PolskaZyzak ujawnia jak powstawała książka o Wałęsie

Zyzak ujawnia jak powstawała książka o Wałęsie

Burza medialna, która rozpętała się wokół mojej książki "Lech Wałęsa - idea i historia", mogła przekonać Polaków do przyjęcia pięciu następujących poglądów: po pierwsze - Paweł Zyzak dążył do skandalu i opierając się na bulwersujących faktach budował biografię polityczną Lecha Wałęsy, po drugie - opisał wyłącznie młodzieńcze lata Lecha Wałęsy, po trzecie - stworzył książkę opartą tylko na relacjach świadków, po czwarte - korzystał wyłącznie z relacji anonimowych, wreszcie po piąte - relacji nie weryfikował i pochopnie czerpał z nich pełnymi garściami - pisze Paweł Zyzak w "Gazecie Polskiej".

Zyzak ujawnia jak powstawała książka o Wałęsie
Źródło zdjęć: © PAP | Jacek Bednarczyk

07.04.2009 | aktual.: 07.04.2009 11:57

Każda z powyższych tez, niezwykle żywotna w świecie stworzonym przez media, natychmiast rozpada się w zetknięciu z rzeczywistością.

Swojej pracy magisterskiej, która stała się podstawą tak głośnej dziś książki, bynajmniej nie rozpoczynałem opisem historii lat młodzieńczych Lecha Wałęsy czy też jego pobytu w Stoczni Gdańskiej. Najpierw zainteresowała mnie działalność Wałęsy w Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża. Był to okres tak samo nieprzebadany jak dwa poprzednie. Sądzę, że z dwóch powodów. Ze względu na anemiczną rolę Lecha Wałęsy w WZZ, zupełnie nieprzystającą do mitu człowieka stworzonego do przewodzenia ruchowi antytotalitarnemu, oraz z powodu wyklarowania się w połowie lat 80. obozów ideowo-politycznych, umocowanych dużymi pokładami emocji. Łatwo zgadnąć, że Annie Walentynowicz, Joannie i Andrzejowi Gwiazdom trudno wybaczyć woltę ich dawnych partnerów ideowych: Jacka Kuronia i Adama Michnika na stronę Lecha Wałęsy, Tadeusza Mazowieckiego i Bronisława Geremka, a tym z kolei z tej wolty się tłumaczyć.

Konsekwencją nieznajomości zarówno życiorysu Lecha Wałęsy, jak i ważnych okresów historycznych są przeinaczenia bohaterów tamtych lat, rozpowszechniane do dzisiaj. Sam Wałęsa na kartach wydanej w ubiegłym roku autobiografii stwierdził: "o istnieniu WZZ dowiedziałem się od Bogdana Borusewicza z 'Robotnika Wybrzeża'. W połowie 1977 roku dotarłem do niego i rozpocząłem pracę w środowisku gdańskiego Komitetu Obrony Robotników", choć świadkowie zgodnie twierdzą, że z WZZ-ami Wałęsa miał do czynienia dopiero od czerwca 1978 roku, natomiast "Robotnik Wybrzeża" ukazywał się od sierpnia tego roku.

Przyznam, że lekceważące w stosunku do elektryka relacje byłych działaczy WZZ, zestawione na przykład ze wspomnieniami Jacka Kuronia, który Wałęsę z tego okresu porównywał do Falstafa, szekspirowskiego rycerza - tchórza i konfabulanta - lub Zagłoby, skierowały mnie w rodzinne strony Wałęsy. Tym bardziej że stając naprzeciw wspomnień Lecha Wałęsy, zawartych w "Drodze nadziei", byłem bezradny. Historia pisana "według Wałęsy" nie pozostawiała mi złudzeń, że klucz do poznania mentalności bohatera musi leżeć na ziemi dobrzyńskiej. Relacje świadków dobrzyńskich, z których tylko część zdecydowała się ukryć swoje personalia, miały się doskonale sprawdzić w roli swoistego katharsis dla wspomnień Lecha Wałęsy:

"Urodziłem się w 1943 roku, więc nic z tamtych lat nie pamiętam, ale od najbliższych wiem, że w naszym domu był niemały ruch. Z tych wspomnień wynika, że nasza rodzina była zaangażowana w jakiś sposób w pomoc 'lasowi', czyli miejscowym partyzantom, z jakiej organizacji - tego nie wiem, ale musiało być coś na rzeczy" - czytamy na przykład w "Drodze do prawdy", wydanej w 2008 roku.

Choć w latach 80. Wałęsa wielokrotnie powtarzał, że nie przeczytał żadnej książki, a literaturę uznawał za domenę "teoretyków" - sam uważał się za "praktyka", w tej samej autobiografii znalazła się następująca anegdota: "Jednym z ostatnich akordów tego beztroskiego życia był bal szkolny na zakończenie nauki w 1961 roku. Nie jestem pewien, czy to podczas tego balu, czy innego, wywinąłem niezły numer koleżance. Tak się zaczytałem, chyba gdzieś w kotłowni z dobrą książką, że przeleciało te parę godzin do rana. I za bardzo dziewczyna się nie wytańczyła, a wieczór i noc spędziła na szukaniu mnie. Bezskutecznie"; a kilka stron dalej usprawiedliwienia żony Lecha Wałęsy, Danuty: "Czytałam w tym czasie [koniec lat 60.] dużo książek i on też. To nieprawda, jak to później powiedziała w latach 80. pani Fallaci, że nigdy nie czytał. Czytał dużo książek i nawet pożyczył ode mnie jakąś [...]", zapewne niezdającej sobie sprawy z tego, że było zupełnie odwrotnie - to jej mąż wyraźnie zaskoczył włoską dziennikarkę swą
"książkofobią". Oto dwa przykłady historii "według Wałęsy", by nie pozostać gołosłownym. Szczątkowe ustalenia dziennikarzy: Rogera Boysa - pierwszego biografa Wałęsy, Jerzego Surdykowskiego i Ewy Berberyusz, niemal wszystkie zebrane od anonimowych świadków, rozjaśniały co nieco przyczyny, dla których późniejszy lider "Solidarności" zupełnie odciął się od rodzinnych stron, a tamtejsi mieszkańcy zachowali dla niego niewiele sympatii. Lecz dopiero zetknięcie się ze społecznościami Popowa, Trzcianki, Łochocina, Lubina i Leni Wielkich uświadomiło mi, że staję jako historyk przed nie lada wyzwaniem: albo przybliżona prawda, albo historia "według Wałęsy", albo kompromis na wzór ustaleń Rogera Boysa. Tylko jak opowiedzieć pobyt Lecha Wałęsy w Łochocinie bez uwzględnienia zdarzeń, których echa słychać było w oddalonym o kilkanaście kilometrów Popowie? Biegu wypadków, który najprawdopodobniej wpłynął na decyzję przyszłego prezydenta o opuszczeniu rodzinnych stron.

Można zapytać, co skłania autochtonów Łochocina do mówienia o tak drażliwym fragmencie życiorysu pierwszego przywódcy "Solidarności", i to pomimo sygnałów wysyłanych przez funkcjonariuszy UOP w okresie prezydentury Wałęsy, że niekoniecznie warto? Myślę, że znowuż dwa powody. Po pierwsze, żywią oni autentyczną niechęć do Wałęsy, któremu zarzucają przynajmniej częściową odpowiedzialność za śmierć czteroletniego chłopca. Twierdzą, że Grzegorzowi po prostu brakowało ojca. Po drugie, żaden polski badacz ani dziennikarz od czasów pierwszej pamiętnej kampanii prezydenckiej nie zainteresował się korzeniami przecież najsłynniejszego z wciąż żyjących Polaków. Trudno wyobrazić sobie, by Anglicy nie wiedzieli, gdzie urodził się Winston Churchill, Francuzi - gdzie Charles de Gaulle, Czesi - gdzie Tomasz Masaryk. Na łamach książki autobiograficznej (sic!) Lecha Wałęsy polski dziennikarz Tomasz Lis nazywa Wałęsę "prostym chłopakiem spod Bydgoszczy", chociaż współtwórca "Solidarności" wywodzi się z okolic Włocławka, czyli
miasta oddalonego około 100 kilometrów od Bydgoszczy...

Na dowód tego, że w ciągu ostatnich 20 lat można było zainteresować się młodością Lecha Wałęsy, że było to wykonalne, doskonale nadaje się mój własny przypadek. Dzień po "odkryciu" przez media kilku kontrowersyjnych wątków w książce "Lech Wałęsa - idea i historia", na klatce schodowej bloku, w którym mieszkają moi rodzice, pojawiła się ekipa "Wydarzeń" Polsatu, bielska "Gazeta Wyborcza" podsumowała moją młodzieńczą działalność w Bielsku-Białej, krakowska "GW" zdążyła przeprowadzić "wywiad środowiskowy" wśród moich kolegów-studentów, natomiast kilka dni później dziennikarz śledczy "Dziennika" opublikował na łamach tejże gazety mój przybliżony życiorys, nie pomijając "wątków kontrowersyjnych".

Najwięcej białych plam wciąż zawiera "stoczniowy" okres życia Lecha Wałęsy: jego zaangażowanie w działalność ZMS, w bunt Grudnia '70, we współpracę z policją polityczną. Tak jak wspomniane już przeze mnie rozdziały życia Wałęsy, i ten zmuszeni jesteśmy odkrywać jakby wbrew woli samego zainteresowanego, który w swoich publikacjach serwuje czytelnikom podobne wyjaśnienia: "Kilka razy odpowiedziałem, ich zdaniem, zbyt bezczelnie. I prawie dostałem za swoje. Zamierzył się jeden na mnie, ale w końcu nie uderzył. No, może jakoś lekko, bo nie zapamiętałem" - opisując zapewne swój werbunek przez dwóch esbeków po aresztowaniu 19 grudnia 1970 roku. Poznając spięcia wewnątrz pierwszej "Solidarności" dowiadujemy się na przykład o bardzo gorącym konflikcie między środowiskiem KOR a Lechem Wałęsą, wspieranym przez środowisko doradców. W celu zwalczania wpływów KOR Wałęsa posługiwał się stronnictwem "prawdziwych Polaków", oskarżanych przez oponentów o antysemityzm i nacjonalizm. Byli to głównie robotnicy kilku największych
przedsiębiorstw, zgrupowani w Komisjach Zakładowych NSZZ "Solidarność". I nawet w tak wydawałoby się oczywistych sprawach napotykamy przeszkody.

Zniekształcaniu problemu sprzyjał tak ważny świadek historii jak Bronisław Geremek, wypowiadając się: "Dokonywała się erozja jedności 'Solidarności'. Radykalizacja, różne grupy. Na zjeździe pojawiła się między innymi grupa 'prawdziwych Polaków', o charakterze, powiedziałbym, fundamentalistycznym, ale taki jest urok i słabość demokracji - pojawiają się różne nurty. Wałęsa apelował, by nikt nie dzielił 'Solidarności'. A próbowano to robić na różne sposoby". Zgłębiając internowanie Lecha Wałęsy oraz kolejne lata po wyjściu z internowania, natknąłem się na niezliczoną liczbę interesujących wątków. Mam nadzieję, że zaciekawią one komentatorów i czytelników równie mocno jak rozdział pierwszy biografii. Szczególnie atrakcyjnie jawią się negocjacje władza-Kościół-Wałęsa, prowadzone między grudniem 1981 roku a listopadem 1982 roku, w których strona kościelna przez długi czas odgrywała rolę pośrednika. Z późniejszych lat warta podkreślenia jest subtelna walka o wpływy w opozycji, poważnie różnicująca obozy Lecha
Wałęsy i konspiracyjnej Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej.

Nie mam wątpliwości, że Lech Wałęsa jest dla historyka wciąż niewyczerpaną kopalnią wiedzy. Można i, jak uważam, należy pokusić się o drążenie napoczętych przeze mnie tematów. Zupełnie niedawno dowiedziałem się od mieszkańców Węgrowa (według "Drogi nadziei" Wałęsa wypoczywając nad pobliskimi jeziorami miał rozrzucać ulotki WZZ), że w okolicy nie ma jezior. Kontynuując analizę wypowiedzi Jerzego Kozłowskiego, dowiadujemy się, że 14 sierpnia 1980 roku około godziny 10, przed przybyciem na wiec robotniczy, Lech Wałęsa, będąc już na terenie zakładu, udał się w kierunku budynku dyrekcji stoczni. Z kolei Jerzy Stachowiak, esbek współprowadzący TW "Bolka", precyzyjnie wyjaśnia, jaką informację otrzymał z Biura "C" - głównego archiwum SB, gdy rejestrował nowego pozyskanego (ze względu na brak potwierdzenia nie zdecydowałem się zamieścić w książce tej kuszącej dla badacza relacji). Można także opisać inne, może ważniejsze od obranych przeze mnie, wątki. Najważniejsze, by kontrowersje nagromadzone wokół sylwetki Lecha
Wałęsy stały się zaczynem, a nie zwieńczeniem kolejnych biografii o pierwszym przywódcy "Solidarności".

Paweł Zyzak

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)