HistoriaŻydowscy komandosi z II RP

Żydowscy komandosi z II RP

Polskie służby specjalne szkoliły prawicowych żydowskich bojowników. Dokonali oni w Palestynie wielu spektakularnych akcji, a ich wzorem był Józef Piłsudski. - Był natchnieniem i największym idolem syjonistów-rewizjonistów - oceniał żydowski historyk prof. Colin Schindler.

Żydowscy komandosi z II RP
Źródło zdjęć: © Domena Publiczna

Wiosna 1939 r., Andrychów, w pobliżu Wadowic. Na tajnym poligonie Wojska Polskiego trwa intensywne szkolenie. Słychać eksplozje i serie z broni maszynowej. Polscy oficerowie ćwiczą kilkudziesięciu młodych ludzi w nieregulaminowych mundurach bez dystynkcji. Rekruci czołgają się w błocie, przecinają nożycami druty kolczaste, strzelają do celu. Miotają granaty i uczą się walki wręcz. Potem są wykłady - kurs konstruowania materiałów wybuchowych i łączności. Dywersja, sabotaż, taktyka partyzantki miejskiej i konspiracja.

Młodzi mężczyźni, którzy rozpoczęli szkolenie jako wojskowi laicy, kończą je jako niezwykle groźni komandosi. Maszyny do zabijania. Cały projekt objęty jest ścisłą tajemnicą. W Warszawie wie o nim tylko kilku wysokich rangą urzędników Ministerstwa Spraw Zagranicznych i marszałek Edward Śmigły-Rydz. Gdyby sprawa wyszła na jaw, wybuchłby wielki, międzynarodowy skandal. Szkoleni mężczyźni są bowiem członkami żydowskiej prawicowej organizacji zbrojnej Irgun Cwai Leumi.

Po zakończeniu szkolenia w Polsce zostaną tajnymi kanałami przerzuceni do kontrolowanej przez Brytyjczyków Palestyny. Tam wykorzystają swoje umiejętności przeciwko Anglikom. Będą wysadzać mosty i posterunki żandarmerii, podkładać bomby w lokalach odwiedzanych przez brytyjskich żołnierzy i budynkach administracji publicznej. Ostrzeliwać konwoje ciężarówek i wysadzać w powietrze pociągi. A wreszcie fizycznie eliminować brytyjskich urzędników, policjantów, szpiclów i żołnierzy.

Wiele z tych akcji miało drastyczny przebieg i Brytyjczycy ostro zwalczali Irgun, który uznawali za "organizację terrorystyczną". Wyszkoleni przez Polaków bojownicy na ogół potrafili jednak wymknąć się tropiącym ich flegmatycznym śledczym. I przeprowadzali kolejne ataki.

Najsłynniejszą akcją syjonistów-rewizjonistów było bez wątpienia wysadzenie w powietrze jerozolimskiego hotelu King David. W wyniku tej akcji życie straciło blisko 100 osób. Osobnym rozdziałem była wojna, jaką żydowscy prawicowcy toczyli z Arabami. W jej ramach trup ścielił się jeszcze gęściej niż w przypadku walki z "brytyjskim okupantem".

- Żołnierze Irgunu obecnie już nie żyją - mówił mi izraelski historyk dr Laurence Weinbaum. - Ćwierć wieku temu rozmawiałem jednak z wieloma z nich. Zgodnie mówili, że szkolenia w Polsce dały im niezwykle dużo. Z ludzi, którzy nie mieli profesjonalnego wykształcenia wojskowego, stworzyły konspiratorów i żołnierzy, którzy mogli stawić czoło Brytyjczykom - dodawał.

Członkowie Irgunu byli najbardziej radykalnymi i nieprzejednanymi z żydowskich nacjonalistów. Nazywali się syjonistami-rewizjonistami, a na ich czele stał charyzmatyczny przywódca Włodzimierz Żabotyński, rosyjski Żyd urodzony w Odessie. W przeciwieństwie do lewicowej Hagany "chłopcy Żabotyńskiego" opowiadali się za otwartą walką zbrojną z Brytyjczykami o stworzenie państwa żydowskiego.

Szukali również przeciwko Brytyjczykom sojuszników. Co dziś może wydawać się zdumiewające, nawiązali kontakty z faszystowskimi Włochami, a nawet III Rzeszą. Te ostatnie szybko jednak zostały zerwane, bo Hitler rozpoczął radykalne prześladowania Żydów. Bez wątpienia najlepiej układały się relacje syjonistów-rewizjonistów z Polską.

Śladem Marszałka

Pomoc rządu II RP dla syjonistów-rewizjonistów nie ograniczyła się tylko do szkoleń wojskowych. Na arenie Ligi Narodów minister Józef Beck wielokrotnie występował na rzecz powiększenia żydowskiego terytorium o pustynię Negew, tak aby Żydzi uzyskali dostęp do Morza Czerwonego. Polska udzieliła również Żabotyńskiemu wysokich "pożyczek" finansowych oraz umożliwiła tysiącom polskich Żydów nielegalne przedostanie się na Bliski Wschód. Odbywało się to oczywiście wbrew woli Wielkiej Brytanii, która słała kolejne protesty do Warszawy.

Skąd ten, wydawałoby się egzotyczny, sojusz? - Odpowiedź jest prosta: wspólnota interesów - podkreślał Laurence Weinbaum. - W późnych latach 30. w Polsce panowała zgoda co do tego, że Żydów jest za dużo. Że żydowskie miasteczka są przeludnione, a odsetek Żydów w miastach za wysoki. Popieranie syjonistów, którzy chcieli wywieźć Żydów na Bliski Wschód, było więc dobrym rozwiązaniem - mówił.

Organizujący całą akcję polski dyplomata Wiktor Tomir Drymmer pisał po latach: "W roku 1938 zwołałem wielką konferencję, na którą zaprosiłem wszystkie organizacje żydowskie. Zgodzono się jednomyślnie, że trzeba szukać różnych dróg dla emigracji żydowskiej, która jest konieczna". Efektem konferencji było powołanie Żydowskiego Komitetu Emigracyjno¬-Kolonialnego, oczywiście finansowanego przez Warszawę. Na początek wyłożyła ona sumę niemałą, bo 5 mln zł.

Zachęcony pozytywną reakcją Polaków Żabotyński wystąpił z wielkim planem ewakuacji Żydów z Polski do Palestyny. Miał on objąć 1,5 mln spośród 3,5 mln polskich Żydów. Operacja miała potrwać 10 lat, rocznie planowano przerzucać na Bliski Wschód około 150 tys. polskich Żydów.

"Stanowisko nasze - pisał Drymmer - pokrywało się kompletnie ze stanowiskiem syjonistów-rewizjonistów i organizacji do nich zbliżonych. Zawierało się ono w zdaniu: Żydowska, niepodległa Palestyna, możliwie jak największa, z dostępem do Morza Czerwonego".

"Wspólnota interesów" nie była jednak jedynym spoiwem łączącym piłsudczyków i żydowskich bojowników toczących zbrojną walkę o niepodległość. Obie grupy czuły bowiem, że występuje między nimi wielkie podobieństwo. Jak pisała jedna z członkiń Irgunu Lili Strasman, to, że część polskich Żydów zaniechała asymilacji i przeszła na tor bojowo-wyzwoleńczy, wynikało z ich wychowania w legendzie Legionów Piłsudskiego. "Czy w ogóle mogły istnieć grupy sobie bliższe? Oni, którzy poszli z motyką na słońce, i my, którzy czasem wydawaliśmy się sobie grupą szaleńców" - pisała pani Strasman, której mąż był polskim oficerem i zginął w Katyniu.

- Piłsudski był natchnieniem i największym idolem syjonistów-rewizjonistów - mówił mi żydowski historyk prof. Colin Schindler. - Pamiętali, jak podczas wojny rosyjsko-japońskiej jeździł do Tokio i jak przed I wojną światową organizował u boku Austro-Węgier legiony do walki z caratem. Tutaj nie chodziło zresztą tylko o niego, lecz o całą historię polskiego ruchu narodowowyzwoleńczego.

Historię garstki ludzi, którzy rzucili wyzwanie potężnemu imperium carów, co wydawało się szaleństwem. I ku zaskoczeniu świata polska walka z rosyjskim kolosem zakończyła się sukcesem. Na to samo liczyli syjoniści. Uważali, że jeżeli będą tak zdeterminowani i dzielni jak Polacy, to także wywalczą swoje państwo. Nie przez przypadek Polska była centrum ruchu syjonistów rewizjonistów. To tu byli najbardziej popularni. Ten ruch był przesiąknięty polskością.

Założona przez Piłsudskiego tajna Polska Organizacja Wojskowa (POW) była wzorem dla Żabotyńskiego i jego najbliższego współpracownika Abrahama Sterna do tworzenia własnych struktur bojowych. - Cały czas przypominali oni, że Piłsudski, aby osiągnąć swój cel, nie tylko używał przemocy, ale także metod wręcz terrorystycznych - podkreślił prof. Schindler. - Przecież on nawet rabował pociągi, aby zdobyć fundusze na swoje akcje. Dokładnie to samo w Palestynie robili syjoniści-rewizjoniści.

Poeta i żołnierz

Kluczową rolę w całej historii odegrał wspomniany Abraham Stern. Jeden z najbardziej bojowych żydowskich działaczy. To właśnie on kierował podziemną organizacją zbrojną na terenie Palestyny. A w 1939 r. przyjechał do Polski, aby nadzorować szkolenia swoich ludzi na poligonach w Andrychowie, Rembertowie i Warszawie.

"Stern wolał używać nazwiska hebrajskiego Ben Mosze - wspominał Drymmer. - Ben Mosze urodził się w Polsce. Wychowany na naszych poetach romantycznych (uwielbiał Słowackiego) i naszych bohaterach narodowych, za wzór stawiał sobie Piłsudskiego, którego wypowiedzi znał na pamięć i często przytaczał. Był doskonałym przywódcą, fanatycznym zwolennikiem zdobycia niepodległości Palestyny własnym, krwawym wysiłkiem. Za Adamem Skwarczyńskim powtarzał: 'Państwo zdobywa się krwią, buduje pracą'. Miał twarz i oczy proroka żydowskiego. Wyglądał na tego, kim był: poetę i żołnierza".

Kurs szkoleniowy w Andrychowie trwał cztery miesiące. Zgodnie z polsko-żydowską umową wkrótce miały rozpocząć się kolejne szkolenia - następnych kilkudziesięciu bojowników żydowskich już było przygotowanych na podróż z Palestyny do Polski. Wybuch wojny we wrześniu 1939 r. pokrzyżował jednak te plany. Mało kto wie, że w kolejnej grupie miał przyjechać do Polski Icchak Szamir, przyszły premier Izraela. Tak, ten sam, który zasłynął słowami, że "Polacy wysysają antysemityzm z mlekiem matki".

Wojna uniemożliwiła również przerzucenie do Palestyny kolejnego transportu broni i amunicji, który Polska podarowała syjonistom¬-rewizjonistom. Pozostał on w tajnym składzie przy ulicy Ceglanej w Warszawie. Klucze do tego składu miała zaś - cytowana wyżej - pani Strasman. Gdy wokół polskiej stolicy zacisnął się pierścień niemieckiego okrążenia, dzielna działaczka Irgunu udała się do dowodzącego obroną miasta gen. Waleriana Czumy i poinformowała zdumionego oficera o istnieniu broni. Nie wiadomo, czy zdążono jej użyć.

Rewanż

Co ciekawe, kontakty na linii piłsudczycy - prawicowi syjoniści nie urwały się wraz z wybuchem wojny. Nieoczekiwanie odżyły w 1942 r., gdy do Palestyny przybyła armia Władysława Andersa. To właśnie wówczas - za cichym przyzwoleniem generała - z polskiego wojska "zdezerterowało" około 3 tys. żydowskich żołnierzy, których duża część zasiliła szeregi podziemnych, antybrytyjskich organizacji zbrojnych.

Jednym z nich był słynny Menachem Begin. Jeden z najwybitniejszych działaczy ruchu syjonistyczno-rewizjonistycznego, który w przyszłości miał zostać premierem Izraela i laureatem Pokojowej Nagrody Nobla.

Abraham Stern nawiązał zaś kontakt z przebywającymi w Palestynie piłsudczykami. Postanowił odwdzięczyć się za okazaną kilka lat wcześniej pomoc. To dzięki wsparciu żydowskich prawicowców piłsudczycy mogli wydawać i kolportować na Bliskim Wschodzie nielegalną gazetę "Biuletyn Niezależnych", która była wymierzona w Związek Sowiecki i prosowiecki rząd Władysława Sikorskiego. Współpraca była tym łatwiejsza, że do Jerozolimy trafił Wiktor Tomir Drymmer.

"Jako przykład pozytywnego stosunku Irgunu i Hagany do naszych oddziałów w Palestynie - wspominał - było zwrócenie się jednej z tych organizacji do płk. Marszałka, dowódcy wojsk polskich, z życzeniem, by polskie samochody wojskowe miały wymalowane proporczyki na drzwiach. Proporczyk biało-czerwony widziany z daleka przez obserwatora żydowskiego zapobiegał odpaleniu miny na drodze czy szosie, po której krążyły samochody brytyjskie".

Chociaż Abraham Stern został w 1942 r. zamordowany przez brytyjską policję, droga, którą obrał wraz z towarzyszami swojej walki, okazała się słuszna. Tak jak Polacy w 1918 r. odzyskali niepodległość, tak syjoniści w 1948 r. stworzyli państwo Izrael. Pomoc, jaką otrzymali w latach 30. od Polski, była ważnym krokiem do spełnienia tego marzenia.

Źródło artykułu:WP Kobieta
historiaizraelżydzi
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)