Polska - koń trojański Rosji? Oto, jak Moskwa wykorzystuje Warszawę do rozbijania spójności Europy
• Negatywny przekaz rosyjskich mediów o Polsce ulega pewnej korekcie
• Rosja szuka instrumentów rozbicia wspólnoty euroatlantyckiej
• Dla Rosji spór między Warszawą i Brukselą jest ważnym czynnikiem osłabienia EU
• Narodowo-konserwatywna ideologia PiS stała się przedmiotem zainteresowania medialnego, skierowanego tyleż do wewnątrz, co na użytek zachodniej opinii publicznej
• Zmiana medialnej retoryki jest początkiem kolejnej fazy rosyjskiej gry Polską w kontekście wewnętrznym i międzynarodowym
10.10.2016 | aktual.: 10.10.2016 15:04
Od czasu, gdy na Kremlu zwyciężyła opcja gry katastrofą smoleńską w celu wywołania podziałów na polskiej scenie politycznej, o naszym kraju mówiło się w Rosji źle albo w ogóle.
Ze względu na odmienne wizje bezpieczeństwa europejskiego (rozszerzenie NATO)
Polska wyrosła także na punkt osi antyrosyjskiego zła. Takie usytuowanie zostało udowodnione przez nasze wsparcie dla ukraińskiej rewolucji.
Co słychać w Polsce?
Rosyjsko-polski spór polityczny podgrzewa odmienna interpretacja wzajemnej historii. Dlatego zmiana władzy w Polsce nie wywołała na Kremlu euforii, ale także nie była sygnałem, że stosunki dwustronne staną się jeszcze gorsze. Wręcz przeciwnie, w powyborczych komentarzach dominowało przekonanie o racjonalności Prawa i Sprawiedliwości oraz mocnym osadzeniu tej partii w rzeczywistości. Taki spokój rosyjscy decydenci tłumaczyli krótko: jest źle, ale za to stabilnie.
Sytuacja zaczęła ulegać zmianie, gdy Polska weszła w ostry spór z Komisją Europejską na temat praworządności zmian ustrojowych dokonywanych przez PiS. Rosyjskie media szeroko relacjonowały (i relacjonują) dialog pomiędzy Warszawą i Brukselą, a następnie przeszły do interpretowania skutków. A ponieważ środki masowego przekazu są sferą ingerencji rosyjskich władz, komentarze nie są przypadkowe. Wspólnym mianownikiem pozostaje nieskrywane zadowolenie z dyskredytacji Polski w UE, rozumianej jako utrata pozycji lidera europejskiej demokracji. Z satysfakcją współgra to z nadzieja na osłabienie polskiego głosu w sprawach unijnej polityki wschodniej.
Jest także oczywisty przekaz na użytek tzw. zwykłych Rosjan, o tym, że na polskim przykładzie najlepiej widać, jak szczęścia nie daje ani demokracja, ani eurointegracja. Wszystko razem stworzyło w pełni przewidywalny obraz rosyjskiej reakcji na Polskę.
W miarę sprawowania władzy przez obecny układ rządzący, ton rosyjskich komentarzy uległ pewnej metamorfozie. Przyczyny są dwie: zaostrzanie sporu Warszawy z Brukselą oraz rosnący podział w polskim społeczeństwie i elitach, co w znaczący sposób zwiększa pole medialnego i międzynarodowego manewru Kremla.
Jeśli chodzi o pierwszą kwestię, to rosyjski akcent nieprzypadkowo pada na obronę suwerenności Polski przed unijną biurokracją, której ton zadają Niemcy. Nienajlepsze relacje Warszawy i Berlina dają Moskwie prawdziwą satysfakcję, dlatego uwypukla się kwestię naszego oporu wobec polityki migracyjnej kanclerz Angeli Merkel. Pod tym samym kątem interpretowane są zmiany w polskich ustawach o mediach i ziemi, co tłumaczy się antyniemieckimi obawami o narodową tożsamość i własność.
Jednak prawdziwą furorę wywołało porównanie zmian dokonywanych przez PiS z rosyjskim autorytaryzmem. Stwierdzenie niemieckiego eurodeputowanego Martina Schulza o "putinizacji" Polski zostało odebrane w Rosji, jako ocena "narodowo-konserwatywnego kursu Jarosława Kaczyńskiego", stając się przedmiotem publicznej debaty. Na przykład telewizja TWC poświęciła tematowi specjalne show, m.in. z udziałem Aleksandra Romanowicza - wiceszefa komisji Dumy ds. międzynarodowych i Oksany Bojko - propagandystki z tuby medialnej Kremla -telewizji Russia Today. Wynik był zaskakujący, bo ideowy program Prawa i Sprawiedliwości okazał się identyczny z takimż programem kremlowskiej partii władzy Jedna Rosja. Zbieżności dotyczyły szczególnie wartości takich, jak patriotyzm, rodzina, ochrona życia, ale także suwerenność narodu i państwa w stosunkach międzynarodowych. Inne publikacje coraz wyraźniej akcentują prawo Polski do obrony suwerenności w (lub raczej przed) UE.
Jeśli chodzi o podziały społeczne to rosyjska interpretacja jest bardziej skomplikowana. I właśnie w tym miejscu powinien zabrzmieć w Warszawie dzwonek alarmowy.
Dyskredytacja
Zwycięskie Prawo i Sprawiedliwość wydało wojnę dotychczasowym elitom polskiej władzy wywodzącym się z nurtu liberalnego i socjaldemokratycznego - tak brzmi diagnoza wewnętrznej sytuacji Polski w rok po wyborach, dokonana przez Agencję Rosbałt. Inne komentarze informują o katastrofie polskiego projektu liberalnego, utożsamianego w rosyjskich mediach z całym ćwierćwieczem naszej niepodległości i transformacji. Rosyjski czytelnik może odnieść wrażenie, że przez 25 lat Polska nie odnosiła sukcesów, tylko podążała niewłaściwą drogą. Przy tym medialne oceny stawiają obecnie rządzących w raczej pozytywnym świetle.
Ważne jest jednak uwypuklanie podziałów społecznych, grożących załamaniem sytuacji gospodarczej i socjalnej. Przykładem są protesty antyaborcyjne, które w Rosji odbiły się tym większym echem, że zbiegły się z apelem prawosławnego Patriarchy Cyryla o obronę życia poczętego.
Ale dużo ważniejsza jest diagnoza dezorientacji politycznej i ideowej naszego społeczeństwa, przy jednoczesnym parciu do zmian, co może doprowadzić w naszym kraju do skrajnych scenariuszy politycznych. Problem w tym, że taką analizę przedstawił portal Politanalitika. To jeden z projektów alternatywnego Internetu, rozwijanych przez Kreml w celu odgrodzenia Rosjan od niezależnych źródeł informacji. Prezentuje starannie przefiltrowaną i zinterpretowaną wizję rzeczywistości.
Z drugiej strony, z takich portali mają czerpać wiedzę o Rosji i jej relacjach z otoczeniem zagraniczni komentatorzy, bo ze względu na skrytość decyzyjną Kremla, renesans przeżywa sowietologia, czyli wyciąganie wniosków z jawnych źródeł informacji. Można więc powiedzieć, że rosyjskie władze kreują obraz Polski nie tylko na użytek własnego społeczeństwa, ale także zagranicznej opinii publicznej. I tu zaczyna się właściwa gra.
Koń trojański
Zmiana retoryki wobec Polski jest pozorna. Co więcej, najprawdopodobniej pozostaje elementem rosyjskiej gry obliczonej na wykorzystanie sytuacji wewnętrznej i międzynarodowej Polski do dyskredytacji naszego kraju. W szerszym wymiarze taka gra służy rozbiciu spójności euroatlantyckiej i dekompozycji Unii Europejskiej.
Pozorna neutralność i życzliwe zainteresowanie PiS na łamach rosyjskich mediów, ma wywołać w europejskiej opinii publicznej przekonanie o faktycznej zbieżności kursu politycznego PiS i Kremla, a więc owej "putinizacji", o której mówił Martin Schulz.
Z drugiej strony, cały aparat propagandowy Rosji czyni wiele, aby ukazać Polskę jako główną barierę, a nawet wroga porozumienia Rosji z UE. Dowody? Choćby wypowiedzi nadwornego politologa Kremla Siergieja Markowa, który w publicznej debacie nazywa Polskę bezpośrednim zagrożeniem bezpieczeństwa Rosji. Markow mówi także wprost, że Polska jest głównym wrogiem mocarstwowego koncertu Rosji z Francją, Niemcami i Włochami - tradycyjnymi przyjaciółmi Moskwy w Europie.
Ponadto pozornej zmianie tonacji towarzyszy nadzieja, że obecna strategia zagraniczna Polski rozsadzi Europę Środkową. Takie przekonanie bierze się stąd, że integralną częścią narodowo-konserwatywnego kursu PiS jest reaktywacja historycznych resentymentów, które wywołują obawy poszczególnych państw regionu o polską dominację.
Dyskurs o koncepcji Międzymorza jest zdaniem Rosji niczym innym, jak powrotem polskiego imperializmu przeciwstawianego Moskwie. Jest też obuchem, uderzającym w podobne aspiracje Węgier i Rumunii. A jeśli w grę wchodzą aspiracje, to także uśpione spory terytorialne i prestiżowe. Na przykład na łamach Politanalitiki ukazał się paszkwil, sugerujący, że PiS wysuwa roszczenia terytorialne wobec Ukrainy. Co może więc pomyśleć o polskich władzach internauta z Kijowa lub Wilna?
W szerszym planie takiej grze medialnej towarzyszy analiza skutków polityki wewnętrznej i międzynarodowej Prawa i Sprawiedliwości. Tu z kolei rosyjską ideą przewodnią jest wpojenie zachodniej opinii publicznej przekonania, że Polska nie dorosła ani do demokracji, ani do UE i pozostaje wspólnym problemem rosyjsko-europejskimi, a nie podmiotem polityki zagranicznej, a tym bardziej kreatorem wschodniej strategii Unii.
Polska - według Rosji - ma być peryferiami, a nie centrum Europy. W tym kontekście niepokoi szczególnie cel, w jakim Moskwa podjęła dialog z Warszawą w sprawie tragedii smoleńskiej. Mam na myśli zaproszenie do Moskwy podkomisji sejmowej do spraw wyjaśnienia przyczyn katastrofy na spotkanie z szefową MAK, Tatianą Anodiną.
Political Fiction
Wyobraźmy sobie, że sejmowa podkomisja przybywa do Moskwy. Rozmowy z Anodiną nic nie dają, bo oczywiście nic dać nie mogą. Ale w hotelu polskiej delegacji dochodzi do nieoczekiwanego, konfidencjonalnego kontaktu z osobą postronną, która przekazuje dowody wybuchu na pokładzie prezydenckiego samolotu. Problem w tym, że nieoczekiwane źródło to agent lub funkcjonariusz FSB, a materiały są fałszywką spreparowaną przez służbę w celu wysadzenia w powietrze sytuacji politycznej w Polsce.
Tymczasem na podstawie otrzymanych materiałów, w Warszawie wybucha skandal, zarzuty karne otrzymują politycy z obozu poprzedniej władzy, a społeczne zaufanie do takich elit spada tak drastycznie, że z powierzchni ziemi znikają PO, Nowoczesna i wszystkie partie poza PiS. Dochodzi do samosądów i zamieszek.
Po czym następuje druga część operacji FSB, która ujawnia, że materiały w sprawie były niewiarygodne. Społeczeństwo chce teraz odpowiedzialności i głów polityków PiS. I tak Polska zostaje pozbawiona elit, władzę przejmuje skrajna prawica narodowa. Okazuje się, że zaproszenie podkomisji do Moskwy miało tylko jeden cel, uruchomić prowokację obliczoną na destabilizację sytuacji wewnętrznej Polski i jej dodatkową zagraniczną dyskredytację. Dodatkową, bo Francja, Niemcy i Grupa Wyszehradzka już przestały traktować Warszawę jak poważnego partnera.
Paryż obrażony na Polskę za zerwanie kontraktu na wojskowe śmigłowce uznał także, że ma rozwiązane ręce w sprawie przedłużenia antyrosyjskich sankcji gospodarczych. Postawa Francji wytrąca argumenty z rąk niemieckiego kanclerza i UE normalizuje stosunki z Rosją. Berlin we własnym interesie forsuje z kolei blokowany dotąd projekt gazociągu Nord Steam 2. Solidarność europejską trafia przysłowiowy szlag.
Tymczasem - nękana wewnętrznymi wybuchami społecznymi - Polska staje się drugą Ukrainą i przedmiotem ustaleń rosyjsko-niemiecko-francuskiego Formatu Bretońskiego. UE wychodzi z polskiego kryzysu tak osłabiona, że jej dni są policzone. Na dodatek sytuacja w Polsce zmusza USA do przeniesieniu swoich oddziałów do Rumunii i państw bałtyckich. Niemożliwe? Wręcz przeciwnie, choć to tylko fikcja.
Problem w tym, że ostatnio Rosja przyspiesza. Mało kto zwrócił uwagę na konsekwencje wypowiedzenia Amerykanom umowy o utylizacji plutonu używanego do produkcji broni jądrowej. Sam materiał radioaktywny nie jest tak ważny, jak warunki wznowienia przez Rosję współpracy z USA -są nimi powrót do status quo z 2013 r., a więc zniesienie wszelkich sankcji wobec Moskwy oraz wycofanie NATO z nowych państw członkowskich. Izraelski komentator gen. Jakow Kedmi, nazywa obecny ruch Rosji powrotem do symetrycznej polityki wobec Zachodu.
Moskwa celowo nasila konfrontację z Zachodem i igra z ogniem na granicy ultimatum wobec USA, NATO i UE. Jednym z zadań tak wykreowanego napięcia, już na granicy militarnej konfrontacji, jest wywołanie w Europie politycznej paniki. To próba wymuszenia na Paryżu i Berlinie zdystansowania się od wspólnej z USA polityki wobec Rosji. A więc także od polskiej wizji relacji z Rosją.
Im bardziej niewiarygodna będzie Polska w Europie, tym łatwiej będzie Moskwie osiągnąć zakładane cele, bo mniejsza będzie spójność UE i NATO. Każde napięcie pomiędzy Warszawą i Brukselą lub w trójkącie Warszawa-Berlin-Paryż gra zatem na korzyść Moskwy. Dlatego Rosja zrobi wszystko, także poprzez sferę medialną, propagandową i służby specjalne, aby zdyskredytować Warszawę. I takim aksjomatem winny kierować się nasze władze, podejmując decyzje wobec Rosji, UE, a szczególnie na własnym podwórku. Potrzebne jest myślenie szerszymi i wspólnymi dla całego Zachodu kategoriami.