Afera podsłuchowa wyszła od PiS? Jest odpowiedź Beaty Szydło
Politycy PO Joanna Mucha i Łukasz Abgarowicz pytają, czy inspiracja tzw. afery podsłuchowej pochodziła z PiS i czy brali w niej udział ludzie związani ze służbami specjalnymi. - Afera podsłuchowa to afera PO, jej tropy nie prowadzą do PiS - odpowiada Beata Szydło.
Konferencja Platformy miała związek z najnowszą publikacją "Newsweeka", który napisał o raporcie z którego wynika, że "większość tropów" w aferze taśmowej prowadzi do "ludzi związanych z PiS". B. wicepremier i b. szef LPR, mec. Roman Giertych (startuje do Senatu z jednego z okręgów podwarszawskich jako kandydat niezależny) napisał w poniedziałek na portalach społecznościowych, że raport opracowali prawnicy z jego kancelarii.
Rzeczniczka sztabu PO Joanna Mucha wyraziła na konferencji prasowej pogląd, że "największą polityczną odpowiedzialność za aferę podsłuchową ponieśli politycy Platformy". - Nie sprawują tych funkcji, które sprawowali, nie startują w najbliższych wyborach parlamentarnych. To są osoby, które mają w całej tej sprawie status osób pokrzywdzonych, które zostały nielegalnie nagrane - mówiła Mucha.
Mimo tego - stwierdziła - "prokuratura poszukuje możliwości postawienia ich w stan oskarżenia". - Żadna z tych możliwości nie została zrealizowana, bo nie było też takich powodów, natomiast prokuratura prowadzi też takie działania, które mają na celu stwierdzenie, że jedynymi sprawcami całej tej afery był pan Falenta i kelnerzy, którzy z nim współpracowali - powiedziała posłanka PO.
Według niej, prokuratura nie widzi też w tzw. aferze podsłuchowej "działania zorganizowanej grupy przestępczej", ani "kontekstu politycznego, który coraz bardziej wyraźnie rysuje się w ostatnich tygodniach, miesiącach kiedy to otrzymujemy kolejne informacje o tym, że politycy PiS byli zaangażowani w tę aferę lub mieli o niej wiedzę".
Senator PO Łukasz Abgarowicz ocenił, że organizacja podsłuchów na taką skalę wymagała "dużej i dobrej organizacji nie tylko trzech osób". - Podsłuchano ogromną liczbę osób; trzeba było przeselekcjonować materiały, przygotować je do publikacji, przeprowadzić akcję odkrywania, właściwie ataku na rząd - mówił Abgarowicz. Przekonywał przy tym, że oskarżony w aferze podsłuchowej biznesmen Marek Falenta nic biznesowo na niej nie zarobił.
Polityk PO pytał, czy inspiracja "tego pełzającego zamachu stanu, destabilizująca państwo w trudnych, również międzynarodowych momentach wyszła z PiS, czy też nie". - Pytamy o to pana (prezesa PiS) Jarosława Kaczyńskiego, pana (b. szefa CBA) Mariusza Kamińskiego, pana (b. funkcjonariusza CBA) Martina Bożka, związanego z panem Kamińskim, pana (wiceprezesa PiS) Antoniego Macierewicza: czy ludzie zatrudnieni w służbach pełnili rolę podwójnych agentów, którzy zamiast pilnować bezpieczeństwa Polski uczestniczyli w takim zamachu stanu, czy nie - pytał senator PO.
Wyraził nadzieję, że kwestia ewentualnego udziału w aferze podsłuchowej polityków PiS i ludzi związanych ze służbami specjalnymi zostanie kiedyś wyjaśniona, jak nie teraz, to w przyszłości.
Abgarowicz przyznał, że politycy PO, którzy zostali nagrani w tzw. aferze podsłuchowej "mówili głupstwa", ale zrobili "wiele dobrego dla Polski". Jego zdaniem, afera podsłuchowa bardzo przypomina tzw. aferę gruntową z czasów rządów PiS. - Ona też była swoistym zamachem stanu, ponieważ prowokowano konstytucyjnego ministra, wicepremiera (Andrzeja Leppera), próbowano ubrać w aferę, której nie było. Jeżeli przyjrzymy się tym wszystkim mechanizmom i powtarzającym się nazwiskom to takie pytania musimy postawić - stwierdził senator Platformy.
Szydło: "Newsweek" się myli
Wiceszefowa PiS i kandydatka tej partii na premiera Beata Szydło pytana w poniedziałek o publikację "Newsweeka", odparła, że tygodnik się myli. - "Newsweek nie ma racji. Tropy tej afery nie prowadzą do PiS, absolutnie. Dzisiaj afera podsłuchowa, taśmowa, to są afery PO. Niech się Platforma z tego wytłumaczy, a media, "Newsweek", dobrze by było, żeby nie brał udziału w kampanii wyborczej po jednej stronie, tylko rzeczywiście pełnił tę rolę, która do niego należy - powiedziała Szydło.
Tygodnik "Newsweek" napisał w poniedziałek, że do prokuratora generalnego i szefa ABW trafił w ubiegłym tygodniu poufny raport na temat śledztwa w sprawie afery podsłuchowej. Tego dnia Giertych poinformował, że "Znamy treść tego dokumentu, który zawiera analizę zeznań świadków. Wynika z niej, że większość tropów prowadzi do ludzi związanych z PiS-em, ale prokuratura nie zajmuje się tym w śledztwie" - pisze tygodnik. Według Newsweeka, prokuratura nie bada ewentualnego politycznego motywu przestępstwa; nie sprawdza, czy Marek Falenta i kelnerzy mogli nagrywać ludzi PO na polityczne zlecenie, choć jeden z kelnerów zeznaje, że po ujawnieniu pierwszych taśm usłyszał od drugiego: "Łukasz mi mówił, że celem tej akcji jest obalenie rządu i że musimy to przeczekać".
Z publikacji tygodnika wynika, że "raport stawia hipotezę o współudziale 'osób ze środowiska partii opozycyjnych' i/lub 'osób ze środowiska służb, zwłaszcza ABW i CBA'". W poniedziałek Giertych napisał na portalu społecznościowym, że "Newsweek" opublikował obszerne fragmenty z raportu zespołu adwokatów jego kancelarii "skierowanego do Prokuratora Generalnego, który stanowi część uzasadnienia wniosku o odebranie sprawy śledztwa podsłuchowego dotychczasowym prokuratorom".
Renata Mazur, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga podała, że iż "poufny raport", o którym mowa w artykule, to w rzeczywistości pismo pełnomocnika pokrzywdzonych w sprawie podsłuchowej. Dodała, że pismo zatytułowane "Raport stanowiący analizę zeznań świadków postępowania karnego prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga w Warszawie, sygn. V Ds. 74/14 wraz z końcowymi wnioskami skierowany do reprezentowanych przeze mnie pokrzywdzonych oraz do Prokuratora Generalnego, szefa ABW" - zawiera "subiektywną ocenę części materiału dowodowego zgromadzonego w śledztwie".
Mazur dodała, że w artykule zawarto "nieprawdziwe informacje dotyczące braku rozpoznania złożonych przez strony wniosków dowodowych".
Maciej Kujawski z Prokuratury Generalnej, poinformował , że do PG wpłynął wniosek Giertycha o wyłączenie od prowadzenia śledztwa ws. tzw. afery podsłuchowej Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. - Do tego wniosku, został dołączony jawny dokument, zwany raportem, który jak rozumiem z intencji wnioskującego, ma uzasadniać ten wniosek - powiedział Kujawski, dodając, że dokument jest analizą dowodów i materiałów dowodowych, które zostały zgromadzone przez praską prokuraturę.
- Wniosek ten nie został jeszcze rozpoznany, bo został przesłanym 7 października br. Decyzja, której prokuraturze zostanie przekazany do rozpoznania zapadnie w ciągu kilku najbliższych dni - powiedział.
We wrześniu Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga sformułowała akt oskarżenia ws. tzw afery podsłuchowej, który objął cztery osoby: biznesmena Marka Falentę, jego współpracownika Krzysztofa Rybkę oraz kelnerów z dwóch warszawskich restauracji: "Sowa i Przyjaciele oraz Amber Room - Łukasza N. i Konrada L. Według prokuratury, motywy ich działania były biznesowo-finansowe.
Śledztwo ws. afery podsłuchowej trwało 15 miesięcy i dotyczyło podsłuchiwania od lipca 2013 r. w kilkudziesięciu osób z kręgu polityki, biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych. Falenta, według śledczych, miał zlecić wykonanie nagrań dwóm pracownikom restauracji - Łukaszowi N. i Konradowi L. Za takie przestępstwo grozi im i współpracującemu z nimi Rybce do dwóch lat więzienia. Falenta nie przyznaje się do zarzutów.
W tzw. aferze podsłuchowej nagrani zostali m.in. ważni politycy Platformy: b. szef MSZ i b. marszałek Sejmu Radosław Sikorski, b. wicepremier i minister finansów Jacek Rostowski, b. minister transportu Sławomir Nowak, b. minister sportu i b. sekretarz generalny PO Andrzej Biernat, b. minister zdrowia Bartosz Arłukowicz i b. minister skarbu Włodzimierz Karpiński, b. wicepremier i minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska, b. szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz.
Zobacz również:
Kopacz o "restauracji" Ewa&Przyjaciele