Polityka"Akcja darowizna". Mateusz Kijowski odciął się od internetowej zbiórki na alimenty, ale sam w tajemnicy firmował podobną inicjatywę

"Akcja darowizna". Mateusz Kijowski odciął się od internetowej zbiórki na alimenty, ale sam w tajemnicy firmował podobną inicjatywę

Mateusz Kijowski oficjalnie odcina się od zbiórek organizowanych na spłatę jego alimentów. Materiały, do których dotarła Wirtualna Polska, wskazują jednak, że z prywatnego konta facebookowego lidera KOD prowadzono intensywną korespondencję z inicjatorem pierwszej tego typu akcji. Podczas rozmowy wyrażono aprobatę i podano kontakt do członka KOD z Bydgoszczy, który - z zachowaniem daleko idącej dyskrecji - organizował podobne przedsięwzięcie. Źródła, które udało nam się pozyskać, przemawiają za prawdziwością prowadzonej poza wiedzą opinii publicznej "akcji dotacja". Jej pomysłodawca poświadczył, że odbyła się za zgodą Mateusza Kijowskiego i nosiła znamiona niezarejestrowanej zbiórki publicznej. Oto jej szczegóły.

"Akcja darowizna". Mateusz Kijowski odciął się od internetowej zbiórki na alimenty, ale sam w tajemnicy firmował podobną inicjatywę
Źródło zdjęć: © PAP | Jakub Kaczmarczyk
Marcin Makowski

Internetowe zbiórki na alimenty - od tego się zaczęło

We wtorek 14 lutego Mateusz Kijowski poinformował w mediach społecznościowych, że odcina się od założonej 2 lutego na zagranicznej platformie crowdfundingowej gofund.me zbiórki pieniędzy na jego obciążenia alimentacyjne. W oświadczeniu Kijowski zadeklarował, że znajomi przekazali mu wiadomość o całym przedsięwzięciu „dwa dni wcześniej”, czyli 12 lutego. Również wtedy miał się dowiedzieć o profilu „Wspieraj KOD”, założonym na Facebooku w celu promocji oraz odsyłania internautów na portal gofund.me. „Próbowałem się skontaktować z organizatorami akcji („Wspieraj KOD” – przy. red.), żeby wyjaśnić całą sytuację oraz prosić o zaniechanie takich działań, a w szczególności o niewiązanie moich spraw osobistych z ruchem KOD czy ze stowarzyszeniem. W związku z tym, że nie udało się nawiązać komunikacji, ustalić jakichkolwiek faktów ani doprowadzić do zamknięcia akcji oświadczam, że nie mam z tą akcją nic wspólnego, nie wspieram jej i nie jestem jej beneficjentem” - stwierdził Kijowski.

Według relacji naszych informatorów, Kijowski mija się z prawdą, ponieważ o zbiórce na gofund.me, której kwotę docelową wyznaczono na 55 tys. dolarów, miał się dowiedzieć z większym wyprzedzeniem oraz wyrażać wobec niej przychylnie. Dopiero m.in. fiasko akcji „Wspieraj KOD” oraz analogicznej inicjatywy na portalu pomagam.pl i brak wpłat sprawił, że postanowił się od pierwszej z nich odciąć. – Strona wisiała na portalu (gofund.me – przyp. red.) od 11 dni. W lokalnych strukturach KOD-u zastanawiano się, kto za nią stoi i kilka osób pytało Mateusza, jaki ma do podobnych zbiórek stosunek. On powiedział, że to nie jego akcja i nie zna tej osoby, ale może ktoś to robi z dobrej woli i nie można go od razu potępiać – wyjaśnił w rozmowie z Wirtualną Polską członek ruchu z regionu pomorskiego. Gdy próbowaliśmy się skontaktować w tej sprawie 17
lutego z Mateuszem Kijowskim, nie zgodził się on na bezpośrednią rozmowę. Biuro prasowe KOD odesłało natomiast pismo, w którym raz jeszcze potwierdzono, że lider ruchu nie ma z akcją crowdfundingową nic wspólnego. Nie odniesiono się jednak do zarzutu o pierwotnym poparciu zbiórki. Bez względu na fiasko inicjatyw w tym okresie coś w sprawie alimentów zaczęło się zmieniać. Jak ustalił „Superexpress”, od początku roku lider KOD miał przelać na konto alimentacyjne 7,5 tys. zł, a wyższe wpłaty pojawiły się szczególnie w lutym: „(…) kolejno 822 zł i - uwaga! - aż 5470 zł”. Wcześniej, z zasądzonych miesięcznie 2200 zł, Kijowski płacił sporadycznie zaledwie połowę tej kwoty. „Nie wiadomo skąd nagły przypływ gotówki” - konkludował tabloid.

Kijowski koresponduje z inicjatorem zbiórki „Wspieraj KOD” oraz firmuje inną oddolną inicjatywę? Mamy źródła

Nowe informacje w tej sprawie, do których dotarła Wirtualna Polska a które zostały przekazane przez zweryfikowanego informatora, wskazują na potencjalne źródło owego przypływu gotówki. Udało nam się dotrzeć do materiałów, które potwierdzają, że z prywatnego konta facebookowego Mateusza Kijowskiego prowadzono korespondencję z organizatorem pierwszej zbiórki na zaległości alimentacyjne, założonej na platformie gofund.me. Wynika z niej, że lider KOD-u, choć publicznie temu zaprzeczał, miał wyrażać poparcie dla sprawy, sugerował i firmował prowadzenie jej w mniej rzucający się w oczy sposób oraz przekazał kontakt do działacza z województwa kujawsko-pomorskiego, który zajmuję się organizacją poufnego przedsięwzięcia spłaty zadłużenia Kijowskiego „z zachowaniem daleko idącej dyskrecji i zgodnie z prawem”.

Już sam moment rozpoczęcia wewnętrznej korespondencji pomiędzy profilem „Wspieraj KOD” a prywatnym kontem facebookowym Mateusza Kijowskiego, który nastąpił 11 lutego o godzinie 17.34, sugeruje, że lider ruchu mijał się z prawdą, gdy twierdził 14 lutego, że o całej sprawie dowiedział się dwa dni wcześniej. W świetle posiadanych przez nas materiałów nie da się również obronić tezy o braku „nawiązania komunikacji” oraz „ustalenia jakichkolwiek faktów”, jak w swoim oświadczeniu zapewniał lider KOD-u. "Uprzejmie proszę o informację, kto te akcję organizuje i jak ona jest prowadzona. Będąc wdzięcznym za wsparcie i pomoc nie chciałbym jednak, żeby powstało wokół niej kolejne medialne zamieszanie. Z góry dziękuje za kontakt. Aha, faktem jest, że od kilkunastu dni na moje konto zajęte przez komornika zaczęły wpływać drobne darowizny od nieznanych mi osób"… - możemy przeczytać w informacji wysłanej z profilu Kijowskiego 11 lutego. Odpowiedź ze strony organizatora nadeszła 12 lutego o godzinie 8:33 i brzmiała
następująco: "Pomysł narodził mi się oglądając "Onet rano" z Pana udziałem. Zbiórka odbywa się wyłącznie na GoFoundMe, który wymógł użycie strony na FB w celu uwiarygodnienia i promocji. Odzew jest dość marny: kilka polubień strony, kilkaset udostępnień, jednak brak wpłat. Nie znam Pana rachunku bankowego, więc te darowizny nie są efektem mojej akcji. Pytających o nr rachunku odsyłam do oficjalnej strony Ruch KOD" - stwierdził organizator. Już po chwili, z konta Kijowskiego nadeszła kluczowa dla całej sprawy odpowiedź. "Sugeruję kontakt z Krzysztofem A. (dane do wiadomości redakcji) z Bydgoszczy. On próbuje organizować jakoś podobna akcję. Współpraca może pomóc" - następnie podany zostaje numer telefonu oraz adres e-mail Krzysztofa A.

Zbiórka na alimenty Kijowskiego "zła wizerunkowo"? Trzeba działać po cichu, z "zachowaniem daleko idącej dyskrecji"

W dalszej korespondencji, która kontynuowana jest 13 lutego o 21:59, czyli niedługo przed wydaniem oświadczenia, z konta Mateusza Kijowskiego padają następujące słowa: "Mam sygnały, że ta akcja bardzo źle wizerunkowo wygląda i że Zarząd KOD będzie się od niej oficjalnie odcinał. To na pewno nie pomoże. Trzeba coś zrobić. Albo zamknąć całą akcję albo ją znacząco rebrandować. Żeby nie wyglądała jak nielegalna zbiórka na KOD. To ważne" - brzmi prośba. Odpowiedź na ten apel nadchodzi dopiero 16 lutego o 7:03, więc już po dementi opublikowanym przez Mateusza Kijowskiego. "Zasmucił mnie Pana komunikat, a muszę powiedzieć, że wreszcie coś ruszyło. Post ma już blisko 19 000 wyświetleń, a strona na "GoFoundMe" ma ponad 300 udostępnień. Wygląda, że pomysł może wypalić, dlatego szkoda byłoby to teraz zamknąć. Mogę to rebrandować, tak jak Pan sugeruje, ale nie bardzo wiem jak. Jest też dużo nieprzychylnych komentarzy i wiadomości, ale to akurat było do przewidzenia" - czytamy w wiadomości wysłanej przez organizatora. Z
odpowiedzią po kilku godzinach śpieszy Mateusz Kijowski: "Po pierwsze nie może się to nazywać wspieraj KOD. Po drugie nie może być tam nazwy KOD ani logo KOD. Po trzecie rozważyłbym, czy zbierać pieniądze, czy propagować informację, jak ewentualnie można wspierać cel samodzielnie. Dlatego podałem kontakt, w wiadomości na fanpage, do osoby, która próbuje taką akcję rozkręcić, ale z zachowaniem daleko idącej dyskrecji i zgodnie z prawem. Proponuję kontakt z Panem Krzysztofem A. . To człowiek doświadczony i ma to dobrze przemyślane" - w poście wysłanym z konta Kijowskiego ponownie czytamy prośbę o kontakt z bydgoszczaninem organizującym podobną akcję . Ostatnim etapem komunikacji jest próba kontynuowania akcji z uwzględnieniem wyżej wymienionych uwag, na co 22 lutego przychodzi następująca odpowiedź z profilu Kijowskiego: "Jest to sprawa na tyle poważna i na tyle delikatna jednocześnie, że nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli podjąć jakiekolwiek decyzje bez osobistego spotkania" - po której pada propozycja
dojazdu do miejsca zamieszkania organizatora zbiórki. Następnie kontakt się urywa.

„Akcja darowizna". Działacze KOD, omijając prawo o zbiórkach publicznych, zbierają na spłatę zadłużenia komorniczego Kijowskiego?

Idąc tropem przekazanego przez prywatne konto Mateusza Kijowskiego kontaktu, w wyniku śledztwa dziennikarskiego, Wirtualna Polska potwierdziła tożsamość Krzysztofa A., który ma się zajmować logistyką i przeprowadzeniem zbiórki w postaci darowizny na zajęte przez komornika konto bankowe lidera Komitetu Obrony Demokracji. Uzyskane dokumenty oraz informacje ułożyły się w spójny obraz uwiarygadniający istnienie procederu wpłacania pieniędzy na ww. cel „z zachowaniem daleko idącej dyskrecji” - o czym mogliśmy przeczytać w cytowanej korespondencji. Ze źródeł, do których dotarła Wirtualna Polska, wynika również, że za wiedzą i zgodą Mateusza Kijowskiego prowadzona jest „akcja informacyjna”, która narodziła się „w gronie kilkunastu członków Grupy Lokalnej w Bydgoszczy”, gdzie rozważano „w jaki w sposób, zgodnie z prawem (głównie podatkowym) pozbawić Przewodniczącego KOD-u jego garbu komorniczego”. Sformułowanie „garb komorniczy” jest tutaj kluczowe, ponieważ jak informował organizator akcji Krzysztof A., jej istotą
było uniknięcie powiązania bezpośrednio z długiem alimentacyjnym, a jedynie komorniczym, który narósł w wyniku braku terminowej spłaty pierwszej należności. "Mieliśmy w gronie dwójkę prawników i wypracowaliśmy system, który w największym, możliwym stopniu chroni medialny wizerunek Mateusza. Wadą tego systemu jest powolna propagacja idei i techniki postępowania wśród potencjalnych chętnych. Zakładamy, że w Polsce jest wystarczająca liczba ludzi (niekoniecznie członków KOD-u) którzy by chętnie w takim projekcie wzięli udział. W naszej Grupie Lokalnej już ponad 5 % jej członków włączyło się kwotami 100 – 500 zł. Licząc tylko na taki udział tej grupy (KOD to około 10000 członków) daje to około 500 zaangażowanych w całej Polsce. Przyjmując średnią wpłatę w wysokości 200 zł można liczyć na 100 000 zł w pierwszym podejściu" - czytamy w korespondencji e-mailowej prowadzonej przez jednego z organizatorów zbiórki na portalu gofund.me z Krzysztofem A., do której dotarła Wirtualna Polska.

Jak pomóc w spłacie zadłużenia komorniczego? Trzy stopnie wtajemniczenia

Sposób wtajemniczania w przekazywanie darowizn miał się odbywać trzystopniowo. Najpierw potencjalnych chętnych wprowadzano w sam pomysł, następnie przedstawiano jego szczegóły i zabezpieczenia od strony formalno-prawnej, w trzecim etapie natomiast, przesyłano dokument z dokładną instrukcją oraz danymi wpłaty na „zajęte przez komornika konto Mateusza Kijowskiego”. Jak wielokrotnie podkreślał Krzysztof A.: „akcja darowizna nie jest zbiórką publiczną – jest tylko wybiórczym informowaniem ludzi nam znajomych, popierających Mateusza w kandydowaniu na przewodniczącego KOD-u, o sposobie całkowicie indywidualnego wsparcia w pozbyciu się komorniczego (a nie alimentacyjnego) garbu”. W dokładnej instrukcji przelewu możemy się natomiast dowiedzieć, że: „im mniejsza jednorazowa wpłata, tym większe ryzyko, że w znacznej części pokryje ona tylko koszt blokady konta. Wpłaty mogą być składkowe, ale muszą być firmowane tylko przez jedną osobę”. Z korespondencji oraz źródeł przesyłanych przez organizatora akcji
dowiadujemy się, że ma on świadomość działania na granicy prawa i wielokrotnie formując koncepcje „darowizny dla Mateusza”, zabezpiecza się on przed ewentualnymi następstwami przeprowadzania niezarejestrowanej zbiórki publicznej. "Wpłaty mogą pochodzić nawet od kilku osób, ale w tytule przelewu może występować tylko jedna osoba, jako darczyńca. W przeciwnym razie wpłata może zostać zakwalifikowana przez urząd skarbowy, jako zbiórka publiczna i może pociągać za sobą jakieś konsekwencje dla obu stron (w najlepszym razie medialne dla obdarowanego)" - informuje organizator Krzysztof A.. "Jesteśmy przekonani, że ludzi gotowych przyłączyć się do naszego projektu jest w Polsce wystarczająco dużo, żeby jednorazowe wpłaty od nich zlikwidowały całe zadłużenie komornicze. Jedynym problemem jest dotarcie do nich z odpowiednia informacją. (…) ta informacja nie może być rozpowszechniana publicznie, bo wymyka się z definicji umowy darowizny między dwoma stronami. Najlepszym sposobem na przyspieszenie akcji jest nadanie jej
charakteru jądrowej reakcji łańcuchowej, jak najwięcej rozgałęzień przepływu informacji i jak najmniej braku dalszego przekazania pałeczki. Szczególnie cenne jest przekazanie informacji poza swój najbliższy krąg, chodzi o szybkie rozpowszechnienie informacji w całej Polsce" - czytamy w korespondencji z Krzysztofem A., do której dotarła Wirtualna Polska.

Kijowski autoryzuje „akcję darowizna"? Organizator potwierdza

Krzysztof A. dopytywany o szczegóły finansowe oraz sumy wpłat, odparł: "Moja wiedza sięga tylko do osób poinformowanych i poinstruowanych przeze mnie, którzy powiedzieli mi ile wpłacili, lub zamierzają wpłacić. Nie mam kontaktu z drugim i następnymi rozgałęzieniami. Grupa 10 osób z mojego bezpośredniego otoczenia, wpłaciła łącznie blisko 3000 zł. Coś słyszałem o większej kwocie wpłaconej przez Mateusza na podany numer konta – myślę, że zaoszczędził z pieniędzy od rodziny i bliskich przyjaciół, które otrzymał na swoje utrzymanie. Pieniądze z darowizn wpływają na to samo konto, które jest zablokowane przez bank dla zajęć komorniczych. Gdyby wpływy na to konto pochodziły z poborów Mateusza, to zajęciu komorniczemu podlegała by tylko część tych kwot. Wpłaty od darczyńców nie przechodzą więc przez ręce Mateusza, on może tylko spłacać komornika równolegle ze swoimi darczyńcami" - dalej Krzysztof A. dodaje następujące szczegóły. "Bieżące wpłaty nie idą na bieżące alimenty dla dzieci, tylko dołączają “od końca” do
zadłużenia komorniczego. Stanowi to 2100 zł miesięcznie alimentów+ 40% kosztów komornika + 30 zł za każde zajęcie, jakie komornik płaci bankowi za blokadę konta, oczywiście poza swoimi kosztami, z pieniędzy Mateusza. Akcję uznamy za zakończoną gdy Mateusz będzie mógł płacić tylko bezpośrednio alimenty z pieniędzy, które będzie zarabiał wykonując swój zawód, lub otrzymując wynagrodzenie w Stowarzyszeniu (na zasadach takich, na jakich są wynagradzani np. parlamentarzyści) za pełnienie funkcji przewodniczącego Zarządu Regionu, czy może w przyszłości - Zarządu Krajowego" - podsumowuje członek KOD z Bydgoszczy.

Skonfrontowany z tymi doniesieniami Mateusz Kijowski twierdzi, że faktycznie nie udało mu się nawiązać kontaktu z organizatorem pierwszej internetowej zbiórki na alimenty, bo jako kontaktu nie uznaje wymiany informacji, która nie zakończyła się zawieszeniem inicjatywy, od której się odcina. Dopytany o to, czy korespondencja ta faktycznie była prowadzona z jego prywatnego konta, nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi, twierdząc jedynie, że „podjął próbę porozumienia się” z organizatorem zbiórki. Zapytany o to, czy przekazał informacje o równolegle prowadzonej inicjatywie związanej ze zbiórką przez działaczy z bydgoskiego KOD-u, odmówił udzielenia odpowiedzi, twierdząc, że "media nie powinny zajmować się jego prywatnymi rozmowami". Mateusz Kijowski poproszony o jednoznaczne odcięcie się od przedstawionej mu sytuacji prowadzenia zbiórek, rozłączył się ze słowami: - Kończę rozmowę, ponieważ temat jest idiotyczny. Jeśli pan chce biegać na pasku prowokatorów proszę bardzo - wcześniej zbywając wszelkie pytania
zmierzające do próby ustalenia, czy ktoś podszył się pod jego tożsamość.

Poniżej przedstawiamy dokumenty, które były rozsyłane osobom zainteresowanym wsparciem „akcji darowizna”. Dane osobowe zostały zamazane.

Marcin Makowski dla WP Wiadomości

alimentykodzbiórka
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (553)