"Życie dziecka położone na szali". Sąd uważa inaczej
Sąd przyznał rodzicom biologicznym opiekę nad 1,5-rocznym Stasiem, mimo że prokuratura bada, czy nie znęcali się nad dzieckiem. Matka zastępcza: - Nie mogę tego pojąć. Boję się, że dojdzie do tragedii.
- 1,5-roczny Staś od urodzenia był w pieczy zastępczej. Opiekunowie zauważyli, że po pobycie u rodziców biologicznych wraca posiniaczony.
- Prokuratura prowadzi śledztwo ws. znęcania się nad dzieckiem. Mimo to w styczniu 2025 r. sąd zdecydował, że rodzice biologiczni mają przejąć opiekę nad synem.
- Dr Anna Krawczak z fundacji Dajemy Dzieciom Siłę: - Dokumentacja medyczna chłopca jest wyjątkowo alarmująca. Decyzję sądu trudno zrozumieć.
- Jak tłumaczy sąd, wydając postanowienie, kierował się dobrem dziecka. Rodzice biologiczni zapewniają zaś, że nie bili syna. Sugerują, że przemoc mogą stosować rodzice zastępczy.
Tekst: Dariusz Faron, Michał Janczura
Takich chwil się nie zapomina.
Był ciepły czerwcowy dzień 2023 roku. Magda kończyła pracę o 14.00. Wychodziła ze żłobka, kiedy na ekranie telefonu wyświetlił się numer ośrodka adopcyjnego. Wystarczyło kilka zdań w słuchawce. Poczuła, że do oczu napływają jej łzy. Nogi dosłownie się ugięły. Osunęła się przy szafce, usiadła na podłodze.
Pani, która właśnie pchała przez szatnię wózek z obiadami dla dzieci, zrobiła wielkie oczy.
- Co się stało?!
Magda wzięła głęboki oddech. Nie wiedziała, czy zdoła wydobyć z siebie jakiś dźwięk.
- Chyba będę miała syna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Ciociu, czy my ci możemy zaufać?". Dzieci opowiedziały o piekle w rodzinie zastępczej
RADOŚĆ I PRZERAŻENIE
Głogów.
Dom jednorodzinny na obrzeżach miasta, kilkaset metrów od brzegu Odry. Magda i Szymon zapraszają na herbatę.
Białe ściany kontrastują z grubymi ciemnymi belkami, które tworzą klimat wiejskiej chaty. W pokoju dziecięcym pełno zabawek i gier. Chwilowo poszły w odstawkę, bo Staś woli stawać na fotelu i ścigać się po pokoju z Tadziem - młodszym chłopcem, który niedawno też trafił do rodziny zastępczej.
Magda pracuje jako opiekunka w żłobku. Niewysoka, długie włosy, sprawia wrażenie pewnej siebie. Szymon – wysoki, wysportowany, konkretny, jak na żołnierza zawodowego przystało. Starali się o dziecko sześć lat. Kilkadziesiąt wizyt u lekarzy, setki nieprzespanych nocy. Trzy poronienia.
W końcu zdecydowali się na adopcję.
Tamtego czerwcowego dnia Magda dostała informację z ośrodka adopcyjnego, że jest chłopczyk, który ich potrzebuje. Ma na imię Staś, urodził się trzynaście dni temu. Magda i Szymon jadą do ośrodka na odczytanie karty dziecka. Kierownik przedstawia im historię rodziny.
Mama brała w ciąży narkotyki i leki psychotropowe. Zażywała amfetaminę i LSD. Leczy się psychiatrycznie, cierpi na zaburzenia depresyjne i lękowe. Z partnerem mieszkali przez jakiś czas w garażu bez ciepłej wody i prądu. Kobieta nie prowadziła ciąży u lekarza, bo – jak tłumaczyła przed sądem - późno się o niej dowiedziała. Rodzice biologiczni, mówi dalej kierownik ośrodka, nie chcą dziecka.
Magda i Szymon są przerażeni. Nie wiedzą, czy dadzą sobie radę. Każde pytanie, które sobie zadają, nie przynosi odpowiedzi, tylko tysiąc kolejnych wątpliwości. Ale trzy dni po zapoznaniu się z kartą dziecka dzwonią do ośrodka, że są zdecydowani. Na razie stają się dla Stasia rodziną zastępczą. Procedura adopcyjna trochę potrwa.
Jadą odebrać dziecko ze szpitala.
- Przywieźli Stasia w małej mydelniczce. Kiedy zobaczyłam go pierwszy raz, myślałam, że zatrzyma mi się serce. Od razu mogliśmy go nakarmić, przytulić – opowiada Magda.
W drodze powrotnej zauważa w książeczce zdrowia, że nazwisko Stasia nie zgadza się z tym na postanowieniu sądu. Pierwsza czerwona lampka. Telefon do ośrodka. Okazuje się, że matka biologiczna jednak nie zrzekła się praw, ojciec biologiczny uznał syna.
Ośrodek uspokaja: w żaden sposób nie wpłynie to na procedurę adopcyjną, nie ma się czym martwić.
Magda i Szymon szybko się przekonają, że to nieprawda.
FIZJOTERAPEUTA I KARDIOLOG
Od początku wiedzieli, że będzie trudno. I faktycznie jest.
Jeżdżą ze Stasiem od lekarza do lekarza. Chłopiec ma wrodzoną wadę serca - noworodkowe zwężenie tętnic płucnych - więc konieczne są konsultacje kardiologiczne. Jest rehabilitowany przez fizjoterapeutów ze względu na wzmożone napięcie mięśniowe. Lekarzom nie podoba się też marmurkowa skóra dziecka. Diagnozują u niego zespół odstawienny ponarkotykowy. Początkowo Staś boi się każdego głośniejszego dźwięku. Gdy się go dotyka, sztywnieje. Wzdryga się przy zasypianiu.
Ale rodziców zastępczych martwi nie tylko stan zdrowia dziecka.
- Nasz miesiąc miodowy właściwie potrwał kilka dni. W piątek przywieźliśmy Stasia do domu, a w poniedziałek zadzwoniła do nas pani z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, że matka biologiczna chce się widzieć z dzieckiem – opowiada Magda.
Rodzice biologiczni składają wniosek o uregulowanie kontaktów z synem. 17 sierpnia 2023 r. odbywa się pierwsza rozprawa.
- Wszystko przemyśleliśmy. Odłożyliśmy własne marzenia na bok. Uznaliśmy z mężem, że jeśli ci państwo chcą odzyskać dziecko i stanąć na nogi, to im pomożemy. Powiedziałam to przed sądem. Poprosiłam tę kobietę, by nie widzieli w nas wrogów, bo to nie my zabraliśmy im Stasia - mówi dalej Magda.
Sąd decyduje, że rodzice biologiczni, Beata i Karol, będą widywać się z synem dwie godziny w tygodniu w siedzibie PCPR. Rodziny od początku się nie dogadują. Magda i Szymon są zdziwieni, że rodzice biologiczni nie pytają za wiele, żeby dowiedzieć się czegoś o dziecku. Beata i Karol uważają, że rodzice zastępczy sami powinni im opowiadać jak najwięcej.
Chcą odzyskać syna.
19 października 2023 r. Opiniodawczy Zespół Specjalistów Sądowych wydaje opinię nt. rodziców biologicznych i zastępczych.
"Postawy rodzicielskie i predyspozycje, kompetencje wychowawcze Beaty i Karola należy ocenić jako nieoptymalne. Badani wymagają korekty prezentowanych postaw, szczególnie w obszarze rozpoznawania potrzeb małoletniego dziecka, konsekwencji wychowawczej i nadopiekuńczości".
Specjaliści zaznaczają też, że "nie jest zasadna zmiana środowiska wychowawczego, tworzonego obecnie przez Magdalenę i Szymona. Posiadają oni wystarczająco dobre predyspozycje wychowawcze i osobowościowe, co pozwala im reagować na potrzeby małoletniego".
Tymczasem w marcu 2024 r., gdy Staś ma dziewięć miesięcy, sąd decyduje, że dziecko dodatkowo będzie jeździło do rodziców biologicznych raz w miesiącu na siedem godzin. Rodzice zastępczy mają je tam zawozić.
Ale najtrudniejsze dopiero przed nimi.
SINIAKI I ORZECHY
Magda opowiada:
Z pierwszej wizyty u rodziców biologicznych Staś wraca z siniakiem na czole. Matka tłumaczy, że uderzył się o kaloryfer. Innego dnia, że jednak o półkę ławy. Chłopczyk zaczyna raczkować. więc rodzice zastępczy uznają, że nie ma co panikować. Ale po każdej wizycie, twierdzi Magda, jest coś nie tak. Staś ma odparzoną pupę, innym razem wraca z wysypką.
Aż nadchodzi wrzesień 2024.
- Tamtego dnia Staś przyjechał do nas po 18.00. Gdy rozbierałam go do kąpieli, zobaczyłam siniak pod żebrem. Potem jeszcze jeden, na skroni. I kolejny – na splocie słonecznym. Nasz koordynator doradził, żebyśmy jechali na obdukcję - mówi Magda.
Tadzio, drugi chłopiec będący w ich pieczy, też jest dzieckiem po przejściach. Magda i Szymon po przejęciu opieki nad nim od razu spostrzegli, że coś jest nie tak. Tadzio miał obrzęk mózgu. U kilkumiesięcznego wówczas chłopca stwierdzono syndrom dziecka potrząsanego. Te doświadczenia wzmogły więc czujność Magdy i Szymona. Gdy widzą najmniejsze ślady przemocy, wolą reagować.
Dlatego po zauważeniu siniaków u Stasia alarmują PCPR i sąd, ale nic się nie dzieje. W listopadzie chłopiec po raz kolejny jedzie do rodziców biologicznych. - Płatki uszu miał bordowe i opuchnięte. Wyglądały jak ściśnięte i pociągnięte. Do tego siniak na lewym biodrze, odparzona pupa – wylicza matka zastępcza dziecka.
W grudniu po powrocie od Beaty i Karola Staś siniaków nie ma.
Ale, jak opowiada Magda, chłopiec nie może się wypróżnić, jęczy z bólu, trzyma się za brzuch. Matka biologiczna mówi, że dawała Stasiowi "trochę orzechów". USG wykazuje, że okrężnica jest wypełniona masami kałowymi. "Jelito cienkie bez widocznej perystaltyki". Lekarz tłumaczy, że w żołądku zalegają jakieś ciała stałe.
- Orzechy? - dopytuje Magda.
- Czemu dała pani dziecku tyle orzechów!? To nieodpowiedzialne! - wybucha lekarz.
Pediatra zaleca masowanie brzucha, ale to nie przynosi skutku. Pomagają dopiero wlewki przeczyszczające. Magda i Szymon nie mają już wątpliwości, że Staś nie jest u rodziców biologicznych bezpieczny.
Sąd uzna zupełnie inaczej.
LEKARZ: URAZY MOGŁY POWSTAĆ OD UDERZENIA
Obrażenia dziecka, o których mówi Magda, potwierdza dokumentacja medyczna.
W badaniu sądowo-lekarskim z września 2024 r. lekarz opisuje: "W okolicy bocznej powierzchni klatki piersiowej zasinienie ok. 2 na 2 cm. Podobne zasinienie z zaczerwienieniem w okolicy dolnego bieguna mostka. Zaczerwienienie skóry w okolicy prawej skroni na powierzchni 3 na 4 cm".
"Powyższe obrażenia mogły powstać w czasie podawanym przez panią Magdalenę. Mogą być spowodowane uciskiem dłoni i ewentualnym potrząsaniem".
Z kolei w opinii sądowo-lekarskiej sporządzonej 5 listopada 2024 lekarz odnotowuje:
"Podbiegnięcia krwawe małżowin usznych, przekrwienie skóry w okolicach odbytu i szpary pośladkowej. Stwierdzone obrażenia mogły powstać jako następstwo urazów tępych, jakimi mogą być uderzenia ręką, pięścią lub innym przedmiotem tępokrawędzistym".
Kiedy po zauważeniu pierwszych siniaków Magda alarmuje PCPR, a ten informuje policję, wobec rodziców biologicznych zostaje wszczęta procedura niebieskiej karty. A w październiku 2024 r. Prokuratura Rejonowa w Kościanie rozpoczyna śledztwo ws. znęcania się nad dzieckiem.
Śledztwo toczy się do dziś.
SĄD: DZIECKO MA WRÓCIĆ DO RODZICÓW BIOLOGICZNYCH
Mimo to sąd nie widzi przeciwwskazań, by listopadzie i grudniu 2024 r. zezwolić na kolejne urlopowania dziecka do Beaty i Karola. W połowie stycznia 2025 r. wydaje zaś postanowienie o przekazaniu Stasia pod opiekę rodziców biologicznych. Rodzina zastępcza zostaje rozwiązana.
Sąd nakazuje Magdzie i Szymonowi wydanie dziecka. Matkę biologiczną zobowiązuje natomiast do współpracy z kuratorem i asystentem rodziny, a także do kontynuowania leczenia psychiatrycznego. Rodzice biologiczni mają też kontynuować terapię neurologiczną i fizjoterapię syna.
Postanowienie nie zostało jeszcze wykonane, bo chłopiec zachorował na grypę. Ale gdy wyzdrowieje, ma trafić do rodziców biologicznych.
- Nie mieści mi się to w głowie. Nie nam rozstrzygać, czy rodzice biologiczni dopuszczają się przemocy, ale sygnały są bardzo niepokojące. Nie pojmuję, dlaczego w takiej sytuacji, w trakcie toczącego się śledztwa, przekazuje się dziecko ludziom, którzy mogą je krzywdzić - mówi Magda.
Dlaczego Sąd Rejonowy w Kościanie podjął taką decyzję?
Sędzia Violetta Dodot, która orzeka w tej sprawie, odesłała nas do rzecznika prasowego Sądu Okręgowego w Poznaniu. Tam otrzymaliśmy zapewnienie, że sędzia miała wszystkie informacje niezbędne do wydania decyzji.
Wiedziała o prowadzonym śledztwie, widziała zdjęcia dostarczane zarówno przez rodziców biologicznych, jak i zastępczych. Zapoznała się z obdukcjami i analizowała opinię zespołu specjalistów sądowych. I zapewnia, że podjęta decyzja jest realizacją interesów dziecka i ma służyć jego dobru.
Sąd podkreśla również, że rodzina zastępcza z założenia jest tymczasowa i zgodnie z przepisami celem nadrzędnym jest powrót dziecka do rodziny biologicznej. Zdaniem sądu spełniono warunki, by tak się właśnie stało.
Między rodzinami dochodziło do coraz większych nieporozumień, a kontakty dziecka z rodzicami biologicznymi miały być utrudniane przez rodzinę zastępczą.
Sąd nie wyjaśnia, na czym to utrudnianie miało polegać. Szczegółowo wyjaśni swoją decyzję w uzasadnieniu pisemnym, które jeszcze nie powstało.
DR ANNA KRAWCZAK: NIEWYTŁUMACZALNA DECYZJA SĄDU
Postanowienie o przekazaniu dziecka rodzicom biologicznym zszokowało nie tylko Magdę i Szymona.
- Moim zdaniem ta decyzja jest po prostu niewytłumaczalna. Skoro prokuratura prowadzi śledztwo, oznacza to, że organy państwa nie mają pewności, czy dziecko nie było w tym domu krzywdzone. Nie ma żadnego twardego argumentu, który uzasadniałby postawę sądu - mówi dr Anna Krawczak z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę.
I dodaje, że dokumentacja medyczna chłopca jest "wyjątkowo alarmująca".
Na prośbę WP Krawczak wykorzystała specjalistyczny kwestionariusz, którego jest autorką. Można dzięki niemu oszacować ryzyko stosowania przemocy i zaniedbywania dziecka. Narzędzie powstało na podstawie rozwiązań funkcjonujących w USA czy Nowej Zelandii. Zespół prawników i psychoterapeutów z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, dostosował je do polskich realiów i systemu prawnego. Obecnie narzędzie testują niektórzy pracownicy socjalni, kuratorzy i sędziowie rodzinni.
Czynnikami zwiększającymi ryzyko stosowania przemocy wobec dziecka są m.in. wiek poniżej trzech lat (jest wtedy szczególnie wrażliwe na urazy), uruchomiona procedura Niebieskiej Karty, urodzenie dziecka pod wpływem alkoholu bądź substancji psychoaktywnych czy wcześniejsza ingerencja sądu w wykonywanie władzy rodzicielskiej.
Według kwestionariusza, ryzyko krzywdzenia Stasia przez rodziców biologicznych jest "bardzo wysokie", a ryzyko zaniedbania - "wysokie". Krawczak zaznacza, że opierała się na twardych danych dostępnych w aktach i dokumentacji. Tłumaczy: przy analizie opartej na wywiadzie z konkretnymi osobami poziom ryzyka mógłby być jeszcze wyższy.
- Powrót pod wyłączną opiekę rodziców biologicznych wiąże się z realnym ryzykiem narażenia Stasia na cierpienie. Biorąc pod uwagę wiek chłopca i to, co wydarzyło się wcześniej w tej rodzinie, nie rozumiem, dlaczego zdecydowano się położyć na szali życie tego dziecka - kończy dr Krawczak.
RODZICE BIOLOGICZNI: NIE ZNĘCAMY SIĘ NAD SYNEM
Beata i Karol nie mogą się doczekać przybycia Stasia. Wszystko gotowe.
Na łóżku w kształcie indiańskiego tipi usadowiła się mała armia misiów. Pilnują ich Mały Książę i lis, którzy obserwują wszystko ze swojej planety. Mama Stasia sama namalowała ich na ścianie. Zajmuje się takimi rzeczami zawodowo.
Czyste, schludne mieszkanie. Na szafce przy wejściu zabytkowe kaski motocyklowe. Ściany salonu zdobią fotografie Stasia z rodzicami. Ona – drobna, niewysoka, z burzą loków. On – dobrze zbudowany, włosy zaczesane na bok.
Nie mają pojęcia, skąd się wzięły siniaki na ciele Stasia. Nie znęcali się nad dzieckiem. Wiedzą, jak zapewnić mu bezpieczeństwo. Problemem jest rodzina zastępcza, która nie chce im oddać syna. Zamierzają nawet złożyć zawiadomienie do prokuratury. Sugerują, że skoro Staś wychodził od nich bez obrażeń, a obdukcja pokazuje coś innego, przemoc mogą stosować rodzice zastępczy.
- Powiedzieli na początku, że zrobią wszystko, żeby mieć dziecko. To jest dla mnie wyczerpanie tematu - mówi Beata. - Zero kontaktu, zero pozwoleń na spotkania. Musieliśmy się zwrócić do sądu, żeby widywać własne dziecko.
Kobieta opowiada łamiącym się głosem, jak oddawali Stasia do pieczy. - To była najtrudniejsza decyzja w życiu. Potrzebowaliśmy jednak czasu, żeby znaleźć mieszkanie i stanąć na nogi. Bardzo chcieliśmy zabrać syna ze sobą, ale wiedzieliśmy, że nie mamy gdzie - tłumaczy.
"Incydenty bezdomności" im się zdarzały. - To był też nasz własny wybór. Nikogo tym nie krzywdziliśmy - podkreśla matka biologiczna. Nie wiedzieli, jak działa system pomocy społecznej. Wynajęli pokój, ale pracownicy socjalni powiedzieli, że dla dziecka to nie wystarczy. Dlatego postarali się o mieszkanie.
Pytamy o syndrom odstawienny Stasia. Informacja, że kobieta brała w ciąży amfetaminę i LSD, znajduje się w wypisie dziecka ze szpitala. Beata przekonuje, że robiono wówczas badania jej i chłopcu. Według niej byli "czyści".
- Syndrom odstawienny zauważył dopiero prywatny lekarz, do którego matka zastępcza poszła po wyjściu ze szpitala. W szpitalu inny specjalista zwrócił uwagę, że na stan dziecka mogły wpłynąć leki psychotropowe zażywane przeze mnie z zalecenia psychiatry – mówi mama Stasia.
Okazuje się, że w lutym - dwa miesiące przed tym, jak chłopiec pierwszy raz przyjechał do rodziców biologicznych na urlopowanie - kobieta trafiła do aresztu. Nie chce podawać szczegółów, ponieważ "są w to zamieszane inne osoby". Nie zdradza nawet, czego dotyczyła sprawa. Mówi, że "już wszystko wyjaśnione", a "zarzuty pod jej adresem się nie potwierdziły".
Z perspektywy rodziców biologicznych to "kuriozalne", że rodzice zastępczy stali się dla nich "przeciwnikami w walce o dziecko".
Mówią, że jeśli nie dojdzie do dobrowolnego przekazania chłopca, będą zmuszeni prosić o pomoc kuratora i policję, choć woleliby tego uniknąć. - Wtedy dojdzie do siłowego odbioru bez żadnego tłumaczenia - kończy ojciec Stasia.
Już po spotkaniu Beata wysyła nam maila.
"Cała nasza sytuacja to tragedia dwóch rodzin i przede wszystkim dziecka, które jeszcze nie bardzo rozumie, co się dzieje. Tak naprawdę nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji, ponieważ czy Staś będzie z nami, czy zostałby u nich, i tak najpewniej doświadczy jakiegoś rodzaju traumy.
Chcemy tylko przekazać, że nic nie jest proste i oczywiste, tak jak wszyscy sobie wyobrażają. A my nie jesteśmy tymi złymi rodzicami".
OBAWY
W sprawę zaangażowała się Rzecznik Praw Dziecka, Monika Horna-Cieślak. Zwróciła się do sądu, by wstrzymać decyzję o wydaniu dziecka rodzinie biologicznej. Horna-Cieślak uważa, że skoro obie rodziny wzajemnie się oskarżają, to do czasu wyjaśnienia sprawy chłopiec powinien trafić do innej rodziny zastępczej.
Teraz wszyscy czekają. Beata i Karol – z radością i lekkim zniecierpliwieniem. Magda i Szymon – z przerażeniem i żalem.
Rodzice zastępczy nie mogą się pogodzić z decyzją sądu. Zapowiadają zażalenie. - Potraktowano nas jak przechowalnię, a nie jak rodzinę, która ma uczucia i emocje. Ale tu przecież nie chodzi o nas. Najbardziej boli nas, że w sposób bardzo przedmiotowy potraktowano Stasia – zaznacza Magda.
Z Szymonem nawet nie wyobrażają sobie momentu, w którym ktoś tak po prostu zabierze im dziecko. Magda podkreśla: gdziekolwiek trafi chłopiec, najważniejsze, by po prostu był bezpieczny.
- Boję się o jego życie. Nie chcę któregoś dnia zobaczyć w telewizji zdjęcia Stasia z informacją, że doszło w Polsce do kolejnej tego typu tragedii. A nie mam pewności, że tak się nie stanie.
Dr Anna Krawczak przypomina, że w dokumentacji są wyniki obdukcji, zaś o sprawie zostały powiadomione odpowiednie instytucje.
- Jeżeli dojdzie w tym przypadku do przemocy wobec dziecka, nie mówmy później, proszę, że nie dało się tego przewidzieć. A Stasiowi nie można było pomóc.
***
Imiona Stasia i rodziców biologicznych zostały zmienione.
Dariusz Faron i Michał Janczura, dziennikarze Wirtualnej Polski
Chcesz skontaktować się z autorami? Napisz! dariusz.faron@grupawp.pl; michal.janczura@grupawp.pl