Szkocja będzie niepodległa? Referendum może zmienić mapę Europy
Szkoci zwyciężyli na boisku z polską drużyną, ale to za pół roku czeka ich największe wyzwanie - referendum niepodległościowe. We wrześniu mieszkańcy Szkocji będą decydować o pozostaniu lub wystąpieniu ze Zjednoczonego Królestwa. "Tak dla Szkocji" czy "Lepiej Razem"?
"Szkocję stać na niepodległość. Możemy opłacić i chronić nasze służby publiczne. (...) Niepodległość da nam siłę, której potrzebujemy, by zbudować jeszcze mocniejszą gospodarkę. Będziemy mogli efektywniej konkurować na globalnym rynku, niż pozostając pod rządami Westminsteru, który doprowadził do nierówności społecznych i braku równowagi gospodarczej" - przekonują zwolennicy secesji Szkocji na stronie scotreferendum.com, gdzie zamieszczono nawet zegar odliczający czas do zbliżającego się referendum. Pozostało mniej niż 200 dni, bo głosowanie planowane jest na 18 września.
Kampanię "Yes, Scotland" ("Tak dla Szkocji"), która rozpoczęła się w 2012 r., popierają rządząca Szkocka Partia Narodowa (SNP) oraz Szkoccy Zieloni. Rok wcześniej SNP zdobyła ponad połowę miejsc w szkockim parlamencie. To lider tej partii i jednocześnie pierwszy minister autonomicznego rządu Szkocji Alex Salmond przedstawił w listopadzie 2013 r. "Przewodnik po niepodległej Szkocji", w którym zapewnia, że sprawy związane m.in. z podatkami czy bezpieczeństwem powinny być w rękach Holyrood, jak określa się szkocki parlament. Namawiając tym samym do zerwania trwającej 307 lat unii szkocko-brytyjskiej. Szkoci mieliby też sami zarządzać swoimi zasobami naturalnymi. Warto przypomnieć, że na Morzu Północnym u szkockich brzegów znajdują się złoża ropy naftowej i gazu. To więc jedna z najmocniejszych kart nacjonalistów.
Jednocześnie, według Salmonda, Edynburg, jako przyszła stolica niepodległego państwa, powinna współpracować z Londynem. Szkocja i Wielka Brytania miałyby m.in. dzielić walutę - funta szterlinga, a także być partnerami w zakresie bezpieczeństwa. Szef szkockiego rządu podkreśla jednak, że możliwe byłoby usunięcie z jej terytorium pocisków Trident z ładunkami jądrowymi, zaznaczając, że utrzymanie systemu tej broni jest kosztowne.
Głos gwiazd
Salmond już zdobył m.in. głosy Irvine’a Welsha, autora "Trainspotting" czy Seana Connery’ego, szkockiego aktora znanego z roli Jamesa Bonda. - Okazja na osiągniecie niepodległości, jest zbyt dobra, by ją przegapić - stwierdził 83-letni artysta, którego cytuje agencja Reutera. Connery, obecnie mieszkający na Bahamach, zadeklarował, że mógłby nawet wrócić do niepodległej ojczyzny.
To zresztą nie jedyne gwiazdy - zauważa Reuters - które zabrały głos w sprawie zbliżającego się referendum. W lutym tego roku modelka Kate Moss odbierała w imieniu muzyka Davida Bowiego nagrodę Brit Award i przekazała jego przesłanie: "Bardzo, bardzo dziękuję i…Szkocjo, zostań z nami". Ale - jak opisywał brytyjski dziennik "Daily Mail" - na 67-letniego Bowiego spadły jedynie cięgi w internecie. Zarzucano artyście, że wypowiada się na temat Szkocji, choć sam pochodzi z Londynu, a obecnie mieszka zagranicą. Przeciwni odłączeniu Szkocji od Wielkiej Brytanii są też były szkocki piłkarz i szkoleniowiec Manchesteru United Alex Ferguson czy aktorka Emma Thompson.
"Lepiej Razem"?
Przyszłość szkockiej niepodległości nie jest bowiem tak świetlana, jak mogłoby to wynikać z "przewodnika", który wydał tamtejszy rząd pod wodzą nacjonalistów. Przed miesiącem brytyjski premier David Cameron apelował do Szkotów: - Razem jesteśmy silniejsi. - Jesteśmy najstarszym i odnoszącym największe sukcesy jednolitym rynkiem na świecie, z jedną z najstarszych i najmocniejszych walut na świecie - przekonywał Cameron (czytaj więcej)
, podkreślając obawy, że decyzja 4 mln ludzi (tyle osób jest uprawnionych do głosowania), wpłynie na losy 63 mln. Podzielają je przeciwnicy szkockiej niepodległości, którzy prowadzą kampanię "Lepiej Razem" - szkoccy laburzyści, liberalni demokraci i konserwatyści.
Rząd w Londynie ostrzegł też, że Edynburg nie ma co liczyć na wspólną walutę, jeśli zamierza być niepodległy. To spory cios dla planów Salmonda, ale nie jedyny. Równie niejasna byłaby sytuacja nowego państwa względem Unii Europejskiej, której częścią jest Wielka Brytania. W połowie lutego przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso stwierdził w rozmowie z BBC, że przystąpienie Szkocji do Unii byłoby "niezwykle trudne, jeśli nie niemożliwe". Jego wypowiedź została szybko skrytykowana przez szkockiego ministra finansów, ale także byłego dyrektora gabinetu KE, Jima Curriego. Choć zgodził się on, że obie strony czekałyby ciężkie negocjacje.
- Osobiście, nie uważam, że akcesja Szkocji byłaby tak trudna, jak próbują to niektórzy przedstawić, np. przewodniczący KE Barroso - ocenia z kolei w rozmowie z Wirtualną Polską Roderick Parkes, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. - Warto podkreślić, że szkoccy obywatele są też obywatelami UE i niekonstytucyjnym byłoby pozbawienie ich praw członkowskich - dodaje ekspert, podając jako przykład Wschodnie Niemcy, które po procesie zjednoczenia "w miarę bezproblemowo" stały się częścią Unii.
Parkes możliwe kłopoty widzi natomiast w oczekiwaniach, że przystępujące do Unii państwo zdecyduje się także na wejście do strefy euro. Ekspert przypomina o założeniach rządu Szkocji, by pozostać przy funcie.
Kolejne pytania budzi ewentualne członkostwo w NATO. Czy niepodległa Szkocja znalazłaby swoje miejsce w sojuszu, jednocześnie obstając przy wycofaniu broni jądrowej? Nawet sama SNP jest podzielona w kwestii przynależności do Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Echa w Irlandii Północnej i Walii
Roderick Parkes z PISM przyznaje, że referendum (zwłaszcza, gdyby zwyciężyła opcja niepodległościowa) może zachwiać, i tak delikatnym, porozumieniem ws. podziału władzy w Irlandii Północnej i zachęcić do dalszej decentralizacji Walię.
- Wielu prominentnych ulsterskich protestantów ma szkockie korzenie i patrzyło na Szkocję jak na sojusznika. Szkocka niepodległość może zatem zachęcić (w większości katolickich) republikanów z Irlandii Północnej do żądania niepodległości, pozostawiając (głównie protestanckich) unionistów z przeświadczeniem o utracie części sojuszników w Zjednoczonym Królestwie - tłumaczy ekspert, dodając, że wśród tej drugiej grupy już pojawiło się poczucie oblężonej twierdzy, ponieważ dwa lata temu przestała ona być większością w Irlandii Północnej. Dodaje, że część unionistów traktuje SNP jako większe zagrożenie niż Sinn Fein - irlandzką republikańską partię.
Ekspert ocenia, że nie ma aż tak dużych obaw o dążenia niepodległościowe w Walii, jak to ma miejsce w Szkocji. - Jednakże rząd w Londynie już próbował uciąć tendencje separatystyczne przez rozszerzenie zakresu dewolucji władzy na rzecz Wali i to pomimo że nie jest jasne, czy Walia tego chce - tłumaczy Parkes.
Sondaże
Póki co, ostatnie sondaże pokazują, że jedynie 35 proc. mieszkańców Szkocji chce niepodległości, podczas gdy 53 proc. jest przeciwnych - według badań przedstawionych w serwisie internetowym whatscotlandthinks.org, gdzie cały czas monitorowane są nastroje przedreferendalne.
Nie jest też tak, że Londyn na każdym polu ogranicza szkocką niezależność. Przeciwnie. W 1998r r. wprowadzono Scotland Act, ustawę, który otworzyła drogę do utworzenia szkockiego parlamentu. Na nim obecnie spoczywa część decyzji m.in. w kwestiach edukacji, rolnictwa czy służby zdrowia. Dla wielu może to więc być wystraszające.
A jeśli jednak mieszkańcy Szkocji powiedzą "tak" we wrześniu? Nie oznacza to automatycznej niepodległości, potrzebne będzie bowiem ustalenie porozumienia z Londynem. Ale i to SNP już przewidziała. Partia widzi metę marszu Szkocji do niepodległości w marcu 2016. Za pół roku dowiemy się, czy dobrze ocenili nastroje rodaków.
Małgorzata Pantke, Wirtualna Polska