Żydzi Żydom
Cała armia Izraela pilnuje wysiedlenia żydowskich osadników z Gazy. W osiedlach zostali już tylko uzbrojeni ekstremiści gotowi umierać za Ziemię Obiecaną. I zabijać innych Żydów.
Akcję zaplanowano w najdrobniejszych szczegółach. Armia izraelska zakupiła 57 tysięcy skrzyń na dobytek osadników, w hotelach zarezerwowano dla nich ponad tysiąc pokoi, część trafia do tymczasowych mieszkań i przyczep kempingowych. Jedną czwartą byłych osadników pomieści osiedle budowane w pośpiechu w rezerwacie przyrody między Aszkelonem a Aszhodem.
Osadnicy z Gazy, którzy opuścili ją do minionej środy, dostaną szczodre odszkodowania: na osiem tysięcy osób przypadnie łącznie 930 milionów dolarów. Hojność władz ma swoją przyczynę: osadnicy zostawiają wygodne domy, a przekazanie Gazy Palestyńczykom budzi w Izraelu ogromne kontrowersje. I to nie tylko wśród tych, których bezpośrednio dotyczy.
Naziści w Izraelu
W świetle prawa międzynarodowego 40-kilometrowy pas zakurzonego wybrzeża jest ziemią niczyją. Zajęta przez Izrael w roku 1967, Gaza od 12 lat jest pod częściowym zarządem Autonomii Palestyńskiej. Częściowym, bo 21 żydowskich osiedli i drogi pozostawały wciąż we władaniu Izraela. W lutym tego roku rząd Ariela Szarona przegłosował ewakuację wszystkich osadników i przekazanie pełni władz Palestyńczykom. Ale to, co dla Szarona jest częścią polityki jednostronnego odcinania się od Palestyny i jej problemów (disengagement), dla części Żydów jest bezprawnym oddawaniem Arabom Ziemi Obiecanej i łamaniem woli Boga.
- Szaron zdradził sprawę, w której nas tu przysłano - mówił na krótko przed rozpoczęciem ewakuacji Dan Amiel, 20-letni student szkoły religijnej w Kfar Darom, jednym z ewakuowanych osiedli. - Nie rozumiem tego. Bóg powiedział nam, byśmy wrócili do Izraela i zbudowali go na nowo, i to powinniśmy robić.
17 sierpnia Amiel i jemu podobni stanęli przed dramatycznym wyborem: mogą porzucić swoją misję lub walczyć o ziemię do samego końca. Większość osadników zaakceptowała odszkodowania i spokojnie opuściła Gazę. Ale rodziny z kilku najbardziej radykalnych wspólnot odmówiły przyjęcia pieniędzy i nie mają żadnego interesu w tym, by ewakuacja przebiegła sprawnie. Od środy są traktowane jak wrogowie państwa. Osadnicy ze wspólnoty Elei Sinai zamierzają powitać armię w hitlerowskich mundurach, bo - jak powiedział izraelskiemu radiu organizator protestu Itzik Gabai - nie widzą żadnej różnicy między porzucaniem Gazy a Holocaustem. W innych osiedlach osadnicy wypisali sobie na rękach numery dowodów osobistych, naśladując sposób, w jaki naziści naznaczali Żydów w obozach koncentracyjnych. Z kolei mieszkańcy Sa-Nur, jednego z czterech małych osiedli na Zachodnim Brzegu, które ma być ewakuowane równocześnie z Gazą, grożą zbiorowym samobójstwem. Tak jak Żydzi z Masady, którzy dwa tysiące lat temu nie chcieli poddać się
rzymskiej armii.
Ale najbardziej niepokojący i prawdopodobny jest inny scenariusz - zbrojny opór osadników. Większość z tych, którzy pozostali w osiedlach, to uzbrojeni religijni fanatycy, głównie żydowscy ekstremiści z Zachodniego Brzegu, którzy przeniknęli do Gazy w ostatnich kilku tygodniach. Ich liczba jest trudna do oszacowania, bo wjeżdżali w bagażnikach samochodów, legitymując się fałszywymi dokumentami lub korzystając po prostu z przychylności żołnierzy na punktach kontrolnych. Wojsko twierdzi, że jest ich nie więcej niż dwa tysiące, ale przywódcy osadników mówią o ponad czterech tysiącach. Wyższą liczbę potwierdzili częściowo izraelscy dziennikarze, którzy donosili o dużych skupiskach namiotów, które wyrosły w lipcu i sierpniu wokół kilku żydowskich osiedli.
W ostatnich tygodniach ekstremiści kilkakrotnie zapowiadali, że ewakuacja doprowadzi do rozlewu krwi. Ostrzegali, że w obronie ziemi są gotowi sięgnąć po "morderczą broń", próbowali nawet wywołać zamieszki.
10 dni temu 19-letni żołnierz izraelski Eden Natan Zada otworzył ogień do autobusu w północnym Izraelu, zginęło czterech obywateli arabskich. Zada miał nadzieję, że wywoła to zamieszki wśród ludności arabskiej, co odciągnęłoby armię izraelską od blokady Gazy i pozwoliło przedostać się do środka większej liczbie protestujących. Zamieszki jednak nie wybuchły, a sam Zada tuż po ataku został zlinczowany przez tłum.
Rabin namawia do dezercji
Izrael zmobilizował około 40 tysięcy żołnierzy i policjantów, czyli niemal wszystkie siły, jakimi dysponuje. W samej Gazie żołnierze będą wchodzić do kolejnych osiedli i siłą eksmitować stamtąd każdego, kto nie zgodzi się opuścić ich dobrowolnie. Nieco wcześniej armia wjedzie do obozów palestyńskich uchodźców, by uniemożliwić ostrzał Gazy z moździerzy, który mógłby sparaliżować ewakuację.
Prócz tego wojsko zaplanowało aż sześć kordonów ochronnych wokół Gazy. Zewnętrzny, sięgający pustyni Negew i biegnący wzdłuż muru granicznego, ma powstrzymać fale fanatycznych demonstrantów, którzy będą próbowali siłą wedrzeć się z zewnątrz, gdy zacznie się rozbiórka żydowskich osiedli. Te protesty mogą okazać się jeszcze większym i bardziej nieprzewidywalnym zagrożeniem niż uzbrojeni osadnicy wewnątrz Gazy. Wojsko zrobi wszystko, by sytuacja nie wymknęła się spod kontroli, a ewentualne starcia nie rozlały się na resztę kraju.
Jak dotąd żydowscy ekstremiści powstrzymywali się od aktów przemocy przeciw innym Żydom. Najgorsze, z czym spotykali się żołnierze i policjanci usuwający protestujących osadników, były popychanie i ciosy pięściami. Teraz napięcie jest o wiele większe, a w Gazie prawie każdy osadnik ma broń, w tym karabiny maszynowe. Aby załagodzić sytuację, rząd nakazał oficerom prowadzącym eksmisje, by wchodzili do domów nieuzbrojeni. To jednak oznacza, że jeśli protest przybierze gwałtowną formę, będą praktycznie bezbronni i mogą zostać wzięci na zakładników.
Wraz z rozbiórką pierwszych domów świat przekona się, czy naprawdę są gotowi walczyć na śmierć i życie. Śmierć swoją lub izraelskich żołnierzy, którzy przyjdą ich siłą wysiedlić.
Burzenie szklarni i synagog
Ewakuacja Gazy budzi kontrowersje również w szeregach armii. W wojsku służy wielu religijnych Żydów, a kilku szanowanych duchownych - w tym rabin batalionu operacyjnego w północnej Gazie - wezwało żołnierzy do odmowy wykonania rozkazów. Wojskowym może być trudno zignorować religijne zalecenia.
Pierwsze dezercje miały już miejsce podczas rozbijania obozów wojskowych przy granicy, odnotowano również przypadki opuszczenia posterunków z bronią. Szef sztabu Dan Halutz ostrzegał, że operacja w Gazie może doprowadzić do powstania "milicji" w łonie armii, która zwróci się przeciwko innym żołnierzom. - Jeśli na zjawisko odmowy wykonywania rozkazów nie zareagujemy dostatecznie szybko, może mieć to fatalne konsekwencje - mówił Halutz.
Nawet jeśli ekstremiści nie będą stawiać silnego oporu, napięcie wokół Gazy szybko nie minie. Armia przez dwa najbliższe miesiące będzie burzyć 2800 domów i 26 synagog, zniszczone zostaną również szklarnie i wielka mleczarnia, a 40 opuszczonych budynków rządowych zostanie przekazanych Palestyńczykom. Izrael zapłaci Bankowi Światowemu około 30 milionów dolarów, za które ten wynajmie firmy odpowiedzialne za posprzątanie gruzów i ich zakopanie, prawdopodobnie na pustyni Synaj. Wreszcie po zakończeniu prac mur wokół Gazy zostanie wzmocniony, a na granicy powstaną dodatkowe posterunki, by utrudnić Palestyńczykom nielegalne przechodzenie na terytorium Izraela.
Dla Ariela Szarona, mistrza politycznych rozgrywek, opuszczenie Gazy może jeszcze okazać się wielkim zwycięstwem. Premier ryzykuje rozłam w społeczeństwie i konflikt wewnętrzny, ale z drugiej strony starcia między żołnierzami i osadnikami pokazane w mediach na całym świecie byłyby jak najbardziej w jego interesie. Zyskałby mocny argument przeciw międzynarodowym żądaniom likwidacji znacznie większych i liczniejszych osiedli żydowskich na Zachodnim Brzegu. A bez tego nie powstanie palestyńskie państwo.
Jonathan Cook, Jerozolima