Polska"J. Kaczyński nie powiedział nic, co szkodziłoby Polsce"

"J. Kaczyński nie powiedział nic, co szkodziłoby Polsce"

Znam Jarosława Kaczyńskiego i jest dla mnie jasne, że nie powiedział niczego, co by szkodziło polskiej racji stanu. Zresztą, o ile się orientuję, zarówno relacje między rządem Angeli Merkel a rządem Jarosława Kaczyńskiego, jak i ich relacje osobiste, były bardzo poprawne. Nie widzę więc powodów, aby miały się one pogorszyć - mówi prof. Zyta Gilowska w wywiadzie dla Wirtualnej Polski. B. minister finansów sugeruje, że Bronisław Komorowski mógł nie przeczytać książki Kaczyńskiego i został wprowadzony w błąd, podobnie jak niemieccy dziennikarze, którym ktoś mógł temat Angeli Merkel "podrzucić."

"J. Kaczyński nie powiedział nic, co szkodziłoby Polsce"
Źródło zdjęć: © PAP

07.10.2011 | aktual.: 25.10.2011 12:30

WP: Agnieszka Niesłuchowska: Pani wystąpienie u boku Jarosława Kaczyńskiego może Polaków dużo kosztować – mówił ostatnio Donald Tusk i zaapelował do pani, by wzięła pod uwagę to, że złotówka jest sto razy ważniejsza niż wsparcie jakiejś partii. Premier pogroził pani palcem?

Prof. Zyta Gilowska: Odpowiem starą anegdotą. Król poprosił barona Rothschilda o kolejną pożyczkę, ale bankier odmówił. Wówczas Król postraszył Rothschilda informacją, iż minister spraw wewnętrznych wie o konszachtach syna pana barona z anarchistami. Na to baron Rothschild odparł : „Najjaśniejszy Panie, tym bardziej nie pożyczę! Co to za państwo, jeśli się boi jednego chłopaka?”

WP: Prezydent zapowiedział, że zasięgnie opinii ekspertów, czy nie przekroczyła pani uprawnień jako członek Rady Polityki Pieniężnej. Od tamtego momentu nie pojawiała się pani publicznie, co, zdaniem Bronisława Komorowskiego, oznacza, że sama zapowiedź interwencji prawników, poskutkowała. Rzeczywiście wystraszyła się pani prezydenta?

- Nie. Ogranicza mnie jedynie rytm pracy w RPP. Nic mi nie wiadomo, abym miała areszt domowy albo sądowy zakaz zbliżania się do Jarosława Kaczyńskiego. Bywam tam, gdzie chcę być. Jako tytularny profesor, tzw. belwederski, mam prawo i obowiązek wypowiadania się, dlatego też rozmawiam z panią. Każdy naukowiec, poczynając od doktora nauk, przy odbieraniu dyplomu składa ślubowanie dbałości o rzetelność badawczą oraz obiektywizm przekazu.

WP: W opinii prezydenta pani wykład na śląskiej uczelni był wybiegiem. Bronisław Komorowski w wywiadzie dla Wirtualnej Polski, stwierdził, że „osoby, które idą do RPP powinny zerwać pępowinę, która łączy ich z partią, bo tego wymaga interes publiczny”.

- Z żadną partią nie łączy mnie pępowina, zatem nie mam czego przecinać. Jestem bezpartyjna, a ostatnią moją formacją była PO, którą sześć lat temu porzuciłam. Moje sympatie polityczne i osobiste to moja sprawa, podobnie jak prawo do swobody wypowiedzi. Konstytucja gwarantuje to każdemu obywatelowi.

WP: Czytała pani książkę Jarosława Kaczyńskiego, o której w ciągu ostatnich dni rozpisują się nie tylko polskie, ale i niemieckie gazety?

- Nie czytałam, a o sprawie kontrowersyjnego fragmentu wiem jedynie z przekazu medialnego. Znam Jarosława Kaczyńskiego i jest dla mnie jasne, że nie powiedział niczego, co by szkodziło polskiej racji stanu.

WP: Skąd zatem opinie, że jego wypowiedź jest niebezpieczna dla Polski? W tym tonie wypowiadał się m.in. Bronisław Komorowski.

- Może też nie czytał tej książki i został wprowadzony w błąd? WP: Z kolei jedna z niemieckich gazet napisała, że prezesowi PiS chodziło o to, by wyborcom dostarczyć wizerunek wroga i w ten sposób skłonić ich do pójścia na wybory. Co pani na to?

- To oczywiste, że Niemcy są dla nas ważnym partnerem, zarówno politycznym, jak i gospodarczym. Sama wielokrotnie podawałam kanclerz Angelę Merkel jako przykład silnego i poważnego polityka. Sugerowanie, że poważny polityk polski chce teraz zakłócić polsko-niemieckie relacje jest po prostu nierozsądne. To byłoby działanie wbrew interesom Polski, a Jarosław Kaczyński z całą pewnością ma świadomość wagi tych interesów. Zresztą nie przypuszczam, by niemieccy dziennikarze zdołali w ciągu kilku dni przetłumaczyć i przeczytać tę książkę. Wydaje mi się, że temat został im po prostu podrzucony, już mieliśmy takie przypadki.

Prezes Kaczyński powinien przeprosić Angelę Merkel?

- Za cudze interpretacje? Bez przesady. Zresztą, o ile się orientuję, zarówno relacje między rządem Angeli Merkel a rządem Jarosława Kaczyńskiego, jak i ich relacje osobiste, były bardzo poprawne. Nie widzę więc powodów, aby miały się one pogorszyć. Wręcz przeciwnie, obecna napięta sytuacja w Europie powinna skłaniać do ocieplania stosunków.

WP: A może prezes Kaczyński nie zdawał sobie sprawy, że fragment o Angeli Merkel może wywołać takie reperkusje?

- To jest dyskusja na temat „co poeta chciał przez to powiedzieć?". Jak pamiętamy ze szkoły, niejeden poeta mocno by się zdziwił, gdyby usłyszał co, zdaniem uczniów, powiedział. Pamiętam, że nie cierpiałam takich lekcji, ponieważ zawsze uważałam, że poeta powiedział dokładnie to, co chciał, i ani słowa więcej. Istotą poezji jest precyzja języka. W polityce bywa podobnie.

WP: Nie obawia się pani, że może się to przełożyć na słabszy wynik PiS w niedzielnych wyborach?

- Gdy ostatnio czytam, jakim olbrzymim zagrożeniem były rządy PiS i jak wtedy strasznie sprawy wyglądały, to za każdym razem przysiadam ze zdumienia, ponieważ byłam w tych rządach ministrem oraz wicepremierem i nie przypominam sobie, bym zachowywała się po chamsku lub tylko niegrzecznie, bym używała argumentów ad personam, na kogoś napadała lub komuś groziła, bym kombinowała i oszukiwała. Gdy słyszę, że rządy PiS to czas nienawiści, ucisku i napięć, to odbieram te słowa jako oszczerstwa wymierzone również we mnie.

WP: Czy to prawda, jak mówi w wywiadzie dla Wirtualnej Polski Kazimierz Marcinkiewicz, że PiS sięgnął po panią w kampanii, bo ma poważny deficyt w gronie ekspertów od gospodarki?

- Nie ma takiego deficytu, chyba że chodzi o celebrytów, odwiedzających studia telewizyjne i z tej racji uchodzących za ekspertów od gospodarki. Wiadomo, że Kazimierz Marcinkiewicz jest z zawodu nauczycielem fizyki. Zresztą w szeregach PO jednym z ekspertów gospodarczych jest Michał Boni, który jest z zawodu filologiem a nikt mu nie zarzuca, że się nie zna na swojej pracy. Wśród obecnie rządzących dominują nauczyciele historii a nikt z tego powodu nie czyni im zarzutu braku kwalifikacji. PiS ma bardzo dobre zaplecze eksperckie w grupie osób stosunkowo młodych, w okolicach czterdziestki. Jest tam wiele znakomitych, dobrze wykształconych, osób z doświadczeniem np. byłych wiceministrów. Są dobrze przygotowani do pracy w rządzie. WP: A teraz jest pani jedyną osobą, której Jarosław Kaczyński powierzyłby swoje pieniądze. Jak pani odebrała te słowa?

- Jako przejaw zaufania. Kilka lat temu jeden z dzienników opublikował wynik sondażu przeprowadzonego wśród pracodawców. W ankiecie zapytano ich, kogo z polityków zatrudniliby najchętniej. Wtedy uzyskałam dobry wynik, ponad 40-procent, chyba to był najlepszy rezultat. Ciekawe, jak taki sondaż wypadłby dzisiaj?

WP: Wróci pani do polityki? Poseł Hofman zasugerował ostatnio, że mogłaby pani być kandydatką na ministra finansów jeśli PiS wygra wybory.

- Chcę jasno powiedzieć, że nasze położenie jest dziś bardzo trudne, dlatego na ministrach spoczywa wielka odpowiedzialność. Polska, podobnie jak inne kraje unijne, zwłaszcza te ze strefy euro, traci równowagę na kilku polach, w tym równowagę w finansach publicznych. Wiele państw europejskich ma problem z przyrostem długu publicznego i utrzymywaniem płynności finansowej. W tak trudnym okresie państwa muszą prowadzić niebywale roztropną politykę gospodarczą. Nie wolno rzucać słów na wiatr, trzeba szykować się do zmian.

Najnowsze prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego dotyczące szacowanego tempa wzrostu PKB dla ważniejszych regionów świata, bloków państw i poszczególnych krajów za 2011 oraz na 2012 rok są dość pesymistyczne. Widać z nich, że wszystkie korekty odnoszące się do państw strefy euro, USA i krajów Europy Środkowo-Wschodniej redukują nadzieje na podtrzymanie dobrych tendencji obserwowanych jeszcze w II kwartale br. Rządzący muszą być świadomi skali obecnych zagrożeń i ryzyka.

W środowej debacie wyborczej w TVP, politycy opozycyjni ostro krytykowali ministra Rostowskiego zarzucając mu, że żyje w swoim świecie, a jego „cyferki” nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością, która coraz bardziej przeraża Polaków. Pani podźwignie resort po rządach PO?

- Do tego wyzwania potrzebni są ludzie młodsi i bardziej energiczni ode mnie.

WP: Chyba energii pani nie brakuje.

- Mówiąc żartem, przydałaby się 25-letnia miss powiatu z 30-letnim doświadczeniem w mediach i biznesie. Na razie nie wydaje mi się, by Polacy byli w pełni świadomi tego, że nasza sytuacja jest poważna i trzeba sięgać po poważnych polityków. Chyba od polityków nadal oczekuje się by tańczyli, śpiewali i recytowali oraz prezentowali nowe torebki. To mi absolutnie nie odpowiada. A tak na serio, zobaczymy jak sytuacja się rozwinie.

WP: Czyli nie mówi pani: „nie”?

- Nigdy nie mówię nie, ponieważ kocham swoją ojczyznę.

WP: Kazimierz Marcinkiewicz stwierdził, że nie sądzi, by chciała pani wrócić do rządu i do końca kadencji pozostanie pani w RPP.

- Szczerze mówiąc, do tych różnych stanowisk, które zajmowałam w minionym dwudziestoleciu, też jakoś specjalnie nie aspirowałam. Wielokrotnie mówiłam, że nie mam genu władzy. Pełniąc różne funkcje, nie pożądałam żadnej z nich. Jakoś tak się składało, że decydowałam się na nową pracę, bo była akurat potrzeba, ulegałam namowom. Teraz widzę, że sytuacja jest trudna, a wyzwania wielkie. WP: Ma pani niedosyt, że nie doszło do pani debaty z ministrem Rostowskim? Jarosław Kaczyński mówił, że gdyby do niej doszło zmiażdżyłaby pani ministra.

- Nie chodzi o to, by kogoś zmiażdżyć, ale po prostu otwarcie porozmawiać o faktach. Wracając do niedosytu to owszem, mam niedosyt, ponieważ ta debata powinna odbyć się z kilku powodów.

WP: Jakich?

- Po pierwsze dlatego, że taka debata miała szanse skupienia uwagi opinii publicznej na istniejącym stanie rzeczy, na tym jaka jest finansowa kondycja naszego państwa. Po drugie, jako poprzednik obecnego ministra jestem naturalnym niejako partnerem do rzeczowej dyskusji o faktach. Po trzecie dlatego, że taka rozmowa przy podniesionej kurtynie po prostu mi się należała, dawała mi możliwość obrony tego co zrobił poprzedni rząd i co zrobiłam ja osobiście. Przecież przez minione cztery lata byłam obiektem licznych połajanek, oszczerstw i manipulacji. Również przedstawiciele rządu wypowiadali się labilnie. Na przemian chwalili i potępiali, a nawet sobie przypisywali moje przedsięwzięcia. No trudno, debaty nie było, przyjęłam to do wiadomości. Podobnie jak fakt, że zbiorowym wysiłkiem wielu osób zostałam zakneblowana. Oczywiście, mogłam z dziką fantazją zdjąć ten knebel, rzucić wszystko i stanąć na środku remizy, by się pobić z pozostałymi uczestnikami wesela. Ale byłaby uciecha!

WP: A żałuje pani, ze nie dojdzie do debaty Tusk-Kaczyński?

- Nie, bo byłaby zbędna. Zresztą namiastkę debaty mieliśmy oglądając rozmowę prezesa PiS z Tomaszem Lisem, który zachował się jak alter ego Donalda Tuska.

WP: Zamiast tego mieliśmy debatę ministra Rostowskiego z Grzegorzem Napieralskim. Jak poszło?

- Słabiutko. Byłam zdziwiona, że prof. Gomułka, osoba zorientowana i kompetentna, tak biernie towarzyszy panu Napieralskiemu. Zastanawiałam się, po co tam w ogóle zasiadł, jeśli nie pomagał.

Rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (0)