawie 11 proc. wszystkich przypadków. Równocześnie Polacy stanowią tylko 8,5 proc. ogólnej liczby mieszkańców Wspólnoty. Z jakiej strony nie spojrzeć, dynamika zgonów przeraża. A minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiada w rozmowie z Wirtualną Polską, że przejście z IV w V falę zapowiada się "katastroficznie".

Tymczasem zamiast konkretnych działań rząd kolejny raz po prostu zastanawia się nad "możliwymi obostrzeniami". W konsekwencji obserwujemy jedną z najbardziej liberalnych polityk pandemicznych na świecie. Jej owocem jest symboliczne 100 tys. zgonów. To tak, jakby przez niespełna dwa lata z mapy Polski zniknęło miasto wielkości Legnicy lub Grudziądza. A to dopiero wierzchołek góry lodowej.

Polska znajduje się na 3. miejscu na świecie pod względem liczby zgonów w przeliczeniu na milion mieszkańców. Wyprzedzają nas jedynie Peru i Brazylia. Za nami znajdują m.in. Argentyna, Kolumbia, Stany Zjednoczone, Ukraina, Włochy, Meksyk, czy Iran.
Wykres pokazuje, jak wygląda sytuacja liczby zgonów covidowych przeliczeniu na milion mieszkańców w krajach z największą liczbą zgonów. Polska 10.01.2022 znajdowała się na trzecim miejscu (Fot. Our World in Data)
Wykres pokazuje, jak wygląda sytuacja liczby zgonów covidowych przeliczeniu na milion mieszkańców w krajach z największą liczbą zgonów. Polska 10.01.2022 znajdowała się na trzecim miejscu (Fot. Our World in Data)

Polska – skąd biorą się rekordowe statystyki zgonów covidowych?

Wyjdźmy od najbardziej oczywistego z pytań. Dlaczego jest tak źle? Z jakich względów – zamiast do liczby ofiar we Francji czy Niemczech – bliżej nam do Ameryki Południowej i Rosji? - O ile liczba zachorowań to sprawa zachowań ludzkich, o tyle liczba zgonów to efekt nieprzygotowania populacji do pandemii, czyli niskich statystyk szczepień. Jak sobie z tym radzić? We Francji prezydent Emmanuel Macron wprowadził surowe obostrzenia, w wyniku których zaszczepiło się dodatkowych 5 mln osób. W tym samym czasie na ulice wyszło kilka, kilkanaście tys. protestujących. Na tych liczbach widać rachunek zysków i strat. W Polsce jest głaskanie po główce. Ubawiłem się, słysząc, że obecne obostrzenia poluzowano na sylwestra. Przecież wiadomo, że wirus rozprzestrzenia się głównie przez aktywność i spotkania uwzględniające mieszanie środowisk. Zbieramy teraz żniwo braku odważnych decyzji – tłumaczy wirusolog w rozmowie z WP prof. Włodzimierz Gut z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego.

Co może niepokoić, pytani o same liczby eksperci wskazują na możliwe niedoszacowanie skali katastrofy zdrowotnej w kraju.

- Metodologia liczenia zgonów w czasach pandemii jest dosyć prosta - wystarczy zbadać tzw. "umieralność nadliczbową" - a więc porównać liczbę zgonów w danej jednostce czasu do np. średniej 5-letniej z czasów przed pandemią. Według tej metodologii, od 4 marca 2020 r., gdy oficjalnie rozpoczęła się pandemia COVID-19 w Polsce, do dzisiaj, mamy tych "nadliczbowych zgonów" około 200 tys. Z tego tylko 100 tys. ma udokumentowane zakażenie wirusem SARS-CoV-2. Nigdy nie będziemy już w stanie powiedzieć, ile spośród pozostałych 100 tys. zmarłych to osoby też zakażone (ale testowaliśmy skandalicznie mało od początku pandemii, mogliśmy więc nie wychwycić tych przyczyn zgonów), a ile to ofiary paraliżu ochrony zdrowia, jej niedofiansowania i braków kadrowych w Polsce, odwołanych operacji, zabiegów, hospitalizacji, zbyt późno rozpoznanych chorób – mówi prof. Krzysztof J. Filipiak, kardiolog, farmakolog kliniczny, współautor pierwszego polskiego podręcznika o COVID-19.

Równocześnie zwraca uwagę, że w liczbie testów w kierunku SARS-CoV-2 wykonanych w Polsce na milion mieszkańców od początku pandemii, zajmujemy miejsce na końcu pierwszej setki państw świata, "ledwo wyprzedzając Gabon, nadal mając jeszcze spore braki do Botswany".

- Te statystyki mówią wprost, że nie poradziliśmy sobie z pandemią. Mówią wyraźnie, że najgorzej radzimy sobie z nią wśród krajów Unii Europejskiej, dzielnie walcząc o miano najgorszego kraju z Bułgarią i Rumunią. Po prostu krańce cywilizacji europejskiej w rozumieniu XXI wieku… - dodaje prof. Filipiak.

"Gen sprzeciwu"

Poza brakiem bardziej radykalnych decyzji zdrowotnych, droga do 100 tys. ofiar koronawirusa prowadziła również przez decyzje motywowane czynnikami społecznymi. W połowie listopada ubiegłego roku wiceminister zdrowia Waldemar Kraska poinformował, że rząd nie planuje, wzorem państw zachodnich, wprowadzenia obostrzeń dla osób niezaszczepionych. - Polacy podchodzą do takich obostrzeń z dużą dozą ostrożności. Mamy w sobie gen sprzeciwu – motywował Kraska.

Czy faktycznie Polacy po prostu nie chcą się szczepić i są mniej "karni" od innych narodów? - Jesteśmy krajem wyjątkowo nisko zaszczepionym. Jeśli dogania nas Bangladesz, to o czymś to mówi, bo, obiektywnie rzecz biorąc, nie jesteśmy zapóźnieni cywilizacyjnie i finansowo. Przypuszczam, że wysokie dane wynikają również z nawyków Polaków; my chodzimy do lekarza w ostatniej chwili. Co więcej, lekarze raportują, że gdy ktoś przychodzi, robi to bardzo późno - często za późno. Często pacjenci unikają testowania, aby nie wpaść do "systemu", uniknąć izolacji i kwarantanny. Niestety w społeczeństwie panuje ogólne przekonanie, że służba zdrowia nie funkcjonuje, lekarze nie pracują i chowają się "za telefonem" – mówi w rozmowie z WP dziennikarz i popularyzator nauki dr Tomasz Rożek.

Na podobny efekt "niepokorności" społecznej uwagę wskazują również lekarze-specjaliści. - Praktycznie dzień w dzień od ostatniego miesiąca w Polsce umiera odpowiednik jednej wsi. Nie wiem, czy ktoś nie chce działać, czy nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji, ale w konsekwencji mamy najwyższą liczbę zgonów od czasu zakończenia II wojny światowej. To hekatomba zdrowotna. Niestety może być jeszcze gorzej, bo do Polski dotarł już Omikron, który jeszcze nie jest wariantem dominującym – mówi WP dr hab. Tomasz Dzieciątkowski, mikrobiolog i wirusolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Jak dodaje, dużo o statystykach szczepień w Polsce, a zwłaszcza o zgonach i wysokiej umieralności mówi nam bliskość Rosji i Ukrainy, "gdzie mieszka wielu negacjonistów szczepień". - Tam te dane wyglądają podobnie i bliżej nam niestety do nich niż do Europy Zachodniej – uważa Dzieciątkowski.

- Fatalne dane w Polsce mogą być wynikiem szumu informacyjnego i dezinformacyjnego. Jednego dnia minister zdrowia mówi jedno, wieczorem doradca medyczny w KPRM coś innego, później media często wyrywają ich informacje z kontekstu i mamy poczucie braku kontroli. Nawet jeśli system informatyczny szczepień i rejestracji działa bardzo sprawnie, polityka informacyjna i obostrzeniowa prowadzona jest chaotycznie – dodaje dr Tomasz Rożek.

Jak powstrzymać V falę pandemii?

Jak w tej sytuacji - trudnej zarówno od strony medycznej, jak i społecznej - radzić sobie z nadciągającą V falą pandemii? Choć Ministerstwo Zdrowia twierdzi, że w tej chwili nadal nie brakuje respiratorów i miejsc w szpitalach covidowych, wariant Omikron, który na razie stosunkowo łagodnie potraktował Polskę, przyczynił się w wielu państwach do rekordów zachorowań od początku pandemii.

- Prof. Religa powiedział kiedyś, że z "samymi łóżkami można burdel otworzyć". Należy wyraźnie podkreślić, że to nie łóżka leczą, ale ludzie, a my nie mamy odpowiedniej ilości personelu medycznego. Na żadnym szczeblu. Nie mam optymistycznych prognoz, natomiast nie lubię oszukiwać ludzi i patrzeć wyłącznie przez różowe okulary – przestrzega dr hab. Tomasz Dzieciątkowski.

- Istnieją środki, które mogą potencjalnie zahamować negatywne trendy zgonów, natomiast należałoby mieć wolę, aby je wprowadzić. Albo chociaż skrupulatnie stosować istniejące już restrykcje, czego nikt nie robi. Do poprawy sytuacji przyczyniłaby się np. możliwość sprawdzania paszportów covidowych czy obowiązek szczepień u konkretnych grup zawodowych czy wiekowych. Twardy lockdown niewiele zmieni w Polsce, bo to jedynie swoista proteza, stosowana wyłącznie w celu krótkotrwałego udrożnienia systemu zdrowotnego. My potrzebujemy rozwiązań długofalowych – przekonuje epidemiolog.

Wszyscy z pytanych ekspertów są natomiast zgodni, że bez skokowego wzrostu osób zaszczepionych nie będziemy w stanie zahamować wzrostu statystyk zgonów. - Zaszczepionych w Polsce mamy około 22 mln. Aby sytuacja była w miarę bezpieczna i wydolna dla służby zdrowia, potrzeba około 32 mln. Czy to jest w ogóle możliwe w najbliższym czasie? Moim zdaniem nie. Czasami żartuję, że najlepiej podnieść statystyki metodą włoską, bo tam antyszczepionkowcy nie wchodzą do parlamentu, gdzie na wejściu trzeba pokazać paszport szczepień – mówi ironicznie prof. Włodzimierz Gut.

Czy będzie lepiej?

Niestety żaden z naszych rozmówców, zapytany o optymistyczne prognozy pandemiczne dla Polski, przynajmniej w najbliższym czasie nie widzi potencjału na odwrócenie negatywnych trendów. - Błędów popełniono mnóstwo: fatalny stopień wyszczepienia, brak powszechnej akcji edukacyjnej w zakresie szczepień dorosłych i dzieci, bojaźń przed elektoratem ściany wschodniej, gdzie zawsze zaczynają się kolejne fale pandemii. Brak reakcji na antyszczepionkowe ekscesy. Tolerowanie antyszczepionkowych polityków w parlamencie, brak przyjęcia aktów prawnych dotyczących paszportów covidowych, rażące podejście do kwestii przestrzegania zaleceń w szczycie pandemii, jak niedawny "sylwester marzeń/zakażeń w Zakopanem", promowanie jawnych twarzy antyszczepionkowców i podnoszenie ich do rangi autorytetów w publicznej telewizji – wylicza prof. Filipiak i pyta retorycznie: - Jak w tych warunkach ma być lepiej?

Wydaje się, że bez zmian systemowych nie da się walczyć z wirusem, który co sezon powraca w nowej mutacji. Niestety na tej płaszczyźnie problemy i patologie odkładały się przez dekady, dzisiaj przynosząc ponure rezultaty. - Osobnym czynnikiem odpowiedzialnym za fatalną sytuację jest zły stan służby zdrowia. Przecież u nas tak wiele pielęgniarek przekroczyło już wiek emerytalny, że gdyby wszystkie one odeszły jednego dnia z pracy, około 30 proc. szpitali należałoby zamknąć – twierdzi dr Tomasz Rożek.

- System opieki zdrowotnej żadnego państwa nie wytrzyma, gdy mamy powtórkę np. scenariusza z Lombardii, natomiast o tym, że w Polsce nastąpiła zapaść systemu opieki zdrowotnej, wiemy od dawna. Pandemia tylko ukazała ten problem w pełnej krasie – dodaje dr hab. Tomasz Dzieciątkowski.

- Dlaczego jest tak źle? Zacytuję stare powiedzenie: "Polska nierządem stoi". Kto ma zmienić tę sytuację? Opozycja nie ma większości, a rząd nie chce wprowadzać niepopularnego prawa. Nikt nie jest politycznym samobójcą. Rada Medyczna przy premierze mówiła już latem ubiegłego roku, że trzeba działać, aby uniknąć IV fali. I co zrobiono? Nic. A przecież wszyscy wiedzieli, że gdy Polacy wrócą z wakacji, a studenci na uczelnie, dopiero się zacznie. Na stole leży odbezpieczony granat, ale nikt nie chce go rozbroić, tylko wskazuje palcem na osobę obok. Tak wygląda odpowiedzialność za liczbę zgonów. A granat w końcu eksplodował – tłumaczy prof. Włodzimierz Gut.

Marcin Makowski dla WP Wiadomości

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1700)